środa, 27 lutego 2019

Barokowa premiera Polskiej Opery Królewskiej

Zasłużone owacje dla wykonawców; fot. IR
Długo wyczekiwana premiera Orfeusza Claudia Monteverdiego, którą na Zamku Królewskim w Warszawie wystawiła Polska Opera Królewska, miała miejsce w niedzielę 24 lutego, a powtórkę we wtorek 26 lutego. Przedstawienie choć inscenizacyjnie oszczędne, miało odpowiedni klimat, piękne kostiumy i bardzo dobre wykonanie.
Karol Kozłowski tytułową rolą Orfeusza potwierdził klasę świetnego tenora i bardzo klimatycznego wykonawcy operowego w tak specyficznej formule, jaką jest bez wątpienia śpiew barokowy. Wszystkie pozostałe role również należy ocenić jako udane, na wyróżnienie zasługuje z pewnością Anna Radziejewska w dramatycznej partii Messaggery, Olga Pasiecznik jako Prozerpina i Marta Boberska w podwójnej roli Muzyki i Eurydyki. Ciekawych szczegółowych wrażeń odsyłam do obszernej relacji. A dziś, 27 lutego ostatnia okazja obejrzenia tego spektaklu!
A Polska Opera Królewska i Capella Regia Polona nie spoczywa na laurach. Już w najbliższa sobotę 2 marca orkiestra będzie towarzyszyła Annie Radziejewskiej podczas koncertu Nel mondo del tormento z kompozycjami Monteverdiego, Meruli i Haendla. Dla miłośników baroku - pozycja obowiązkowa!

środa, 20 lutego 2019

"Orfeusz" na Zamku

Kiedy w czerwcu śp. dyrektor Peryt, podsumowując pierwszy sezon działalności Polskiej Opery
Królewskiej, zapowiedział powstanie zespołu grającego na instrumentach historycznych, ucieszyłam się niezmiernie. A kiedy dodał, że w planach jest też pierwsza operowa premiera tej formacji - Orfeusz Claudia Monteverdiego - byłam uszczęśliwiona podwójnie. Nie tylko dlatego, że to jedna z moich ukochanych oper (na pewno w pierwszej trójce), ale również dlatego, że można się było spodziewać znakomitego zestawu solistów i spektaklu inscenizowanego - co w okolicznościach Zamku Królewskiego na pewno nie jest łatwe. I rzeczywiście - mimo odejścia Ryszarda Peryta, spektakl według jego koncepcji powstaje pod opieką reżyserską Sławomira Jurczaka, z ruchem scenicznym Romany Agnel i kostiumami Marleny Skoneczko.
Wkrótce zaczęły docierać szczegóły obsady, w której pojawią się rzeczywiście polscy soliści operowi pierwszego sortu: w tytułowej roli Karol Kozłowski, oprócz niego Anna Radziejewska jako Messegiera, Olga Pasiecznik jako Proserpina, Marta Boberska jako Musica i Euridice i wielu innych śpiewaków związanych z Polską Operą Królewską lub z nią współpracujących.
Premiera 24 lutego zapowiada się więc  nadzwyczajnie, po niej tylko dwa spektakle 26 i 27 lutego. Dla wielbicieli baroku - pozycja obowiązkowa!

