piątek, 20 grudnia 2019

"Cyrulik sewilski" w Polskiej Operze Królewskiej

fot. Karpati&Zarewicz, mat. prom. POK
To ostatnia w tym roku premiera Polskiej Opery Królewskiej na scenie Teatru Stanisławowskiego w Łazienkach, wymierzona w sam środek przedświątecznej gorączki. Il barbiere di Siviglia to opera znana i lubiana, uważana zgodnie za szczytowe osiągnięcie gatunku opera buffa.
Spektakl reżyseruje Jitka Sokalska, a kierownictwo muzyczne sprawuje David Runtz. Co gwarantuje, że inscenizacyjnie będzie "po bożemu", a muzycznie... bardzo szybko. Scenografię zaprojektowała jak zwykle Marlena Skoneczko.
Jako hrabia Almaviva wystąpi Karol Kozłowski, a jako Figaro - Tomasz Rak. Rosinę zagra i zaśpiewa Anna Radziejewska. To obsada gwarantująca poziom widowiska. W pozostałych rolach zobaczymy m.in. Wojciecha Gierlacha, Tatianę Hempel-Gierlach i Dariusza Macheja.
Premierowe przedstawienia 20 i 21 grudnia.
A potem to już z tylko karp i makowiec!

niedziela, 15 grudnia 2019

Mały koncert - wielka przyjemność

Jak już o tym wielokrotnie pisałam, prawdziwe mistrzostwo wykonawców objawia się również w formach małych, pozornie mniej efektownych niż wielogodzinne dzieła operowe czy oratoryjne. Z taką właśnie formą mieliśmy do czynienia w piątek 13 grudnia podczas wieczoru w Studio Koncertowym Polskiego Radia im. W. Lutosławskiego. W programie zaprezentowano: w części pierwszej Missa concertata La Lombardesca Bartłomieja Pękiela, w drugiej zaś - Let God arise, jeden z anthemów z cyklu Chandos Anthems nr 11a, HWV 256a Georga Friedricha Haendla.
Od lewej Marta Boberska, Aleksander Rewiński, Martyna Pastuszka,
John Butt; fot. IR
Pękiel jest postacią dość tajemniczą, niekiedy kwestionuje się nawet jego narodowość. Wiadomo na pewno, że pracował w latach 30. XVII wieku na wazowskim dworze w Warszawie, a w latach 1658-1664 na Wawelu. Jak to w przypadku kompozytorów XVII-wiecznych  często bywało, w twórczość Pękiela pojawia się zarówno prima practica, jak i seconda practica. Jednak Missa concertata La Lombardesca jest dziełem wyjątkowym zarówno ze względu na dużą obsadę (zespoły wokalne i instrumentalne), jak i ze względu na swój taneczny charakter, inspirowany - sądząc także z tytułu - tańcem lombardzkim. Mszę wykonywał Chór Polskiego Radia z towarzyszeniem niewielkiej obsady instrumentalnej {oh!} Orkiestry Historycznej, partie solowe wykonywali również członkowie Chóru: Magdalena Pikuła, Matylda Staśto-Kotuła, Paweł Fundament, Andrzej Zawisza.
Przyznam szczerze, że nie znałam wcześniej tej mszy i urzekła mnie zarówno swoim melodyjnym wdziękiem (przepiękne Kyrie!), jak i dynamicznym, niemal energetycznym brzmieniem (Gloria, Sanctus). Oryginalnym zabiegiem instrumentacyjnym jest użycie w tej mszy trzech puzonów, które jednak brzmią w niej wyjątkowo subtelnie. Blachy są często achillesową piętą orkiestr barokowych. jednak muzycy oh! Orkiestry nie zawiedli i grali bezbłędnie.
Chandos anthems to cykl utworów powstałych podczas pobytu Haendla w Cannons w latach 1717-1719, dedykowanych księciu Chandos. Let God arise jest ostatnim z tego cyklu, składa się z ośmiu części i łączy - jak to u Haendla - temat religijny (śpiewane są psalmy) z niemal operowym muzycznym zacięciem. Mamy więc sonatę instrumentalną na początek, chór wprowadzający i zamykający utwór (wystąpił Chór Polskiego Radia), arie tenorową (wykonaną z niebywałą energią przez Aleksandra Rewińskiego), sopranową (Marta Boberska - jak zwykle klasa), duet altu i basu (Matylda Staśto-Kotuła i Dominik Kujawa).
Całością tego programu dowodził John Butt, dyrygent i klawesynista w Polsce już dobrze znany, założyciel zespołu Dunedin Consort, którego interpretacje Haendlowskiego Samsona mieliśmy okazję podziwiać podczas Misteria Paschalia w 2018 roku. Entuzjazm z jakim maestro podchodzi do muzyki Haendla był widoczny również w piątek i przyznam, że w pełni go podzielam! A podsumowując - koncert był niezbyt długi, ale wyjątkowo piękny, bezbłędnie wykonany (szczególne brawa dla Orkiestry Historycznej!) i sprawił - nielicznym, niestety - widzom ogromną przyjemność!.

piątek, 29 listopada 2019

Na listopadową chandrę - Bach

Nie znam osoby, która by lubiła listopad. W ubiegłym roku od jesiennej depresji ratowało mnie czekanie na Alcinę - wersję koncertową opery zainscenizowanej podczas Festiwalu Oper Barokowych Dramme per Musica. W tym roku liczyłam na operę Vinciego na Zamku Królewskim, ale niestety do Zamku nie dotarłam, czego odżałować nie mogę.
Finał miesiąca przynosi za to malutka pociechę w postaci koncertu z cyklu "Bach UW - 200 kantat Bacha na 200-lecie Uniwersytetu Warszawskiego". Koncert odbędzie się dzisiaj, czyli w piątek 29 listopada w sali Audytorium Maximum, a w programie obok dwóch kantat: Christen, atzet siesen Tag BWV 63 i Unser Mund sei voll Lachens BWV 110 usłyszymy również Magnificat BWV 243.
Wystąpią soliści: Joanna Radziszewska-sojka, Alicja Ciesielczuk, Joanna Święszek, Szczepan Kosior i Dawid Biwo, oraz chór Octava ensemble i zespół Collegium Copernicus z Krakowa pod kierunkiem Zygmunta Magiery.
A grudzień, który już za pasem, przyniesie kolejną edycję festiwalu Actus Humanus Nativitas i - niespodziewanie - 13 grudnia koncert w Studio Lutosławskiego z muzyką Pękiela i Haendla. Jakoś wytrzymam...

piątek, 15 listopada 2019

Jubileusz Marty Boberskiej

Jubilatka w objęciach dyrektora POK; fot. IR
To niewiarygodne, ale jedna z najbardziej znanych solistek Polskiej Opery Królewskiej, przez wiele lat związana z Warszawską Operą Kameralną, obchodziła właśnie jubileusz 25-lecia pracy artystycznej. Na koncert z tej okazji Opera Królewska zaprosiła widzów i słuchaczy wczoraj, 14 listopada, do Studia Koncertowego im. W. Lutosławskiego. Artystce towarzyszyła Capella Regia Polona, czyli orkiestra grająca na instrumentach historycznych. Repertuar ułożono zgodnie z tym kluczem - nie było więc Mozarta, w którym Boberska czuje się tak swobodnie, np. jako Zuzanna Weselu Figara - modelowa wręcz w tej roli.
W pierwszej części usłyszeliśmy więc na wstępie koncert Telemanna, a po nim świecką kantatę Bacha Non sia che sia dolore BWV 209 (w języku włoskim) na sopran solo i zespół kameralny. Ale dopiero w drugiej części poświęconej przebojowym ariom z oper Haendla (m.in. Kleopatry z Juliusza Cezara, Almireny z Rinalda i Morgany z Alciny) Marta Boberska poczuła się naprawdę swobodnie i pokazała swoje głosowe i interpretacyjne możliwości. A przecież wiemy, że są znakomite. I to w bardzo szerokim repertuarze: od Monteverdiego po Mozarta!
Zaskakująca była kiepska forma orkiestry, która w pierwszej części wyraźnie grała bez precyzji i zaangażowania. W takiej formie lepiej nie brać się za Bacha! Na szczęście w drugiej muzycy nieco się ożywili i starali się przynajmniej nadążyć za świętującą solistką. To wzbudziło mój ostrożny optymizm co do marcowej premiery Haendlowskiej Rodelindy.
Marta Boberska po obowiązkowym bisie i średnio udanej laudacji dyrektora POK Andrzeja Klimczaka zeszła ze sceny z trudem dźwigając imponujące naręcza kwiatów. Życzymy dalszych lat udanego śpiewania i wielu artystycznych satysfakcji!

czwartek, 14 listopada 2019

"Gismondo" podczas Festiwalu EUFONIE

Największe wydarzenie na listopadowej scenie barokowej zbliża się wielkimi krokami. Już w najbliższą środę 20 listopada na Zamku Królewskim w Warszawie usłyszymy koncertową wersję opery Leonarda Vinciego Gismondo, Re di Polonia.
Opera to dzieło znanego w swojej epoce, lecz stosunkowo młodo zmarłego w niejasnych okolicznościach Leonarda Vinciego, po raz pierwszy została pokazana w 1727 roku w Rzymie. Twórczość Vinciego była przez lata zapomniana, jego znakomite dzieła są dopiero odkrywane przez współczesne sceny operowe. Gismondo jest inspirowany dziejami Polski, choć nie należy oczekiwać historycznej wierności. To w końcu barok!
Swoją polską prapremierę opera Vinciego miała we wrześniu ubiegłego roku podczas XI Międzynarodowego Festiwalu Muzyki Dawnej Improwizowanej All'Improvviso w Gliwicach, a koncert powtórzono później w Wiedniu. W czerwcu tego roku Gismonda zagrano w Moskwie. Teraz kolejną okazję zyskali miłośnicy opery barokowej w Warszawie, gdzie wykonanie dzieła Vinciego odbędzie się w ramach II Międzynarodowego Festiwalu Muzyki Europy Środkowo-Wschodniej EUFONIE.
Skład solistów nieco się zmienił, niestety dotyczy to pary głównych bohaterów - Yuriya Mynenekę i Sophie Junker zastąpią Nian Wang i Suzanne Jerosme. W roli tytułowej za to niezmiennie Max Emanuel Cencić, w pozostałych zaś Agnieszka Kubas-Kruk, Dilyara Idrisowa, Jake Arditti i Nicolas Tamagna. Ale gwarantem jakości w moich oczach (raczej uszach...) jest {oh!} Orkiestra Historyczna pod kierunkiem Martyny Pastuszki i Marcina Świątkiewicza.
Koncert w Gliwicach był wydarzeniem niezapomnianym i wiele sobie obiecuję po kolejnym spotkaniem z Vincim. Bilety, oczywiście, wyprzedane. Kto nie zaopatrzył się w porę, może już zacząć żałować...

niedziela, 3 listopada 2019

EUFONIE - nowa pozycja na festiwalowej mapie

To dopiero druga edycja Międzynarodowego Festiwalu Muzyki Europy Środkowo-Wschodniej EUFONIE, ale w terminarzu miłośników muzyki dawnej to w tym roku pozycja obowiązkowa. A wszystko za sprawą koncertu, który 20 listopada odbędzie się na Zamku Królewskim w Warszawie, czyli koncertowej wersji opery Leonarda Vinciego Gismondo, Re di Polonia. O samej operze pisałam podczas ubiegłorocznej prapremiery polskiej na Festiwalu All'Improvviso w Gliwicach i pisać będę znowu z okazji warszawskiego koncertu. Ale to nie jedyne wydarzenie warte uwagi na tegorocznych EUFONIACH.



