czwartek, 30 sierpnia 2018

"Giulio Cesare in Egitto" w Poznaniu

Obejrzeć operę Haendla na dużej scenie? To w Polsce wielka rzadkość. Jak dotąd taką możliwość stworzył artystom Bydgoski Festiwal Operowy, na którym w 2016 roku pokazano Les Indes Galantes Rameau w reżyserii Natalii Kozłowskiej.
Długie i wymagające opery Haendla mogą liczyć co najwyżej na sceny kameralne - i po prawdzie brzmią na nich najlepiej. A tu proszę!
Teatr Wielki w Poznaniu zaprasza na premierę Giulio Cesare in Egitto Haendla pod batutą Paula Eswooda. Rolę tytułową zaśpiewa Kacper Szelążek, którego kariera - jak widać - rozwija się znakomicie. Na początku września będziemy mogli posłuchać go we wznowionym przez Festiwal Oper Barokowych Farnacem Vivaldiego (2 i 4 września), a 22 września - premiera w Poznaniu! Cleopatrę zaśpiewa Anna Gorbachyova, a Tolomea - Rafał Tomkiewicz. Ten ostatni będzie miał na warszawskim FBO swój recital 6 września.
W planie Teatru tylko dwa spektakle - 22 i 23 września!

środa, 29 sierpnia 2018

"Gismondo, re di Polonia" Vinciego w Gliwicach

Trzeba przyznać, że dobra passa Leonarda Vinciego trwa. A pomyśleć, że jeszcze niedawno w polskiej Wikipedii w ogóle go nie było, a biogram angielski poprzedzała notka - nie mylić z Leonardem da Vinci! Dziś już wielbiciele opery barokowej znają to nazwisko i na pewno z nikim go nie pomylą!
Po znakomitych premierach Artaserse i Catone in Utica, no i po premierze Semiramide riconosciuta na Festiwalu Oper Barokowych Dramma per Musica, dobrze już wiemy, że Vinci był znakomitym kompozytorem, a jego opery to prawdziwe uczty muzyczne. Choć niewątpliwie stawiają przed wykonawcami wysoką poprzeczkę - podobał mi się komentarz jednego z fanów po premierze Artaserse - Vinci musiał nienawidzić śpiewaków, skoro pisał dla nich tak "mordercze" arie!
A jak to jest z ariami Vinciego będziemy mogli przekonać się już wkrótce. W najbliższą niedzielę, 2 września na Międzynarodowym Festiwalu Muzyki Dawnej Improwizowanej All'Improvviso w Gliwicach będziemy mogli uczestniczyć w światowej premierze kolejnego dzieła Vinciego - Gismondo, re di Polonia. Znakomite grono wykonawców, w tym dwóch świetnych kontratenorów - Max Emanuel Cencic i Yuriy Myneneko (obaj śpiewali w Artasersem) i - nieoczekiwane polonicum - zagra znakomita  formacja {oh!} Orkiestra Historyczna prowadzona przez Martynę Pastuszkę, zespół, który robi ostatnio światową karierę.
Sama opera jest również swoistym polonicum, choć historyków i purystów historii może przyprawić o ból zębów - tytułowy bohater to nikt inny, jak nasz nieszczęsny król Zygmunt August, jednak cała reszta, włącznie z jego dziećmi, to wytwór bujnej fantazji librecisty. Ale to przecież bez znaczenia! Liczy się muzyka i to dla niej z całą pewnością warto wybrać się do Gliwic! A jak ktoś nie zdąży - powtórka w wiedeńskim Theater an der Wien 24 września.

sobota, 25 sierpnia 2018

"Halka" po włosku

Koncertowa wersja Halki Moniuszki w Studio Lutosławskiego 24.08.2018;
fot. IR
Muszę ze wstydem przyznać, że do tej pory nie widziałam Halki na scenie. Sentymentalna opera
XIX-wieczna, na dokładkę Moniuszki, była tak daleko od moich muzycznych klimatów, że mimo kilku okazji, nie poświęciłam czasu, żeby posmakować tej najbardziej polskiej z polskich oper. Choć oczywiście - podobnie jak wszyscy - znam mnóstwo "kawałków": od Szumią jodły... po słynnego Mazura.
Dopiero tak karkołomna z pozoru konstrukcja jak koncertowe wykonanie włoskiej wersji opery na festiwalu "Chopin i jego Europa", pod batutą bardzo cenionego przeze mnie skrzypka i dyrygenta Fabio Biondiego prowadzącego orkiestrę Europa Galante, które odbyło się wczoraj, 24 sierpnia w Studio Polskiego Radia im. W. Lutosławskiego w Warszawie, zmobilizowało mnie do wyprawy na koncert. Kierowana bardziej ciekawością niż miłością do narodowego repertuaru zasiadłam na zapełnionej do ostatniego miejsca widowni i... znakomicie się bawiłam!
Pomijając nieoczekiwane efekty humorystyczne, gdy pada ze sceny Dove Jontek i Nostro buon sinore, Halka to naprawdę kawał dobrej muzyki! Wyjęcie opery z lokalnego kontekstu uwypukliło wszystkie te cechy, które są w niej uniwersalne i znakomicie się sprawdzają i dramaturgicznie, i muzycznie. Usłyszałam nawet od melomana siedzącego obok mnie: Halka to przecież prawie Tosca! I coś w tym jest!
Europa Galante, orkiestra specjalizująca się w wykonawstwie historycznym muzyki baroku, grająca jeszcze tydzień wcześniej w tym samym miejscu Vivaldiego, została wzmocniona obsadowo i rozbudowana do rozmiarów dużej orkiestry symfonicznej. Towarzyszył jej Chór Opery Podlaskiej i międzynarodowa grupa solistów. Nie zabrakło wśród nich Polaków: Artur Siwek śpiewał Stolnika (znakomicie jak zwykle), Robert Gierlach - Janusza (z pewnym wysiłkiem, jakby nie była to rola, w której czuje się dobrze), Karol Kozłowski wystąpił w epizodycznej roli Młodzieńca w III akcie, a Monika Ledzion-Porczyńska śpiewała Zofię (mocnym, dość głębokim, choć nieco szorstkim sopranem).