poniedziałek, 18 lutego 2019

Cztery pory roku we francuskim stylu

To miał być miły i lekki wieczór. I był!
Orkiestra i soliści w komplecie, po prawej narrator Jan Korwin Kochanowski;
fot. IR
Warszawska Opera Kameralna zaprasza ostatnio na cykl koncertów pod nazwą WOK Baroque do Studia Polskiego Radia im. W. Lutosławskiego. Tak też było w ostatnią niedzielę 17 lutego - w programie Cztery pory roku, ale nie te osławione Antonia Vivaldiego, ale te całkiem nieosławione, żeby nie powiedzieć - kompletnie nieznane - autorstwa Giovanniego Antonia Guido. Sam kompozytor też nie z pierwszej ligi jeśli chodzi o popularność. Genueńczyk, wykształcony w Neapolu, czynny jednak głównie na dworze francuskich książąt Orleanu. Francuski barok był przecież zupełnie inny niż włoski, a stylistyczna różnica pomiędzy Lullym i Rameau a Vivaldim i Haendlem to cała galaktyka. Przeczytałam, że Guido łączyła w swojej twórczości stylistyk włoską i francuską i wydało mi się to karkołomne, ale - jak się okazało - niepozbawione racji.
Scherzi armonici sopra le quattro stagioni dell'anno okazały się całkiem inne niż słynny koncert Vivaldiego. To króciutkie utwory zebrane w cztery cykle pór roku, ilustrujące dość typowe z nimi skojarzenia. Mamy więc wiosnę z ptaszkami i kwiatkami, mamy lato z tańcami faunów i pasterzy, ale też z dramatyczną letnią burzą, mamy jesienią zbiór winogron i próbowanie młodego wina, mamy w końcu szron i zimowe wichry na przemian z karnawałową zabawą. Muzyce towarzyszy narrator, wygłaszający krótkie, czasem jednozdaniowe wprowadzenia w poszczególne scenki, jakby swoistego "mistrza ceremonii" prowadzącego dworskie widowisko. I tak to własnie zapachniało - jakbyśmy się przenieśli w czasie na dwór Filipa Orleańskiego i uczestniczyli w wieczornej zabawie. Zabrakło tylko suto zastawionych stołów i kielichów z winem!
Muzyka okazała się całkiem ciekawa, miejscami nad wyraz piękna, widać, że mistrzowi Guido nie brakowało inwencji melodycznej, a w licznych tańcach i marszach - iście francuskiej lekkości. Z początku wydało to mi się zbyt ilustracyjne, a włączający się co chwile narrator - zbyt nachalny - ale okazało się to po prostu sprawą konwencji. Gdy przyjęliśmy perspektywę dworką - wszystko znalazło się na swoim miejscu.
Utwór opracowała Sirkka-Liisa Kaakinen-Pilch i ona pełniła funkcję głównego wirtuoza, czyli koncertmistrza. W solowych popisach towarzyszyli jej Grzegorz Lale jako prowadzący drugie skrzypce i Radosław Kamieniarz - trzecie skrzypce. Instrumentaliści Musicae Antiquae Collegium Varsoviense bawili się świetnie. Czego tam nie było: ćwierkanie ptaszków, kukułka, werble, beczenie owiec, pijacka czkawka i oczywiście maszyna do robienia wiatru!

środa, 13 lutego 2019

Le quattro staggioni z całkiem innej bajki

Cztery pory roku Vivaldiego to hit nad hitami. Oczywiście, zawsze miło posłuchać, zwłaszcza w dobrym wykonaniu. Ale cieszy, że Warszawska Opera Kameralna postanowiła nie iść tym dobrze wydeptanym tropem i 17 kutego w Studio Koncertowym im. W. Lutosławskiego proponuje nam Cztery pory roku z całkiem innej bajki. Tym razem usłyszymy Scherzi armonici sopra le quattro staggioni dell'anno autorstwa Giovanniego Antonia Guido - włoskiego kompozytora urodzonego w Genui, wykształconego w Neapolu, ale przez dużą część życia aktywnego na francuskim dworze księcia Orleanu. Podobno w swojej twórczości świetnie łączył style włoski i francuski. Podobno, bo szczerze mówiąc, jest kompozytorem mało znanym, a jego Cztery pory roku usłyszę po raz pierwszy.
Orkiestrę historyczną Warszawskiej Opery Kameralnej, czyli Musicae Antiquae Collegium Varsoviense, poprowadzi Sirkka-Liisa Kakinen, autorka opracowania instrumentalnego koncertu, grająca również na skrzypcach. Poza nią partie solowe zagrają Grzegorz Lalek i Radosław Kamieniarz. Zagadkę jest dla mnie rola narratora (Jan Korwin Kochanowski) - co mianowicie będzie mówił czy czytał. Przekonamy się w najbliższą niedzielę.
Warszawska Opera Kameralna postawiła - jak widać - na proponowanie nieco mniej oklepanego repertuaru. Po styczniowym koncercie poświęconym Telemannowi, to druga oryginalna propozycja w cyklu WOK Baroque. Ciekawe, czy będzie równie udana!