Festiwal organizowany przez Narodowe Centrum Kultury pod skrzydłami MKiDN jest wyraźnie na fali wznoszącej. Podczas premierowej edycji w ubiegłym roku zaproszono publiczność na 11 koncertów z muzyką klasyczną, współczesną i elektroniczną. W tym roku organizatorzy przytłaczają nas niemal swoimi zapowiedziami: 15 koncertów, 8 orkiestr, 3 prapremiery i 7 premier polskich. To będzie niesamowity maraton!
Festiwal ma formułę otwartą, dlatego propozycje są niezwykle zróżnicowane. Ze względu na założenia festiwalu - szukać należy związków z naszym regionem - od Bałkanów, przez kraje naszej części kontynentu, aż po Skandynawię. Ale te związki mogą być rozmaite - narodowość kompozytora, wykonawców, tematyka dzieła itd. Od tej różnorodności zakręcić się może w głowie. Ale nie konsekwencja ma być najmocniejsza stroną EUFONII, a raczej bogactwo i różnorodność. A więc i muzyka dawna - wzmiankowana wyżej opera barokowa, i dzieła bliższe współczesności - symfoniczne (np. kompozycje Szostakowicza i Wajnberga w Filharmonii Narodowej) i kameralne (Pavel Haas Quartet), aż po całkiem współczesną, także elektroniczną (m.in. Bilińska) i etniczną (David Krakauer i Orkiestra Klezmerska Teatru Sejneńskiego), a nawet dzieła zamówione specjalnie na ten festiwal (np. widowisko Pieśń o śmierci na podstawie Rozmowy mistrza Polikarpa ze Śmiercią przygotowane przez Adama Struga i zespół Monodia Polska). Festiwal rozpocznie spektakularny koncert Orkiestry NOSPR pod kierunkiem Rossena Gergova z udziałem Davida Krakauera (15 listopada), a zakończy Polskie Requiem Pendereckiego w wykonaniu Sinfonii Varsovii pod batutą Zsolta Nagy z udziałem Chóru FN i solistów, m.in. Anny Radziejewskiej i Tomasza Koniecznego (23 listopada). Pełny program na stronie festiwalu.
Jednym słowem - będzie się działo!
I jeszcze spot na zachętę.

wtorek, 29 października 2019

Program opera Rara 2020

Franco Fagioli
To informacja, która stawia na nogi cały barokowy światek. Program przyszłorocznej edycji festiwalu Opera Rara, a w niej prawdziwa perełka - Sigismondo Rossiniego z kontratenorem Franco Fagiolim w roli tytułowej. To oczywiście polska prapremiera. Na dokładkę w Teatrze Słowackiego, gdzie opery słucha się wyjątkowo dobrze, nawet jeśli nie jest to opera barokowa (Sigismondo jest datowany na 1814 rok). W dodatku przewidziano aż cztery spektakle - z programu wynika, że będzie to wersja sceniczna w reżyserii Kristiana Lady. Zagra oczywiście Capella Cracoviensis, z którą Fagioli już przecież występował, a nawet nagrał płytę. W dodatku mamy z wątek polski, jako że tytułowy król Zygmunt nawiązuje - przynajmniej imieniem - do polskich władców, choć akcja nie ma nic wspólnego z polska historią. (Zupełnie jak w Gismondo, Re di Polonia Vinciego, którego będziemy mogli posłuchać na warszawskim Zamku Królewskim 20 listopada). Jednym słowem - mamy nareszcie prawdziwe operowe wydarzenie i jest na co czekać. Fagioli jest wciąż w wysokiej formie, Rossiniego śpiewa świetnie, więc zapowiada się operowa uczta.
W festiwalowym pakiecie dostaniemy też Il Ballo delle Ingrate Monteverdiego w połączeniu z kompozycjami Teoniki Rożynek, co przypomina mi jako żywo tegoroczny spektakl Cassandra, w którym kantatę Marcella połączono z Justem Davida Langa. Opera Rara lubi takie nieco zwariowane projekty.
Tak czy owak - z punktu widzenia miłośników dawnej opery, a śpiewu kontratenorowego w szczególności - Sigismondo to strzał w dziesiątkę. Opera Rara - brawo!

niedziela, 20 października 2019

Nowy sezon w Polskiej Operze Królewskiej

W środę 16 października Polska Opera Królewska zaprosiła grono zaprzyjaźnionych mediów na konferencję prasową poświęconą z jednej strony rozpoczynającemu się własnie kolejnemu sezonowi, z drugiej - pierwszemu ważnemu wydarzeniu tego sezonu, czyli zbliżającej się premierze opery Henry'ego Purcella Dido and Aeneas. O premierze za chwilę, a na początek kilka ważnych informacji o nowym sezonie w POK.
Andrzej Klimczak, który jest już pełnoprawnym dyrektorem POK, deklaruje kontynuację specyficznego klimatu, jaki scenie w Łazienkach nadał jej twórca, czyli Ryszard Peryt. Stąd zastrzeżenia, że będzie "po Bożemu", stąd liczne paralele i szukanie rocznic i nawiązań. A w nowym sezonie w tym własnie nurcie tradycyjnym premiery Cyrulika sewilskiego Rossiniego (20.12) i La finta gardiniera Mozarta (czerwiec?), obie wyreżyseruje Jitka Stokalska, a poprowadzi David Runtz, który stał się chyba stałym dyrygentem orkiestry POK.
Nie porzuca też POK baroku (na szczęście!), stąd premiera opery Purcella (26 i 27.10), a w drugiej połowie sezonu Haendlowska Rodelinda, którą wyreżyseruje Janusz Wiśniewski. W obu spektaklach grać będzie Capella Regia Polona pod Krzysztofem Garstką.
POK uczci, oczywiście, stulecie urodzin papieża-Polaka, ale zrobi to w sposób nieoczekiwany, premierą zamówionej specjalnie na tę okazję opery Krzesimira Dębskiego Hiob na motywach dramatu Karola Wojtyły z 1940 roku o tym tytule. Operę wyreżyseruje Tomasz Cyz, a premierę przewidziano na 14/15 maja przyszłego roku. Dzieło jest in statu nascendi i nikt go jeszcze nie słyszał, ale znając Cyza, może to nie być tak całkiem "po Bożemu".
Komplet premier obejmuje również przewidziany na połowę listopada Śpiewnik domowy Moniuszki w reżyserii Andrzeja Strzeleckiego i koncertową wersję Requiem Tomasza Opałki w Studio S1 (24.04).
Większą część spotkania poświęcona jednak Purcellowi, z nostalgią wspominając jego WOK-owską
wersję z lat 90-tych ubiegłego wieku - występowała w niej m.in. Olga Pasiecznik, która teraz będzie jedną z Dydon, obok Anety Łukaszewicz, a Belindę - podobnie jak obecnie - śpiewała Marta Boberska. Padła deklaracja, że tej Perytowskiej wersji "pozostaniemy wierni". To mnie nieco przeraziło, bo co prawda nie widziałam tej opery w WOK w latach 90-tych, ale miałam okazję obejrzeć jej wznowienie w 2015 i naprawdę nie chciałabym znów oglądać jej na scenie! (Jeśli chcecie wiedzieć dlaczego - moja relacja z tego spektaklu tutaj). Na szczęście reżyserii podjęła się Natalia Kozłowska, w której gust i kompetencje ufam, a która przygotowywała własnie to dzieło Purcella jako swoją pracę dyplomową w Collegium Nobilium w 2010 roku. Mówiła zresztą o swojej wizji opery ze swobodą i entuzjazmem, co pozwala mieć nadzieję na spektakl nieprzypominający wizyty w rekwizytorni starego teatru. Jest zresztą jedną z najzdolniejszych reżyserek operowych w Polsce, co potwierdziła wielokrotnie, równiez na scenie w Łazienkach. (O swoim stosunku do barokowego repertuaru mówiła ciekawie w wywiadzie w 2016 roku). O swojej interpretacji Wiedźmy opowiadała też Dorota Lachowicz (również ze starej obsady), za to Eneaszem będzie młody tenor Michał Janicki i różnica wieku pomiędzy głównymi protagonistami w operze będzie zdaje się jednym z ciekawych wątków tej inscenizacji. Opera jest krótka, ale będzie bogatsza o prolog ujęty - wg słów reżyserki - jako "teatr w teatrze". Tak więc - mimo początkowych obaw - zawieszę swój sceptycyzm na kołku i dam szanse Purcellowi i scenie w Łazienkach!

wtorek, 24 września 2019

"Alcina" po roku

To było już ostatnie z nawiązań do litery "A" na festiwalowym plakacie. Po przypomnianej po pięciu latach Agrippinie, premierze scenicznej Aci, Galatea e Polifemo, przyszedł czas na reaktywację ubiegłorocznej Alciny. Jak się udała?
Spektakl wystawiony podczas tegorocznej edycji Festiwalu Oper Barokowych Dramma per Musica w Małej Warszawie był równie dobry jak podczas ubiegłorocznej premiery. Ta sama obsada, te same znakomite kreacje zarówno postaci pierwszoplanowych - Olgi Pasiecznik jako Alciny i Anny Radziejewskiej jako Ruggiera, jak i ważnych postaci drugiego planu - Olgi Siemieńczuk jako Morgany, Joanny Krasuskiej-Motulewicz jako Bradamante, Karola Kozłowskiego jako Oronte, Artura Jandy jako Melissa i Joanny Lalek jako Oberta. Ta sam znakomicie prowadzona orkiestra festiwalowa Royal Baroque Ensemble pod kierunkiem niezmordowanej Lilianny Stawarz, ta sama grupa tancerzy prowadzonych przez reżysera spektaklu Jacka Tyskę. Artyści wydawali się swobodniejsi, minął premierowy stres, została natomiast przyjemność obcowania z genialną materią muzyczną.