Bohater wieczoru, czyli Matheus Pompeu jako Jontek; fot. IR
Jednak główne role przypadły dwójce niepolskich wykonawców. Katalońska sopranistka Tina Gorina wykonała partię Halki - bardzo ekspresyjnie i z dużym oddaniem, choć jej chwilami piskliwy głos nie wzbudził mojego zachwytu. Za to niekwestionowaną gwiazdą wieczoru był brazylijski tenor Matheus Pompeu kreujący Jontka. To fantastyczny, dramatyczny głos o przepięknej głębokiej barwie, świetny technicznie i interpretacyjnie - niezapomniana aria Szumią jodły (w wersji włoskiej Fra il abeti il vento geme) w jego wykonaniu doczekała się zasłużonej długiej owacji.
Fabio Biondi prowadził cały zespół z iście muzyczna ekspresją, a na dodatek widać było, że wszyscy bawią się przy tym świetnie. Po długich brawach zaserwował nam na bis największy przebój Halki, czyli ognistego Mazura. Z prawdziwym przytupem! To było super!

środa, 22 sierpnia 2018

Festiwal spełnionych marzeń? IV FBO - konferencja prasowa

Już niewiele czasu pozostało do wydarzenia, na które fani muzyki barokowej w stolicy (i nie tylko!) czekają z zapartym tchem. Myślę oczywiście o Festiwalu Oper Barokowych Dramma per Musica, którego czwarta (a tak naprawdę piąta) edycja rozpocznie się w Warszawie 31 sierpnia. Festiwal z roku na rok udowadnia, że mimo ograniczonych środków i braku stałej siedziby grupa prawdziwych zapaleńców jest w stanie zorganizować wydarzenie, którego nie powstydziłaby się żadna scena muzyczna. Zwłaszcza, że pomimo rosnącej renomy kłód pod nogami nie ubywa.
Tegoroczna edycja spotkała się przede wszystkim z problemem miejsca. Kilkuletnia sielanka współpracy z Łazienkami Królewskimi najwidoczniej się skończyła. Mimo umowy i harmonogramu przygotowanego tuż po ubiegłorocznej edycji festiwalu, w marcu tego roku okazało się, że jedynie jeden spektakl Farnacego (powtórka premiery 2017) odbędzie się (2 września)  na scenie Teatru Królewskiego. Trzeba było na gwałt szukać miejsc na tegoroczne koncerty, a pod znakiem zapytanie stanęła inscenizacja aktualnej premiery, czyli Haendlowskiej Alciny. Szczerze podziwiam energię i determinację organizatorów - wygląda na to, że poszukiwania zakończyły się sukcesem i każde z wydarzeń znajdzie swoje nowe i w dodatku całkiem interesujące miejsce.
Inauguracja odbędzie się na Zamku Królewskim 31 sierpnia i tam również zaśpiewa 7 września młoda gwiazda  sceny operowej, czyli Jakub Józef Orliński, wychowanek Anny Radziejewskiej i wielka nadzieja naszego śpiewu kontratenorowego. Koncerty kameralne poświęcone różnym kręgom barokowej sztuki muzycznej (niemieckiej i francuskiej - 6, 8 i 16 września) są planowane w holu Domu Polonii przy Krakowskim Przedmieściu, co stanowić ma równocześnie inaugurację nowej sceny muzycznej stolicy, czyli Polonia Open Art Stage. Konferencja odbyła się własnie w tym miejscu i wnętrze ma niewątpliwy klimat, choć na temat jego akustyki nic mi na razie nie wiadomo.
Koncert oratoryjny odbędzie się 1 września w kościele Franciszkanów na Zakroczymskiej.
Główne wydarzenia tegorocznej edycji, czyli premiera Alciny odbędzie się w Małej Warszawie (dawnej Fabryce Trzciny) na warszawskiej Pradze (premiera 14 września, powtórka 15 września). Reżyserujący spektakl Jacek Tyski nie bardzo chciał zdradzić, jaki wpływ na inscenizację będzie miało umieszczenie tej opery w przestrzeni określanej jako postindustrialna. Mam jednak nadzieję, że wyjęcie tego zupełnie niebywałego dzieła z muzealnych ram stworzy nowe i nieoczekiwane możliwości jego odczytania i "przyrządzenia". Poza tym to również spełnienie marzeń Olgi Pasiecznik, która do tej pory bywała Morganą, ale chyba nigdy Alciną. To również spełnienie marzeń wielu fanów tego genialnego dzieła mistrza, w tym - nie ukrywam - mojego.