piątek, 8 lutego 2019

Opera Rara 2019, czyli ile baroku zostało w Krakowie

Tegoroczny festiwal Opera Rara to kontynuacja nowej formuły wydarzenia. Zamiast wersji koncertowych oper barokowych sprowadzonych z europejskich scen na dwa-cztery koncerty rocznie, mamy dwutygodniowy festiwal i własne produkcje sceniczne oraz serię recitali. Na szczęście mimo zmiany - uchowała się choć w części obecność baroku, a podjęcie wyzwania w postaci własnej inscenizacji opery zasługuje na uznanie.
Niedzielna wyprawa do Krakowa na dwa spektakle z czterech przygotowanych w tej edycji festiwalu - tych, które miały cokolwiek wspólnego z barokiem -  to przedsięwzięcie obowiązkowe. Zwłaszcza, że organizatorzy porwali się na inscenizację opery Hippolyte et Aricie Jeana-Philippe'a Rameau, na polskich scenach obecnego bardzo rzadko, jak zresztą barokowa opera francuska w ogóle. Zwłaszcza, że nazwisko reżysera wydawało się obiecujące, a przynajmniej kontrowersyjne, więc i wrażeń spodziewałam się mocnych. Trzygodzinne spotkanie z Rameau było przeżyciem ambiwalentnym: muzycznie piękne - i ze względu na zachwycającą muzykę, i ze względu na całkiem dobre wykonanie -  inscenizacyjnie nieco rozczarowujące, choć w przeciwieństwie do wielu komentatorów nie dyskwalifikowałabym tej inscenizacji zupełnie. Miała wiele momentów pięknych i poruszających, a nie wydawała mi się bynajmniej zbyt kontrowersyjna, a raczej... mało wyrazista. Ciekawych szczegółów zapraszam na tutaj.

Helena Poczykowska jako Cassandra; fot. Edyta Dufaj
Na oddech miałam zaledwie godzinę, bo spieszyłam się do Cricoteki na spektakl Cassandra & Just, w którym reżyser Tomasz Cyz dokonał karkołomnego połączenia barokowej kantaty solowej autorstwa Benedetta Marcello ze współczesną muzyką filmową ujętą w chóralną recytację opartą na tekście biblijnej Pieśni nad Pieśniami. Jak wypadło to karkołomne przedsięwzięcie? Prawdę mówiąc, nad wyraz dobrze. Uteatralnienie solowej kantaty z solowym klawesynowym akompaniamentem (w niedzielę śpiewała Helena Poczykowska, a akompaniował jej Marcin Świątkiewicz) jest na pewno trudne, choć pomysł z konstrukcją obleczoną w suknie, z której stopniowo wydostaje się tytułowa Cassandra był świetny! Sama kantata przypominała monotonną melorecytację i nie było w niej wpadających w ucho arii bądź wirtuozowskich popisów. Była za to głęboka emocja, dzięki której relacja z wojny trojańskiej wybrzmiała mocno i dramatycznie. Zamiast heroicznych zmagań otrzymaliśmy tragiczny, a miejscami rozdzierający obraz wojny jako piekła bólu i upokorzenia, w którym króluję śmierć i okrucieństwo. To bardzo bliskie temu, co określa się jako perspektywę kobiecą.
I co bardzo dobrze współbrzmiało z kolejnym utworem, czyli Justem Davida Langa. Sześć wokalistek (Katarzyna Guran, Zuzanna Hwang, Magdalena Łukawska, Joanna Stawarska, Dorota Dwojak-Tlałka i Agata Flondro) śpiewało monotonnie, wręcz transowo, a towarzyszyło im trio instrumentalne (Aneta Dumanowska, Konrad Górka i Tomasz Sobaniec) - początkowo oszczędnie, stopniowo coraz śmielej, by w końcu powoli wycofać się w ciszę. Całość była dość zgrabna i miła dla ucha, choć w kontekście poprzedzającej ją kantaty znów narzucała się "perspektywa kobieca", a pogodna w sumie całość nabierała nieoczekiwanie posmaku goryczy.
Całe przedstawienie trwało nieco ponad godzinę, co po trzygodzinnym spektaklu Rameau wydawało się już tylko smacznym deserem.
Pozostałe spektakle tegorocznej edycji to Cosi fan tutte Mozarta i A Madrigal Opera Philipa Glassa, czyli już bez baroku, niestety. Za to zestaw solistów, którzy wystąpią z recitalami (m.in. Jakub Józef Orliński i Patricia Petibon), jest wielce obiecujący i na pewno wart podróży do Krakowa!