Załoga Alciny przyjmuje zasłużone brawa; fot. IR
Nie mam więc żadnych zasadniczych refleksji na temat tego spektaklu, odmiennych niż moja ubiegłoroczna relacja. Genialne Ah, mio cor! Olgi Pasiecznik znów wywołało ciarki, swoboda i ekspresja Anny Radziejewskiej znów zachwycała, brawura Joanny Krasuskiej-Motulewicz imponowała, koloratura Olgi Siemieńczyk była tak samo piękna, kreacja Joanny Lalek równie urocza, żal, że Artura Jandy tak mało - ten sam. Karol Kozłowski był w dobrej formie i śpiewał nawet lepiej niż ostatnio a jego podskoki w ostatniej arii mniej zdumiewały. Reżyseria Jacka Tyski udana, choć nie do końca zgodna z moją wizją tej opery. Ale wiele pomysłów inscenizacyjnych było całkiem dobrych, no i partie taneczne - w końcu specjalność reżysera - były naprawdę świetne.
Ten spektakl stanowił więc dla mnie rzeczywisty, choć nieoficjalny - finał festiwalu. Bardzo udanej edycji poświęconej w przeważającej i najważniejszej części twórczości Georga Friedricha Haendla (dostaliśmy jeszcze oratorium Saul w interpretacji artystów prowadzonych przez Agnieszkę Żarską). Liliana Stawarz odgrażała się na konferencji zapowiadającej festiwal, że w przyszłym roku Haendla nie będzie (co wcale mnie nie cieszy), ale poświęcenie tegorocznej edycji temu twórcy było posunięciem świetnym.
No i, mówiąc szczerze, to mu się po prostu należało!

piątek, 20 września 2019

Oratorium Stradelli na Festiwalu Oper Barokowych

Soliści i Andrea de Carlo "zstępujacy" po schodach; fot. IR
Musze przyznać ze wstydem, że to było moje pierwsze w pełni świadome obcowanie z muzyką Alessandra Stradelli. Owszem, słyszałam o nim co nie co, ale nie zainteresowałam się wcześniej. Dopiero wczorajszy koncert 19 września w kościele Świętej Trójcy w ramach Festiwalu Oper Barokowych Dramma per Musica stał się dla mnie okazją do wysłuchanie jednego z jego najpopularniejszych dzieł sakralnych i przyznam, że było to odkrycie bardzo przyjemne.
Twórczość Stradelli przypada na drugą połowę XVII wieku i stanowi dla mnie swoisty łącznik pomiędzy stylistyką typowa dla pierwszej połowy XVII wieku, której najwybitniejszym przedstawicielem był Claudio Monteverdi, a stylem charakterystycznym dla włoskiej opery wieku XVIII w jej najbardziej znanych odmianach - weneckiej i neapolitańskiej. A równocześnie kompozytor niewątpliwie swój własny styl, bardzo oryginalny i ciekawy. Pisze o nim w programie festiwalowym frapująco Andrea del Carlo, podobno od lat niestrudzony propagator twórczości Stradelli, kompozytora, który podzielił los wielu artystów jemu współczesnych i został niemal zupełnie zapomniany. Dziś przywraca się twórczość tych artystów publiczności, a kolejne premiery staja się wydarzeniami, a nawet sensacjami na scenach muzycznych.
Taką premierą na polskiej scenie było właśnie wczorajsze wykonanie oratorium San Giovanni Battista, które w czasach kompozytora cieszyło się podobno ogromna popularnością. Dwuczęściowy utwór wykonano bez przerwy - półtoragodzinny koncert był na pewno znaczącym wysiłkiem dla muzyków formacji Gradus and Parnassus pod kierunkiem właśnie Andrea de Carlo. Orkiestra wystąpiła w stosunkowo dużym składzie z dodatkową sekcją skrzypiec - przeciwstawienie sobie sekcji concertino i concerto grosso było podobno własnym wynalazkiem Stradelli.
Kilka słów o solistach. w tytułowej roli Jana Chrzciciela wystąpiła Elwira Janasik, której głos ogromnie lubię i cenię od momentu kiedy słyszałam ja po raz pierwszy w operze Vinciego Semmiramida roconosciuta.. Nie miała jednak prawdę mówiąc roli dominującej, co jest częste przy partiach tytułowych.  Zaśpiewała w pierwszej części dwie ciekawe arie, później jednak jej rola polegała na wygłaszaniu napominających pouczeń pod adresem Heroda.
Prym wiodła przede wszystkim Herodiada w interpretacji Doroty Szczepańskiej o pięknym kryształowym sopranie, który miejscami brzmiał pięknie, zwłaszcza w ariach "kokieteryjnych", czasem jednak w partiach bardziej dramatycznych stawał się zbyt ostry. Drugą wiodącą postacią był Herod w interpretacji Karola Skwary i wydaje mi się, że jego bas brzmiał wyjątkowo dobrze w tym oratorium. Pozostałe postacie to Herodiada matka w wykonaniu Iwony Leśniowskiej-Lubowicz i Consigliere w interpretacji Przemysława Baińskiego (uprzedzono, że jest chory, więc nie miał możliwości pokazać pełni swoich możliwości). Cała piątka wykonywała partie chóralne, występowali też w rozmaitych konfiguracjach w tercetach i duetach - partie zbiorowe były jednymi z najpiękniejszych w tym oratorium.
Muzyka Stradelli zachwyciła mnie na tyle, że na pewno wezmę udział w koncercie 30 września, na którym grupa solistów i instrumentalistów ze Szwecji wykona jego serenatę Forza delle Stelle. Myślę, też, że Stradella zasługuje na dołączenie do panteonu moich ulubieńców na stronie dolcetormento.pl, Zwłaszcza, że jego życiorys obfituje w spektakularne wydarzenia! A oratorium San Giovanni Battista zasługuje na bardziej szczegółowa analizę, co pewnie wkrótce nastapi.

czwartek, 19 września 2019

"Acina" znów

A jak Alcina!
Dziś na Festiwalu Oper Barokowych oratorium Stradelli, ale wielbiciele Haendla, którego w tym roku dostarczono nam w ilościach imponujących, czekają na powtórkę ubiegłorocznej festiwalowej premiery, czyli na Alcinę. Spektakle zostaną przypomniane 20 i 21 września na scenie Małej Warszawy.
Alcina to jedna z najpopularniejszych oper Haendla. I nie przypadkiem. Jest prawdziwym zbiorem przebojowych arii, ukazuje ponadczasowe emocje, ma niemal magiczną atmosferę, stwarza wykonawcom zupełnie niepowtarzalną okazję do artystycznego popisu. Z której to okazji twórcy festiwalowej Alciny dobrze skorzystali.
W rolach wiodących pierwsze damy polskiego baroku, czyli Olga Pasiecznik jako Alcina i Anna Radziejewska jako Ruggiero. Inscenizację przygotował Jacek Tyski, więc spodziewajcie się ciekawych partii baletowych. No i znów będzie okazja do posłuchania rozdzierającego Ah, mio cor! w interpretacji Olgi Pasiecznik. Bezcenne.
Dla przypomnienia sobie ubiegłorocznych wrażeń zapraszam do lektury mojej ubiegłorocznej relacji tutaj.

wtorek, 17 września 2019

Kolejne oratorium na FOB

To chyba królowa Krystyna?
Uwzględnienie w programie Festiwalu Oper Barokowych jednego dzieła sakralnego jest już tradycją. Która w tym roku została przełamana przez zaproszenie na... dwa takie koncerty. We wtorek 10 września mogliśmy posłuchać oratorium Saul Haendla w znakomitym wykonaniu Baroque Collegium 1685 pod batutą Agnieszki Żarskiej, w tym tygodniu natomiast - w czwartek 19 września - w tym samym miejscu, czyli w kościele ewangelicko-augsburskim Świętej Trójcy - usłyszymy oratorium Alessandra Stradelli San Giovanni Battista. Wystąpi czwórka solistów i orkiestra Gradus ad Parnassum tym razem pod kierunkiem Andrea del Carlo.
Nie wiem, czy to moda na Stradellę, ale już kilka dni później, 30 września Ambasada Szwecji i parafia kościoła Świętej Trójcy zapraszają na kolejny koncert tego kompozytora - serenatę La Forza delle Stelle. Zagra Szwedzka Królewska Orkiestra Kameralna Christina Consort pod batutą Matsa Liljeforsa, a wystąpi pięcioro solistów. Skąd wątek szwedzki? Serenatę do wiersza Francesco Petrarki skomponował Stradella na zamówienie szwedzkiej królowej Krystyny, która po abdykacji w 1654 roku mieszkała w Rzymie. A koncert ma uczcić 100-lecie wznowienia stosunków dyplomatycznych Polski i Szwecji.
Świetnie! Dla barokowego koncertu każdy pretekst jest dobry.
Wstęp na oba koncerty wolny!

poniedziałek, 16 września 2019

Ile koncertów może pomieścić jeden weekend?

Wrocław Baroque Ensemble pod batutą Andrzeja Kosendiaka; fot. IR
Renesansowi myśliciele parodiowali scholastyczne wywody Tomasza z Akwinu, rozważając, ile diabłów może się zmieścić na łebku szpilki. To zdanie kołatało mi się po głowie w ostatnim tygodniu, kiedy biegałam z koncertu na koncert, usiłując pogodzić chęć uczestnictwo w Festiwalu Oper Barokowych w Warszawie z festiwalem Wratislavia Cantans we Wrocławiu. Ile koncertów jestem w stanie "zaabsorbować"?
Po pojedynku kontratenorów na Zamku, fantastycznym Saulu i próbie generalnej Acisa, Galatei i Polifema w Warszawie, w końcu wylądowałam we Wrocławiu na wyczekiwanej od dawna Judycie triumfującej. W najbliższych dniach wrócę do tych koncertów i zaproponuję na ich temat dłuższe teksty - myślę tu oczywiście o Saulu, Acisie i Judycie.
A dziś kilka słów o sobotnim wrocławskim koncercie w kościele akademickim zatytułowanym poetycko Weneckie inspiracje. Zawierał głównie kompozycje Mikołaja Zieleńskiego ze zbiorów  Offertoria totius anni Communiones totius anni. Zieleński, maestro di capella na łowickim dworze arcybiskupa Wojciecha Baranowskiego, ówczesnego prymasa, ułożył i - co ważne - wydał w 1611 roku w Wenecji zbiory swoich kompozycji. Są to przede wszystkim dzieła polichóralne (Offertoria), ale i utwory sześciogłosowe z obsadą instrumentalną. Co ciekawe - niektóre pojawiają się w dwu wersjach: z zapisem z ornamentacjami (tzw. gorgia) i bez ozdobników. Oba zbiory ułożył Zieleński w cykle roku liturgicznego, co charakterystyczne - polskiego roku, który nie do końca pokrywa się z zachodnim jeśli chodzi o popularność niektórych świąt.
Kompozycje Zieleńskiego tkwią silnie w typowej dla tego czasu estetyce muzycznej, choć są całkiem zgrabne i słuchało się ich z prawdziwą przyjemnością. Zasługa w tym oczywiście Wrocław Baroque Ensemble - niewielkiego zespołu instrumentalistów i grupy dwunastu śpiewaków prowadzonych przez dyrektora Narodowego Forum Muzyki Andrzeja Kosendiaka. Koncert zadedykowano twórcy festiwalu Andrzejowi Markowskiemu w 95. rocznicę urodzin.
W festiwalowym programie podano z dumą, że Zieleński był jedynym polskim kompozytorem, któremu udała się wówczas taka sztuka - przygotowanie i wydanie w prestiżowej weneckiej oficynie Giacoma Vincentiego swoich własnych kompozycji. Wenecja była wówczas - na przełomie XVI i XVII wieku jednym z najważniejszych centrów muzycznego świata. Ja jednak - zamiast dumy - poczułam smutek. Nawet nie z tego powodu, że Zieleński to nie Monteverdi, ale przede wszystkim dlatego, że był jedyny. Tak że tak...

czwartek, 12 września 2019

"Gismodo, re di Polonia" na festiwalu Eufonie

Gismondo, re do Polonia w Gliwicach w 2018; fot. IR
Balon tajemnicy pękł wczoraj - zapowiadany przez Parnassusa koncert 20 listopada na Zamku Królewskim z koncertowa wersją opery Leonarda Vinciego Gismondo, re di Polonia odbędzie się w ramach II Międzynarodowego Festiwalu Muzyki Europy Środkowo-Wschodniej EUFONIE. Od dziś na stronie festiwalu dostępne są również bilety, co powinno zelektryzować fanów, ponieważ sala zamkowa jest niewielka, a opera znakomita!
Obok jednej z najlepszych w tej chwili w Polsce orkiestr barokowych, czyli {oh!}Orkiestry Historycznej, wystąpi znakomite grono solistów, z Maxem Emanuelem Cencicem w roli tytułowej. Opera została wystawiona w ubiegłym roku w Gliwicach w ramach festiwalu All'Improvviso (relacja tutaj), a następnie pokazana w Wiedniu. W tym roku Gismondo gościł w Moskwie, a niedawno dokonano nagrania płytowego.
Koncert na Zamku Królewskim to pozycja obowiązkowa dla wszystkich fanów!

Barokowe duello na Zamku

Po wtorkowym koncercie wielkiego kalibru, czyli Haendlowskim Saulu, wczorajszy koncert Festiwalu Oper Barokowych Dramma per Musica był czystą rozrywką, w niczym mu nie ujmując, oczywiście. W pięknych okolicznościach Zamku Królewskiego wystąpiło dwóch młodych kontratenorów - Michał Sławecki i Rafał Tomkiewicz z towarzyszeniem Łódzkiej Orkiestry Barokowej Altberg Ensenble. Zgodnie z tytułem miał to być muzyczny pojedynek - forma uwielbiana przez publiczność nie tylko barokową. Dość wspomnieć słynne koncerty "trzech tenorów". Wszelkie interakcje pomiędzy muzykami, włączając nawet pewien element rywalizacji, częstokroć żartobliwego przekomarzania, zastępuje publiczności operową fabułę i niewątpliwie uatrakcyjnia koncert.

Altberg Ensemble i bohaterowie wieczoru:
Michał Sławecki i Rafał Tomkiewicz; fot. IR
Tytuł koncertu Duello per voce e strumento sugerował nie tylko pojedynek głosów, ale również rywalizacje pomiędzy głosami a instrumentami - częste zjawisko w operze barokowej, gdy podczas arii towarzyszy soliście któryś z instrumentów, zwany wówczas koncertującym (niekiedy jest nawet kilka).
Pod tym kątem dobrano arie wczorajszego wieczoru. Otrzymaliśmy więc arię z towarzyszeniem  rogu (Va tacito z Giulio Cesare Haendla) - bardzo popularnego instrumentu koncertującego dla tzw. arii myśliwskich, trąbki (Combatto un gentil cor Vivaldiego) i skrzypiec (Se in fiorito także z Giulio Cesare). Dostaliśmy również dwa duety (Sound the trumpet Purcella i In braccio te contenti Vivaldiego), w których głosy jednak raczej współbrzmiały niż rywalizowały. Z tej formuły wyłamał się nieco drugi z bisów, czyli zaśpiewana wcześniej solo przez Sławeckiego Sta nell'Ircana z Rinalda - na bis zaśpiewana wspólnie. Jednak panowie najwyraźniej nie chcieli podejmować muzycznej "bitwy", nawet żartobliwej, i zgodnie dzielili się arią.
Po raz kolejny po Agrippinie chciałbym tu pochwalić Rafała Tomkiewicza. Słuchałam jego występów u ubiegłym roku podczas festiwalu i w poznańskiej inscenizacji Juliusza Cezara, gdzie śpiewał Tolomea. Wydał mi się wówczas bardzo obiecujący i z przyjemnością konstatuję, że robi ogromne postępy i w tym roku jest już artystą, którego nazwisko wielbiciele śpiewu kontratenorowego powinni zapamiętać.
Michał Sławecki ma niestety pewne problemy z głosem, co stwierdzam z żalem, ponieważ jego czysty sopran zwrócił już moja uwagę lata temu, podczas uroczego koncertu w Filharmonii Narodowej Baroque Living Room. Jednak wczoraj w wysokich rejestrach głos solisty nabierał ostrej, metalicznej barwy. Widać to zwłaszcza w ariach di bravura, znacznie lepiej brzmi w ariach lirycznych i zdecydowanie takie powinien wybierać.
Z formacją Altberg Ensemble zetknęłam się po raz drugi, po ich występie w ramach cyklu Bach 200. Ku mojej radości - mimo bardzo kameralnego składu - są całkiem dobrzy - pochwalić muszę przede wszystkim smyczki, zwłaszcza skrzypaczkę koncertującą (Justyne Skatulnik?). Orkiestrę prowadzi od klawesynu Ewa Mrowca, a od wiolonczeli Jakub Kościukiewicz - aż szkoda, że nie dostaliśmy żadnej lirycznej arii z wiolonczelą!
Podsumowując - duża przyjemność, czemu dała wyraz rozentuzjazmowana publiczność, zachęcając artystów do kolejnych bisów. Coś jest takiego w śpiewie kontratenorowym, co wzbudza w widzach prawdziwe emocje. Coś jest...

środa, 11 września 2019

Festiwal Oper Barokowych, czyli barokowa uczta trwa

Bohaterka wieczoru, czyli Agnieszka Żarska prowadząca wczorajszy koncert;
fot. IR
V Festiwal Oper Barokowych Dramma per Musica trwa w najlepsze, za nami wznowiona Agrippina, koncert kameralny Muzyka dworu polskiego i monumentalne oratorium Saul Haendla. Dziś na Zamku Królewskim "pojedynek" kontratenorów - czyli występ Michała Sławeckiego i Rafała Tomkiewicza, a w piątek recital Artura Jandy. A w weekend tegoroczna premiera sceniczna, czyli Aci, Galatea e Polifemo. Oczywiście o każdym koncercie napiszę jeszcze obszernie, ale przy tym tempie słuchania i "absorbowania" ulubionej muzyki, nie sposób nadążyć!
Jednak tymczasem choć słowo o wczorajszym koncercie w kościele ewangelicko-augsburskim Świętej Trójcy. Organizatorzy co roku przygotowują koncert z muzyka sakralną - oratoryjną. W tym roku dostaniemy aż dwa! Wczoraj odbył się pierwszy z nich. Na zaproszenie organizatorów przyjechała do Warszawy prowadzone przez Agnieszkę Żarską chór i orkiestra Baroque Collegium 1685 oraz kilkoro solistów, m.in. Peter Kooij w roli tytułowej. Premiera oratorium, odbyła się zaledwie dwa dni wcześniej, 8 września w Szczawnicy w ramach festiwalu Barokowe Eksploracje, ale ku radości miłośników Haendla i baroku, spektakl przyjechał do stolicy.
Formacje prowadzone przez Agnieszkę Żarską były dotąd znane ze znakomitych interpretacji Bacha, dlatego byłam szczególnie ciekawa, jak poradzą sobie z Haendlem i to od razu w okazałym wydaniu - "opasłym" 150-minutowym oratorium. Okazało się, że świetnie!
Patrzyłam z podziwem na orkiestrę i dyrygentkę - chór i soliści często się zmieniali, ale muzycy mieli zaledwie 10-minutowa przerwę na oddech pomiędzy pierwszym a drugim aktem. Mimo to w miarę upływu czasu grali coraz lepiej! Po nieco nerwowym początku i wyraźnie stremowanej Aldonie Bartnik - pierwszej solistce, dalej szło coraz sprawniej, zarówno muzycy, jak i soliści wyraźnie się "rozgrzewali", a finałowy chór, wieńczący całość był tyleż potężny, prawdziwie haendlowski, co budził żal, że to jednak koniec!
Szczegóły wkrótce, a dziś czas na koncert wyraźnie "lżejszy", choć obiecujący - Zamek Królewski czeka!

czwartek, 5 września 2019

Sezon na Agrippiny

Plakat festiwalu autorstwa Alicji Grążawskiej
Jakoś tak się składa, że mody na określoną operę przychodzą falami. Coś wisi w muzycznym powietrzu i nagle w kilku różnych miejscach Europy, często na jej krańcach, kilku artystów wpada na ten sam pomysł i sięga po to samo dzieło. W ubiegłym roku była to Alcina, w tym padło na Agrippinę.
Polskie sceny najwyraźniej podlegają tej samej fluktuacji, dlatego choć argument, że przypominając swoją pierwszą premierę sprzed pięciu lat, Festiwal Oper Barokowych Dramma per Musica podkreśla swój mały jubileusz, to jednaj muzyczne fluidy na pewno miały swój udział w tej decyzji.
Jakie by jednak nie były powody - decyzja jest ze wszech miar dobra. Spektakl był świetny, o czym wciąż można się przekonać zaglądając do archiwum Ninateki - rejestracja spektaklu wciąż tam jest, dostępna bezpłatnie dla wszystkich chętnych. Co innego jednak zobaczyć spektakl na ekranie, zupełnie co innego uczestniczyć w nim "na żywo".
Przed nami dwa przedstawienia 6 i 7 września w Małej Warszawie. Widownia została podobno zmodernizowana na tyle, że powinna da większy komfort oglądania także publiczności w dalszych rzędach.
Reżyseria Natalii Kozłowskiej, jak przed pięciu laty, obsada w części ta sama (przede wszystkim Anna Radziejewska w roli tytułowej), w części nowa - choć warto tu przypomnieć, że spektakl przed pięciu laty miał dwie równoległe obsady!
I w ten sposób, dość spektakularny, Festiwal Oper Barokowych Dramma per Musica rozpoczyna swoją piąta edycję. Na dodatek Haendlowską! Z trudem powstrzymuję się przed naciśnięciem na klawiaturze jeszcze kilku/kilkunastu wykrzykników. Obiecuję za to relację w większość koncertów i przedstawień.

środa, 28 sierpnia 2019

FOB - konferencja prasowa

Lilianna Stawarz i Krzysztof Garstka
na konferencji 27.09.2019; fot. IR
O tegorocznej edycji Festiwalu Oper Barokowych Dramma per Musica pisałam w poprzednim
poście. Wczorajsza konferencja prasowa wniosła niewiele rewelacji. O repertuarze wiemy sporo - to edycja w przeważającej części poświęcona Haendlowi, w tym na scenie zobaczymy trzy dzieła na "A" - stąd motyw tegorocznego plakatu - opery AgrippinęAlcinę i serenatę Acis, Galatea e Polifemo.
Obie ze sztandarowych oper były już wystawiane - Agrippina jest wznowieniem spektaklu z pierwszej, jeszcze nienumerowanej edycji festiwalu w 2014 roku w znakomitej obsadzie - tj z Anną Radziejewską w roli tytułowej, Barbarą Zamek jako Poppeą, z kilkoma wówczas bardzo młodymi, ale obiecującymi solistami, m.in. Jakubem Józefem Orlińskim, Arturem Jandą i Kacprem Szelążkiem. Reżyserowała go, podobnie jak w tym roku, Natalia Kozłowska, niewątpliwego uroku dodawało miejsce premiery, czyli Teatr Królewski w Łazienkach. W tym roku wszystkie spektakle odbędą się na scenie Małej Warszawy, a organizatorzy zarzekają się, że widownia zostanie przebudowana, tak aby polepszyć widoczność sceny, na którą w ubiegłym roku narzekała publiczność. Agrippine zobaczymy 6 i 7 września. Spektakl z 2014 roku został zarejestrowany przez Ninatekę i - swoją drogą - porównanie tych inscenizacji może być bardzo ciekawe!
Ubiegłoroczna premiera, czyli Alcina w reżyserii Jacka Tyski, pojawi się na scenie w niezmienionej obsadzie i podobnym do ubiegłorocznego kształcie (20 i 21 września). To bardzo dobra wiadomość, bo spektakl był świetny i zdecydowanie warto go przypomnieć (moja relacja z premiery tutaj).
Ponieważ organizatorzy podjęli się wystawienia dwóch sążnistych oper Haendla, tegoroczna premiera jest nieco skromniejsza - to serenata Acis, Galatea e Polifemo, jednak w wersji scenicznej (14 i 15 września), co nie jest takie częste. To włoska wersja serenaty, którą łatwo pomylić z drugim dziełem o tym temacie, czyli angielską operą pastoralną Acis and Galatea. Ze słów reżyserki Bożeny Bujnickiej można wnioskować, że będzie to wersja uwspółcześniona, bez pastersko-mitologicznego sztafażu, skupiona raczej na dramacie emocji. To dobra wiadomość. Wersje koncertowa tej serenaty wystawiono na festiwalu w ubiegłym roku w podobnej obsadzie (post z relacją można znaleźć w zakładce wrzesień 2018), choć w tym roku partię Polifema zaśpiewa Łukasz Konieczny, nota bene mówił o niej bardzo ciekawie podczas konferencji.
Specjalną atrakcją festiwalu będzie Haendlowskie oratorium Saul, z którym przyjedzie do stolicy Agnieszka Żarska i jej Baroque Collegium 1685 z międzynarodowa grupą solistów, w tym Peterem Kooij w roli tytułowej. Spektakl będzie miał premierę w Szczawnicy podczas festiwalu Barokowe Eksploracje, w Warszawie zostanie powtórzony 10 września w kościele ewangelicko-augsburskim Świętej Trójcy. Również w tym kościele będzie można posłuchać 19 września oratorium Alessandra Stradelli San Giovanni Battista.
A oprócz oper i oratoriów - cykl recitali na Zamku Królewskim, w tym m.in. "pojedynek" kontratenorów (Słavecki vs. Tomkiewicz) 11 września i recital Artura Jandy 13 września. Festiwal zakończą dwie sopranistki z... Chin (!) 22 września koncertem Jedwab i porcelana z ariami Hanedla i Vivaldiego. Szczegółowy plan koncertów na stronie stowarzyszenia i w naszym kalendarium.
Jak z tego widać - tegoroczny festiwal stoi pod znakiem Haendla, co wielbicieli tego kompozytora bynajmniej nie smuci. Co prawda szefowa Stowarzyszenia Dramma per Musica Lilianna Stawarz, odpowiadając na pytanie o dalsze plany, zarzekała się że w przyszłym roku Haenedla na pewno nie będzie, ale mam nadzieję, że słowa nie dotrzyma!

środa, 21 sierpnia 2019

Festiwal Oper Barokowych nadchodzi!

Już od lat nieco fałszywie ubolewam nad kumulacją festiwali w pierwszej połowie września: Festiwal Oper Barokowych Dramma per Musica w Warszawie i Wratislavia Cantans we Wrocławiu. Mają co prawda różne profile, ale w każdym można znaleźć wydarzenia, których nie sposób opuścić. Ale uczciwie mówiąc - bardzo się z tego cieszę! Lepiej mieć dylemat: Warszawa czy Wrocław niż nie mieć nic, prawda!
Wielbicieli opery barokowej Wratislavia wabi w tym roku przede wszystkim koncertowym wykonaniem oratorium Vivaldiego Juditha Triumphans ze znakomitą Julią Lezhniewą i czasami świetną, choć nie zawsze, Sonią Priną.
Za to warszawski festiwal wydaje się w tym roku wyjątkowo okazały, hucznie świętując swój mały jubileusz pięciolecia istnienia. Z tej okazji przywołuje swoja pierwszą premierę, czyli Haendlowską Agrippinę z Anną Radziejewską w roli tytułowej i wznawia premierę ubiegłoroczną, czyli Alcinę z Olgą Pasiecznik w roli czarodziejki (relacja z ubiegłorocznej premiery tutaj). Dla wielbicieli opery barokowej to repertuar wymarzony! A przecież to jeszcze nie wszystko! Tegoroczną premierą będzie Haendlowska serenata Aci, Galatea e Polifemo, którą w ubiegłym roku mogliśmy usłyszeć w wersji koncertowej, a która tym razem ma mieć oprawę sceniczną. Na festiwalu zostaną też zaprezentowane dwa oratoria: Saul Haendla (znów Haendel! o rany, ale cudownie!) i San Giovanni Battista Alessandra Stradelli. No i recitale, w tym Duello voce z dwoma kontratenorami (Sławecki i Tomkiewicz) i recital Artura Jandy - zdecydowanie jednego z moich ulubionych basów. Jednym słowem - fantastyczny program, zwłaszcza dla miłośników włoskiej opery pisanej przez pewnego Niemca dla angielskich scen, czyli Georga Friedricha Haendla. Do których się zaliczam.
Szczegółowy obu festiwali, a ściśle koncertów z obszary tzw. muzyki dawnej, przede wszystkim opery barokowej - w kalendarium. Jest na co czekać!

czwartek, 1 sierpnia 2019

Bastiariusz Haendla w Sopocie

Inga Kalna i Maite Beaumont na festiwalu NDI Sopot Classic; fot. IR
Organizatorzy NDI Sopot Classic dbają o różnorodność repertuaru proponowanego podczas festiwalu. Szczęśliwie znajdują w nim miejsce także dla jakiejś barokowej perły. Tak było i tym razem. 29 lipca w kościele św. Jerzego w Sopocie wystąpiła znakomita orkiestra Il Pomo d'Oro z dwiema wybitnymi solistkami Ingą Kalną i Maite Beaumont.
Koncert był typową składanką arii z dzieł Georga Friedricha Haendla - zarówno operowych, jak i oratoryjnych. Pretekstem do ułożenia programu było poszukiwanie... zwierząt, stąd tytuł koncertu: Handel's Bestiary. In search of Animals in Handel's Operas.
Artystki śpiewały na zmianę. Ciepły, miękki sopran Kalny poznałam w 2011 roku podczas jej występu w tytułowej roli w Haendlowskiej Alcinie pod Minkowskim na krakowskim festiwalu Opera Rara. Natomiast Maite Beaumont, pochodząca z Hiszpanii mezzosopranistkę, słyszałam na żywo po raz pierwszy.
Panie podzieliły się rolami - Kalna śpiewała arie liryczne - w tym przepiękną "motylą" arię Qual Farfaletta z Parthenope, natomiast Beaumont, specjalizująca się zresztą w barokowych rolach męskich, śpiewała głównie arie popisowe di bravura i di caccia (myśliwskie), w tym najbardziej chyba znaną arię Ruggiera Sta nel'Ircana pietrosa tana z III aktu Alciny. Tu mały kamyczek do ogródka organizatorów - konferansjerka podczas takich koncertów jest zupełnie zbędna, tytuły poszczególnych arii każdy może odczytać sobie sam z darmowego programu. Zwłaszcza jeśli poza tym nie ma się niczego do powiedzenia, a spektakularną arię myśliwską o polowaniu na tygrysa (wzmiankowana Sta nel'Ircana) określa jako arię o ptakach. I to w dodatku 29 lipca, czyli w Dniu Tygrysa!
Towarzysząca artystkom orkiestra mimo stosunkowo niedługiego stażu jest niezwykle aktywna - często występuje w Polsce, także w Trójmieście - w 2015 roku towarzyszyła Franco Fagiolemu podczas recitalu na zakończenie festiwalu Actus Humanus. Z Il Pomo d;Oro występuje często nasza kontratenorowa gwiazda Jakub Józef Orliński; z nimi nagrał także swoja pierwszą solowa płytę Anima Sacra. Orkiestrę prowadzili przez ostatnie lata rozmaici dyrygenci, w tej chwili dyrektorem artystycznym jest Maxim Emelyanychev, jednak w Sopocie orkiestrze przewodziła pochodząca z Sofii koncertmistrzyni Zefira Valova. Grali znakomicie, mimo stosunkowo niewielkiego składu grającego w poniedziałek, orkiestra brzmiała - chciałoby się powiedzieć - "pełną barokową gębą".
W finale obie śpiewaczki wystąpiły wreszcie razem w duecie Fuor di periglio di fiero artiglio z opery Floridante. A na bis, porzucając zwierzęcy pretekst, zaśpiewały rozdzierający duet Io t'abbraccio z Rodelindy. To była prawdziwa uczta!

Roberto Alagna w Operze Leśnej

Roberto Alagna i Marcello Mottadella; fot. JR
Tak jak się spodziewaliśmy koncert inaugurujący 9 NDI Sopot Classic był wydarzeniem spektakularnym - i muzycznie, i towarzysko!
28 lipca amfiteatr Opery Leśnej w Sopocie oblegały tłumy widzów, i to pomimo padającego deszczu. Na szczęście organizatorzy zadbali o zadaszenie widowni i deszcze nie sprawiał żadnego problemu. Po krótkim otwarciu przez prezydenta Sopotu Jacka Karnowskiego - scena należała już tylko do muzyków.
Gwiazdą wieczoru był oczywiście Roberto Alagna - światowej sławy tenor, bywalec najbardziej znanych scen muzycznych na świecie (od Opery Paryskiej i wiedeńskiej Staadsoper po nowojorską Metropolitan), wykonawca ponad sześćdziesięciu ról w najsłynniejszych operach od Verdiego i Pucciniego po Masseneta i Halevy'ego. Znany jest nie tylko z ról w operach popularnych, ale również ze swoich poszukiwań muzycznych i zmagania się repertuarem mniej oczywistym i znanym. Nie stroni także od dziel współczesnych - dedykowano mu nawet dwie całkiem współczesne opery: Marius et Fanny Vladimora Cosmy i Le dernier jour d'un condamne Davida Alagni.
Oczywiście koncert w Operze Leśnej miał konstrukcję typowego gwiazdorskiego recitalu. W poważniejszej, operowej części pierwszej Alagna zaśpiewał cztery arie - z Żydówki Halevy'ego, Makbeta Verdiego, Dziewczyny z Dzikiego Zachodu Pucciniego i Romea i Julii Gounoda. Poszczególne występy przeplatały utwory instrumentalne wykonane przez orkiestrę Polskiej Filharmonii Kameralnej Sopot pod batutą Marcella Mottadelli - uwertura z Makbeta, intermezzo z opery Siostra Angelica Pucciniego i przepiękny walc z Fausta Gounoda. Na koniec tej części organizatorom dostało się nieco po nosie od gwiazdy - Alagna poprosił o wyłączenie maszynerii rozsiewającej mgłę na scenie. Dym snujący się w kolorowych światłach wygląda efektownie, ale można było sobie jednak uświadomić, że bezcenne gardło tenora może ich nie zdzierżyć...
Druga część koncertu był wyraźnie lżejsza, królowały w niej pieśni neapolitańskie i muzyka filmowa. Artysta wyraźnie się rozluźnił i postanowił dać publiczności show nie tylko muzyczne. W pewnej chwili zaprosił na scenę siedzącą w pierwszym rzędzie żonę, polską sopranistkę Aleksandrę Kurzak, i jedną z pieśni wykonali na scenie wspólnie! Tym gestem Alagna z miejsca podbił serca publiczności, która w rewanżu wymusiła na koniec bodajże cztery bisy.
Koncert był naprawdę uroczy, a spragnionym ciepłego głosu wybitnego tenora pozostaje czekać do planowanego na 27 września występu Roberta Alagni w Requiem Verdiego w warszawskiej filharmonii.

piątek, 26 lipca 2019

Raberto Alagna w Operze Leśnej

Krótka przerwa od baroku - ale bardzo krótka!
Już jutro 28 lipca festiwal 9. NDI Sopot Classic otworzy w operze Leśnej recital Robero Alagni, światowej sławy tenora, którego miłośnikom opery przedstawiać w zasadzie nie trzeba. W dwuczęściowym koncercie wykona arie z oper Verdiego, Pucciniego i Gounoda, a w drugiej, nieco lżejszej części m.in. pieśni neapolitańskie. Towarzyszyć mu będzie Orkiestra Polskiej Filharmonii Kameralnej z Sopotu pod batutą Marcella Mottadelli.
Sam Alagna, artysta pochodzący z Sycylii, to bywalec najsłynniejszych scen operowych świata, m.in. La Scali i Metropolitan Opera. Ma w repertuarze 60 ról operowych w najpopularniejszych dziełach muzycznych, takich jak Napój miłosny Donizettiego, Aida i Otello Verdiego czy Madama Butterfly Pucciniego. Jest tez polonicum, a jakże! Od 2015 roku jest mężem polskiej sopranistki Aleksandry Kurzak.
Tak więc tegoroczny Sopopt Classic rozpoczyna się z prawdziwym przytupem! A już w poniedziałek na sopockim festiwalu barok w najlepszym wydaniu!

"Nel mondo del tormento" w Łazienkach

Na przedzie Anna Radziejewska i Krzysztof Garstka; fot. IR
Recital Anny Radziejewskiej w Pałacu na Wodzie w Łazienkach Królewskich 25 lipca to jeden z ostatnich punktów festiwalu Polskiej Opery Królewskiej. Artystka powtórzyła program przygotowany i pokazany wcześniej w cyklu Muzyka dawna za Zamku Królewskim: Nel mondo del tormento.
Część tego programu - mam tu na myśli kołysankę Tarquinio Meruli Hor ch'e tempo di dormire - mogliśmy usłyszeć już trzy lata temu jako jeden z punktów niesamowitego widowiska Sognando la morte, w którym Anna Radziejewska pokazała nie tylko swój talent wokalny, ale również taneczny! I podobnie jak wówczas artystka potrafiła tym niezwykłym skądinąd utworem wywołać w widzach dreszcz emocji.
Równie dramatycznym i pełnym rozdzierającej ekspresji był słynny Lament Ariadny z zaginionej opery Monteverdiego. Mimo bardzo ograniczonego składu instrumentalistów (dwoje skrzypiec, wiolonczela, teorba i klawesyn), dzięki wyrazistemu mezzosopranowi Anny Radziejewskiej aria wybrzmiała w całym bogactwie swoich emocji, w pełni "operowo". Zresztą oba utwory tej części koncertu - podobnie jak występ w roli Messagery w Orfeuszu Monteverdiego przed tygodniem - potwierdziły po raz kolejny, że Anna Radziejewska świetnie czuje się w XVII-wiecznym repertuarze i znakomicie potrafi wydobyć dramatyczną ekspresję zawartą w tej muzyce.
W drugiej części koncertu - wysłuchaliśmy kantaty Georga Friedricha Haendla La Lucrezia HWV 145 - kantata przepiękna, kilka lat temu mierzyła się z nią Olga Pasiecznik w swoim znanym programie Tre donne, tre destini w Warszawskiej Operze Kameralnej. Cieszę się, że znów została przypomniana.
Capella Regia Polona, w składzie już wspomnianym, zagrała również dwa utwory instrumentalne: zaskakująco świeżą i mało znaną Sonatę nr 4 ze zbioru Sonate concertate in stil moderno Daria Castello (szczerze przyznaję, że niezbyt znałam jego twórczość do tej pory) i jedną z sonat triowych  (nr 9 op. 2) Arcangela Corellego.
Na bis i na pożegnanie wykonano przepiękną kołysankę z oratorium Giuditta Alessandra Scarlattiego Dormi, o fulmina di guerra. W zapadającym zmierzchu, wolna, delikatna i zakończona gasnącym pianissimo, wydawała się bardzo a propos - o czym zresztą, zapowiadając bis, wspomniała sama artystka.
Magiczny wieczór z piękną muzyką w pięknych okolicznościach Łazienkowskiego parku!

środa, 24 lipca 2019

9. NDI Sopot Classic

Festiwal Sopot Classic ma już dziewięcioletnią tradycję. Inicjatorami tego wydarzenia byli w 2011 roku dyrektor artystyczny Polskiej Filharmonii Kameralnej Sopot i władze miasta. Od 2017 roku festiwal ma tytularnego sponsora i od jego nazwy przyjął oficjalne miano NDI Sopot Classic.
Od początku organizatorzy mieli międzynarodowe ambicje, na koncerty zapraszano gwiazdy sceny muzycznej, także te wschodzące - żeby wspomnieć koncert recitalowy Jakuba Józefa Orlińskiego sprzed dwóch lat.
Sopot Classic ma formułę otwartą, co w jego przypadku oznacza poszukiwanie wykonawców z repertuarem z rozmaitych epok - od baroku po XXI wiek. Stąd w propozycjach z poszczególnych edycji znaleźć możemy i koncert flamenco, i Beethovena, i Gershwina, i balet klasyczny. Nie inaczej będzie w tym roku.
Gwiazdą koncertu rozpoczynającego w niedzielę 28 lipca festiwal będzie światowej klasy tenor Roberto Alagna, którego publiczności operowej przedstawiać nie trzeba - to nazwisko mówi samo za siebie. Artyście towarzyszyć będzie orkiestra Filharmonii Kameralnej Sopot pod batutą Marcello Mottadelli.
Dla wielbicieli baroku przewidziano koncert znakomitego zespołu Il Pomo d'Oro, młodego stażem, ale cieszącego się zasłużoną renomą. Z orkiestrą wystąpią dwie wokalistki - obie znakomite: Inga Kalna i Maite Beaumont. Koncert zapowiada się niezwykle już z założenia - jego tematem będą bowiem... zwierzęta? Nosi tytuł In search of Animals in Handel's Operas, czyli W poszukiwaniu zwierząt w operach Haendla. O jakie zwierzęta (bestie?) chodzi przekonamy się już 29 lipca.
Kolejne spotkanie muzyczne 31 lipca to zderzenie tradycji i współczesności. W sali kameralnej PFK Sopot wystąpi Włodek Pawlik Trio z.... pieśniami Stanisława Moniuszki! To repertuar zaczerpnięty z najnowszego projektu Pawlik/Moniuszko - Polish jazz, albumu inspirowanego twórczością kompozytora, którego rok własnie obchodzimy.
Natomiast 2 sierpnia organizatorzy zapraszają na koncert muzyki polskiej. Obok kompozycji Krzysztofa Pendereckiego i Pawła Łukaszewskiego usłyszymy kompozycję laureata V Konkursu Kompozytorskiego im Krzysztofa Pendereckiego - Tech-uniques Andrzeja Ojczenasz.
Uroczysty finał 4 sierpnia w Operze Leśnej to w tym roku Koncert wiedeński z kompozycjami m.in. Mozarta, Beethovena, Straussa, Lehara i Kalmana. Zagra Orkiestra PFK Sopot pod batuta Pawła Przytockiego, jako soliści wystąpią Adriana Ferfecka (sopran), Mariusz Godlewski (baryton), Joanna Maja Jasnowska (fortepian) i Simon Hoefele (trąbka).Wiedeńscy klasycy i wiedeński walc zwieńczy tegoroczne spotkania muzyczne w Sopocie.

wtorek, 23 lipca 2019

Festiwal Polskiej Opery Królewskiej cd.

Wykonawcy w komplecie; fot. IR
Ponowne spotkanie z Orfeuszem Monteverdiego na Zamku Królewskim było przyjemnością równą uczestnictwu w premierze tej opery w lutym tego roku. Obsada pozostała ta sama, zauważyłam tylko drobne zmiany w drugoplanowych rolach. Karol Kozłowski był Orfeuszem-Monteverdim równie czarującym, co poprzednio. Team doborowych sopranistek zachwycał tak jak w lutym: Anna Radziejewska jako dramatyczna Messegiera, Olga Pasiecznik jako kokieteryjna Prozerpina, Marta Boberska w podwójnej roli jako Musica i Eurydyka, Anita Łukaszewicz jako Speranza i wreszcie Julita Mierosławska jako wdzięczna nimfa. Sławomir Jurczak znów był mrocznym Charonem, Marcin Pawelec Plutonem, a Sylwester Smulczyński - Apollem stylizowanym na Ludwika XIV. Znów zachwyciły mnie przepiękne kostiumy Marleny Skoneczko - jej wyrafinowany i wyrazisty styl jest jedną z najmocniejszych wizytówek POK.
Tym razem (uczestniczyłam w piątkowym spektaklu 19 lipca) nieco gorzej niż lutym spisywała się orkiestra pod kierunkiem Krzysztofa Garstki - po kilku kiksach i lekkim rozjeżdżaniu się z chórem udało się na szczęście opanować sytuację i w miarę upływu czasu Capella brzmiała coraz lepiej, a w drugim akcie już bezbłędnie.
Inscenizacje POK są w swojej największej części tradycyjne - nie ma w nich kontrowersji, uwspółcześnień czy rewolucyjnych pomysłów scenicznych. Ale w "dworskim" wystawieniu Orfeusza tkwi niewątpliwie jego siła - muzyka Monteverdiego, jakby żywcem przeniesiona z XVII-wiecznego mantuańskiego dworu, brzmi czysto jak kryształ. I niezmiennie zachwyca.
W tym tygodniu w czwartek 25 lipca POK zaprasza na recital Anny Radziejewskiej. Będzie okazja wysłuchania programu Nel mondo del tormento z kompozycjami m.in. Tarquinio Meruli, Monteverdiego i Haendla. Koncert w Pałacu na Wodzie to przedostatnie festiwalowe wydarzenie, finał w sobotę - Straszny dwór Moniuszki w Teatrze Królewskim.

środa, 17 lipca 2019

"Orfeusz" na Festiwalu POK

Premierowy plakat Orfeusza
Podczas Festiwalu Polskiej Opery Królewskiej mamy wyjątkową okazję przypomnienia sobie najważniejszych wydarzenia minionego sezonu. A jednym z najbardziej udanych była lutowa premiera opery Claudia Monteverdiego L'Orfeo. Oczywiście nie była to pierwsza opera w historii. Jednak ze względu na swoją klasę i nieprzemijająca przez wieki popularność często nazywa się tak Orfeusza. Co do jej nadzwyczajnego piękna to opinia nawet trafna. Może nie pierwsza, ale na pewno jedna z najpiękniejszych.
Inscenizacja POK stanęła w pół drogi pomiędzy wersją koncertową i sceniczną, a nowy dyrektor opery, Andrzej Klimczak, nazwał ją zgrabnie - wersją dworską. Rzeczywiście śpiewacy zostali ubrani w kostiumy, scenografia dyskretnie i oszczędnie zaaranżowana, a ruch sceniczny starannie przemyślany. Jednak obyło się bez oddzielenia sceny od publiczności i dosłowności w opowiadaniu tej nieśmiertelnej historii. Przymiotnik "dworska" znakomicie tu pasuje. Tak własnie możemy sobie wyobrazić wystawienie Orfeusza na mantuańskim dworze Gonzagów.
Capella Regia Polona - wzmocniona podczas premiery przez gościnnych instrumentalistów, doborowe grono śpiewaków - że wymienię zaledwie kilkoro: Karol Kozłowski, Marta Boberska, Anna Radziejewska, Olga Pasiecznik - gwarantują znakomite widowisko muzyczne na najwyższym poziomie.
Podczas festiwalu POK wystawi Orfeusza na Zamku Królewskim dwukrotnie - 19 i 20 lipca. Kto nie widział - ma teraz szansę. Kto widział - nie ma wątpliwości, że warto. Zwłaszcza, że na kolejną okazję trzeba będzie czekać aż do grudnia!

poniedziałek, 15 lipca 2019

Lully w Wilanowie

Międzynarodowa Letnia Akademia Muzyki Dawnej to przedsięwzięcie z tradycjami. W tym roku nosiła imponujący numer XXVI, a warsztaty gry, śpiewu i tańca - wszystko zgodnie z dawną praktyką wykonawczą - odbywały się w Warszawie pomiędzy 7 a 14 lipca. Finałowy koncert zorganizowano w wilanowskiej Oranżerii, a przygotowane fragmenty Le Bourgeois Gentilhomme, sztuki Moliera z muzyką Jeana-Baptiste'a Lully'ego, nadzwyczajnie korespondowały z obchodzonym  tego dnia Dniem Bastylii.

Mieszczanim salachcicem w Wilanowie, MLAMD 2019;
fot. IR
Formowaną co roku z profesorów Akademii i jej uczestników Orkiestrę XXVI MLAMD prowadził jak zwykle maestro i koncertmistrz MLAMD Simon Standage. W gronie wykonawców znalazło się kilkoro solistów: Katarzyna Bienias, Aleksander Rewiński, Paweł Kowalewski, Krzysztof Chalimoniuk i Michał Muzyka,  a oprócz nich grupa flecistek FAVORITO (grająca w intermezzach) i tancerki z Zespołu Tańca Barokowego Varsavia Galante (choreografię ułożyła Annabelle Blanc). Fragmenty sztuki Moliera odczytywał z dużym zaangażowaniem Andrzej Ferenc.
Mimo zróżnicowanego poziomu grupy wykonawców, całość bynajmniej nie brzmiała amatorsko. Szczególnie pochwalić muszę orkiestrę - zespół był niewielki, ale grał naprawdę bardzo dobrze i stylowo. Co prawda wnętrze Oranżerii pozbawione było jakiejkolwiek scenografii, ale wystarczyło tylko zerknąć za okno, żeby znaleźć się w przepięknym barokowy ogrodzie. Może trochę szkoda, że nie dało się zorganizować przedstawienia na powietrzu, ale przy naszej niepewnej pogodzie to w zasadzie zrozumiałe. Optymizmem napawa fakt, że tylu młodych ludzi chce grać muzykę dawną i - jak było widać - sprawia im to prawdziwą frajdę!

czwartek, 11 lipca 2019

Recital Olgi Pasiecznik w Pałacu na Wyspie

Olga Pasiecznik i Krzysztof Garstka; fot. IR
Wczoraj wieczorem Pałacu na Wodzie w Łazienkach Królewskich w ramach tegorocznego Festiwalu Polskiej Opery Królewskiej mogliśmy posłuchać Olgi Pasiecznik.
Pozycja Olgi Pasiecznik jest niekwestionowana. Od lat ma status "pierwszej damy" polskiego baroku. Jako solistka Warszawskiej Opery Kameralnej zaśpiewała wiele niezapomnianych ról w operach Haendla i Mozarta, niektóre zostały szczęśliwie zarejestrowane, np. znakomity Giulio Cesare w którym kreowała Kleopatrę. Jej głos znają i wielbią miłośnicy opery barokowej, nie tylko w Polsce zresztą. A w swojej sztuce nie ogranicza się przecież tylko do baroku!
Jako solistka POK wystąpiła z pierwszym recitalem na festiwalu, co nie dziwi. Towarzyszył jej bardzo kameralny skład orkiestry Capella Regia Polona pod wodzą Krzysztofa Garstki.
Repertuar został dobrany dość oryginalnie. Przygotowano dwie kantaty Johanna Sebastiana Bacha i trzy z 9 Arii niemieckich George'a Friedricha Haendla, a jako instrumentalne przerywniki Ouverture B-dur HWV 336 Haendla i Sonatę sopr'il Soggetto Reale z Musikalisches Opfer BWV 1079 Bacha.
O pierwszej z kantat - Non sa che sia dolore BWV 209 napisano w programie, że autorstwo kantora z Lipska bywa kwestionowane. nie tylko dlatego, że tekst jest włoski. Rzeczywiście - brzmiała bardzo "niebachowsko" i prawdę mówiąc sama nie wiem, czy to komplement.
Haendlowskie Arie za to było perfekcyjnie "haendlowskie", zwłaszcza zachwycająco-liryczna Susse Stille, sante Quellen HWV 205. Emocjonalna interpretacja, której mistrzynią jest Olga Pasiecznik, mogła się tu w pełni zachwycić.
Druga z kantat Bacha, Weicht nur, betrubte Schatten BWV 202 to kameralna świecka kantata weselna, zaśpiewana przez sopranistkę z niemal taneczna werwą.
O grze zespołu niestety niewiele da się powiedzieć. Mimo urzekającej urody Pałacu na Wodzie z królującym Apollem Belwederskim u szczytu sali, akustyka jest w nim kiepska i mimo że siedziałam blisko, naprawdę nie potrafię powiedzieć, czy to instrumentalistom zdarzało się "rozjeżdżać", czy to był efekt pogłosu na sali. Urok miejsca i jego klimat nie rekompensuje niestety tej wady Pałacu jako sali koncertowej.

piątek, 5 lipca 2019

"Cosi fan tutte" w Łazienkach

Don Alfonso snuje intrygę, manipulując naiwnymi kochankami; fot. IR
Festiwal Warszawskiej Opery Kameralnej właśnie się kończy, ale wielbiciele Mozarta mogą niemal płynnie przerzucić swoja uwagę na kolejny - Festiwal Polskiej Opery Królewskiej. a w nim przede wszystkim premiera Cosi fan tutte - jednego z najpiękniejszych i najpopularniejszych dzieł wiedeńskiego geniusza. A zresztą, co ja mówię! Właściwie każde z jego dzieł jest porażająco piękne i gdyby ktoś kazał mi wybierać pomiędzy Don Giovannim, Weselem Figara, Cosi fan tutte czy Czarodziejskim fletem - miałabym nie lada problem!
Na szczęście artyści dokonują za nas tych wyborów i POK przygotował na rozpoczęcie festiwalu, czyli na 5 czerwca premierę komedii omyłek-przebieranek, sztuki uwodzenia i refleksji na temat niestałości uczuć, z pozoru lekkiej, lecz podszytej sporą dawką goryczy - czyli Cosi fan tutte.
O założeniach spektaklu opowiadała na konferencji prasowej Jitka Stokalska, reżyserująca zresztą tę własnie operę po raz piąty. POK przygotował trzy składy solistów, nie wiem, kto zaśpiewa na dzisiejszej premierze, ja miałam okazję uczestniczyć we wczorajszej próbie generalnej z jednym z proponowanych składów, niestety bez Anny Radziejewskiej jak Dorabelli, ku mojemu wielkiemu żalowi.
Pośrodku dyrygent Dawid Runtz; fot. IR
Zgodnie z zapowiedzią reżyserki spektakl przygotowano "po bożemu", czyli w kostiumach z epoki, bez żadnych uwspółcześnień czy kontrowersyjnych pomysłów. Scenografia i kostiumy Marleny Skoneczko jak zwykle piękne. Jej specjalnością są oszczędna scenografia i kostiumy w ograniczonej, ale soczyście intensywnej gamie barw. Ruchem scenicznym zawiadywał Zbigniew Czapski i przygotował go zgodnie z koncepcją "teatru w teatrze", z odsłanianiem przez mimów kulis kolejnych scen zaaranżowanych przez okrutnego inscenizatora, czyli Don Alfonsa (Bogdan Śliwa) w nieco groteskowej charakteryzacji wyglądającego niemal jak... burdel-mama? Czwórkę protagonistów kreowali Anna Wierzbicka jako Fordiligi i Aneta Łukaszewicz jako Dorabella oraz Jacek Szponarski jako Ferrando i Damian Wilma jako Giulielmo. Bardzo dobrze radziła sobie z rolą Despiny Iwona Handzlik - pokazała w niej niewątpliwie swoją vis comica i to nie tylko w przebraniach lekarza i notariusza.
Specjalnie przysłuchiwałam się wczoraj orkiestrze prowadzonej przez młodego dyrygenta Davida
Runtza, który na konferencji prasowej wydawał się nieco onieśmielony odpowiedzialnością, włożoną na jego barki przez dyrekcje Opery. Ale już po brawurowo poprowadzonej uwerturze byłam spokojna o grę orkiestry.
Premierowe przedstawienia dziś i jutro, czyli 5 i 6 lipca. Na kolejne spektakle, nie tylko Mozartowskie zresztą, POK zaprasza do Łazienek i na Zamek Królewski przez cały najbliższy miesiąc!

czwartek, 4 lipca 2019

Cavalli by Jaroussky

Philippe Jaroussky i zespół Artaserde, ICE Classic 2019;
fot. IR
Francesco Cavalli jest kompozytorem trochę niedocenianym. W panteonie XVII wieku przyćmiewa go gwiazda wcześniejszego i bardziej znanego Claudia Monteverdiego. A przecież Cavalli  skomponował 42 opery, a L'Ercole amante - wystawiona na paryskim dworze z okazji zaślubin Ludwika XIV z Marią Teresą - była jednym z najgłośniejszych przedsięwzięć operowych swoich czasów (trwała sześć godzin!).  Współcześnie Cavallego niemal się nie wystawia, a Eligabalo sprzed trzech lat z Franco Fagiolim w roli tytułowej to chlubny wyjątek.
Muzyka Cavallego to kwintesencja opery XVII-wiecznej z jej dramatycznymi recytatywami i śpiewnymi ariami. Jest na pewno krokiem dalej w ewolucji opery włoskiej w stosunku do Monteverdiego, zwłaszcza jeśli chodzi o "łatwość" jego muzyki. Powodzenie Cavallego zależało w dużym stopniu od przychylności weneckiej publiczności, podawał jej więc takie "kawałki", jakie się wówczas podobały. A miał dużą zdolność tworzenia muzyki różnorodnej i bardzo wdzięcznej.
Philippe Jaroussky wydał własnie płytę z ariami z kilku oper Cavallego i krakowski koncert był wydarzeniem promującym tę płytę i w całości poświęconym sinfoniom i ariom z oper Cavallego. Bardzo udatnie dobranych. Są więc arie brawurowe (aria Cyrusa z opery Ciro), liryczne (Ombra mai fu z Xerse), taneczne (aria Eumeny z Xerse), żartobliwe (aria Nerilla z Orminda) i wreszcie - w czym Jaroussky jest niezrównany - ekspresyjne lamenty (Misero Apollo z opery Gli amori d'Apollo e di Dafne czy lament Cyrusa z opery Ciro). Poszczególne arie przeplatały podczas koncertu sinfonie z oper Ercole amante, Eligabalo, Doriclea, Orione, Gli amori d'Apollo e di Dafne, Giaskone i Egisto. Nastrój był więc zmienny, a pewna monotonia charakterystyczna dla muzyki tego okresu w ogóle nie dawała się odczuć. Przede wszystkim dzięki znakomitej grze zespołu Artaserse - instrumentaliści w tym repertuarze czuli się naprawdę wyjątkowo dobrze. a mimo niewielkiego, zaledwie 12-osobowego składu grali "na bogato". Znakomicie się przy tym rozumieją z solistą, któremu towarzyszą przecież od lat.
No i sam Jaroussky! Trzeba przyznać, że potrafi dobierać sobie repertuar odpowiedni do aktualnych warunków głosowych. A te się niestety zmieniają i - jak to u kontratenorów - z wiekiem słabną. Dlatego w pełni rozumiem, dlaczego wybiera teraz głównie repertuar XVII-wieczny - potrafi go śpiewać lirycznie i ekspresyjnie, nie forsując głosu, zwłaszcza w górnych rejestrach.
No i ten sceniczny wdzięk! Mimo uwielbienia publiczności, nie pozuje na gwiazdora, któremu woda sodowa uderzyła do głowy. Bezpośredniością i poczuciem humoru potrafi ująć największych sceptyków. A poza tym jest wciąż świetny! Głos Jaroussky'ego, nawet osłabiony i wyraźnie niższy, jest wciąż czysty i lekki, technicznie bardzo sprawny i czarująco liryczny.
A wykonane na jeden z czterech bisów Si dolce e il tormento Monteverdiego przypomniało mi, dlaczego ten blog i związana z nim strona własnie tak się nazywają!

poniedziałek, 1 lipca 2019

Jaroussky - nareszcie!

Trzeba przyznać, że ICE Classic potrafi podtrzymać zainteresowanie - nie ma dnia, żeby na fb nie zamieścił przypomnienia o nadchodzącym finale tegorocznego festiwalu, czyli recitalowym koncercie Philippe'a Jaroussky'go w środę 3 lipca w Krakowie. Artyście będzie towarzyszył - jak zresztą zwykle - założony przez niego zespół Artaserse.
Przyznaję to szczerze. Philippe Jaroussky jest moim ulubionym kontratenorem. Jego karierę śledzę od lat, od czasów gdy jako młody śpiewak zadziwiał świeżością i entuzjazmem, z jakim mierzył się z wymagającym barokowym repertuarem, a francuska telewizja Mezzo pokazywała jego kolejne wcielenia z dumą i zachwytem. Od 2010 roku słyszałam go w Polsce wielokrotnie: w Wieliczce, w filharmoniach krakowskiej, warszawskiej, łódzkiej, poznańskiej, w salach katowickiego NOSPR i wrocławskiego NFM. Przez ten czas odkryłam wielu innych śpiewaków, niektórych równie znakomitych, może nawet lepszych. Obserwuje też, jak zmienia się głos Francuza, jak - niestety - słabnie z upływem lat i traci swoją niezwykłą lekkość i czystość, którą tak zachwycał kilka lat temu. Nadal jednak nikt tak jak on nie potrafi wydobyć z głosu tych zupełnie niebywałych pokładów liryzmu, a jego jasny i czysty mezzosopran rozpoznam nieomylnie od pierwszych dźwięków!
Być może Fagioli potrafi śpiewać efektowniej, a Cencić nadać swojemu śpiewowi więcej wyrazistej ekspresji. Ale cóż! Stara miłość nie rdzewieje i w moim osobistym rankingu anielskich głosów Philippe Jaroussky zajmuje szczególne miejsce. I chyba nie tylko w moim...

piątek, 28 czerwca 2019

Barkowe Eksploracje 2019

Festiwal Barokowe eksploracje ma już swoją tradycję. Inicjatywa jest obecna na barokowej mapie Polski od 2011. Imponujące jest to, że w prowincjonalnej (bez obrazy!) Szczawnicy istnieje zespół instrumentalistów tworzących orkiestrę barokową, udaje się też ściągnąć solistów, także z zagranicy, wybrać ambitny repertuar i przygotować premierę wartą podróży w te skądinąd piękne okoliczności. Mam podejrzenie graniczące z pewnością, że publiczność zawdzięcza możliwość muzycznych przeżyć jednej osobie - Agnieszce Żarskiej - muzykolog, dyrygentce i szefowej barokowej orkiestry Baroque Collegium 1685, inicjatorce wielu muzycznych wydarzeń w regionie i pomysłodawczyni festiwalu. To zupełnie niezwykłe, jak jedna osoba może zarazić swoja pasją całe środowisko i stworzyć w - zdawałoby się - nieoczywistych okolicznościach coś, co wzbudza powszechny podziw i uznanie. Dowodem certyfikat jakości EFFE Label uzyskany przez tegoroczną edycję Barokowych Eksploracji.
W tym roku zapowiedziano dwa wydarzenia, oba bardzo interesujące.
Pierwszym jest premiera 20 sierpnia w Dworku Gościnnym w Szczawnicy opery do libretta Antonia Denzi pod tytułem Praga nascente da Libussa e Primislao (czyli O założeniu Pragi przez Libuszę i Przemysława). To właściwie sceniczne pasticcio wykonane w 1734 roku w praskim teatrze hrabiego Frantiska Antonina Sporka - widowisko wówczas szalenie efektowne i głośne (z lataniem na chmurach włącznie!).  Ponieważ zachowało się jedynie libretto tego dzieła, w 2004 roku czeski muzykolog i dyrygent Rober Hugo dokonał rekonstrukcji pasticcia, wykorzystując muzykę m.in. zaprzyjaźnionego z Denzim Antonia Vivaldiego. Opera będzie miała oprawę sceniczną, wyreżyseruje ją Andrea Miltnerowa, a wykona międzynarodowa grupa solistów i praska orkiestra Musica Florea Praha pod kierunkiem Marka Stryncla.
Drugim wydarzeniem będzie wykonanie przez grupę solistów, chór i orkiestrę Baroque Collegium 1685 oratorium Georga Friedricha Haendla Saul HWV 53. Przedsięwzięciem dowodzić będzie oczywiście Agnieszka Żarska, a koncert wykonany w kościele św. Wojciecha w Szczawnicy 8 września, dwa dni później, czyli 10 września pojawi się na tegorocznym Festiwalu Oper Barokowych Dramma per Musica i zostanie powtórzony w kościele Świętej Trójcy w Warszawie. Co stołecznych melomanów cieszy niepomiernie!

wtorek, 25 czerwca 2019

Festiwal Polskiej Opery Królewskiej

Po konferencji kto żyw atakował organizatorów mikrofonem;
fot. IR
Na konferencji poświęconej Festiwalowi POK najwięcej miejsca, oczywiście, poświęcono premierze otwierającej festiwal, czyli Cosi fan tutte Mozarta.Wypowiadała się na ten temat reżyserka spektaklu Jitka Stokalska, która nota bene reżyseruje akurat tę operę Mozarta po raz piąty. Mówiła ciekawie, ale kluczowe jest tu stwierdzenie, że będzie "po bożemu", czyli w strojach z epoki, bez uwspółcześnień i kontrowersji. Reżyserka ma pomysł na "teatr w teatrze" i tak ustawiła spektakl. Kierownictwo muzyczne sprawuje Dawid Runtz, najmłodszy w gronie osób zaangażowanych w inscenizację opery. Czy to powiew nowości w POK?
Festiwal przyniesie kilka wydarzeń przyjemnych dla miłośników opery barokowej, czyli przede wszystkim powtórkę lutowej premiery - Orfeusza Monteverdiego. Oba spektakle 19 i 20 lipca odbędą się na Zamku Królewskim i - jak to nazwał dyrektor Klimczak - jest to wersja nie sceniczna, nie koncertowa, a dworska. Rzeczywiście, znalazł dobrą formułę na to przedstawienie. Wszystkich, którzy zimą nie mieli okazji - serdecznie zachęcam. Warto!
Podczas festiwalu odbędą się również dwa recitale najlepszych głosów związanych z repertuarem barokowym, czyli Olgi Pasiecznik (10 lipca; kantaty Bacha, Haendlowskie arie) i Anny Radziejewskiej (25. lipca; program Nel mondo del tormento - m.in. Monteverdi i Merula).
Program festiwalowy uchylił rąbka tajemnicy co do programu na nowy sezon, w którym POK planuje premierę Dydony i Eneasza Purcella (październik) i Rodelindy Haendla (marzec 2020). Niestety! Dyrektor Klimczak nie chciał zdradzić żadnych szczegółów tych planów!