Organizatorzy (od lewej): producent Sebastian Wypych, Jacek Tyska,
Lilianna Stawarz, Anna Radziejewska oraz gospodarze gościnnych scen 
- Zamku Królewskiego,  Domu Polonii i Małej Warszawy; fot. IR
Osobną i jak się okazuje bardzo obiecującą rzeczą jest możliwość zorganizowania trzech koncertów w Studio Polskiego Radia im. W. Lutosławskiego. Odbędą się tam wszystkie trzy operowe spektakle w wersji koncertowej, czyli powtórka Farnacego Vivaldiego (4 września), serenata Acis, Galatea e Polifemo  Haendla (10 września) i w końcu Alcina (19 września). Koncerty mają być nagrywane i istnieje możliwość, że zostaną wydane na płytach! To wspaniała nowina i zupełnie nieoczekiwany bonus dla wszystkich fanów.
Jednym słowem - będzie się działo! Festiwal zapowiada się bardzo interesująco i chyba po raz pierwszy wrzesień nie będzie dla mnie czasem żalu, że nie mieszkam we Wrocławiu. A poza wszystkim - możliwość usłyszenia Ah! Mio cor w wykonaniu Olgi Pasiecznik to spełnienie kolejnego marzenia!


sobota, 18 sierpnia 2018

Jarzębski i Vivaldi na festiwalu "Chopin i jego Europa"

Europa Galante i Fabio Biondi ; fot. IR
Sierpień wcale nie jest sezonem muzycznie ogórkowym. W całej Polsce aż roi się od muzycznych wydarzeń, które mogą zainteresować wielbicieli muzyki barokowej: Świdnica, Biecz, Paradyż, Leszno...
Na szczęście także Warszawa ma festiwal Chopin i jego Europa, który wypełnia skutecznie wakacyjną pustkę muzyczną w filharmonii i na scenach operowych.
Co prawda w tym roku organizatorzy nie rozpieszczają fanów muzyki dawnej, ale pośród wielu koncertów trafił się wreszcie i taki, który wart był wyprawy do Studia Polskiego Radia, gdzie odbywa się większość tegorocznych koncertów. Wczoraj, 17 sierpnia w Studio Lutosławskiego zagrała niezawodna Europa Galante z Fabio Biondim, który - na szczęście! -  bardzo lubi występować w Polsce.
Koncert został zgrabnie zaplanowany - pierwsza część w całości instrumentalna z trzema canzoni Jarzębskiego - to punkt polski programu (czyżby warunek organizatorów? - pamiętającym dawny festiwal w Sopocie coś to musi przypominać). Po Jarzębskim trzy koncerty Vivaldiego (C-dur RV 186, F-dur RV 288 i B-dur RV 380), wiązane z jego domniemaną podróżą do Pragi i praskimi zleceniodawcami (informacja w programie, że rękopisy są zapisane na papierze czeskiej proweniencji wzbudziła mój zachwyt - niech żyje Sherlock!). Kameralny skład nie przeszkadzał w żadnym razie w pełnej pasji interpretacji muzycznych perełek Rudego Księdza, a Fabio Biondi prowadził swoją orkiestrę i grał solówki z wprawą i wdziękiem. Wszystkie trzy koncerty w tonacjach durowych, dynamiczne i energetyczne - bardzo pobudzający punkt programu!

Obie solistki odbierają brawa i kwiaty; fot. IR
W drugiej części do orkiestry dołączyły dwie solistki  - Martina Belli i Vivica Ganaux - wspólnie wykonali serenatę Vivaldiego Gloria e Imeneo RV 687. Dzieło powstało na zamówienie francuskiego ambasadora przy Republice Weneckiej dla uczczenia zaślubin Ludwika XV i Marii Leszczyńskiej i zostało wykonane 12 września 1725 w ogrodach ambasady. Treść jest w pełni konwencjonalna: Hymen (Imeneo), patron zaślubin, wraz z Glorią, symbolizującą monarchię, sławią miłość i życzą młodym małżonkom spełnienia i pomyślności. Serenatę przewidziano na dwa głosy mezzosopranowe, co jest zabiegiem dość oryginalnym (Vivaldi lubił bardzo te barwę głosu, stąd np. w Farnacem aż pięć mezzosopranowych partii!). Serenata - jak to u Vivaldiego - krótkie recytatywy i błyskotliwe, efektowne arie, całość wieńczą dwa duety, oba urocze. Ciekawy był przy tym kontrast obu głosów - mocnego, nieco ciężkiego mezzosopranu Martiny Belli i lżejszego, ale o większej ekspresji interpretacyjnej głosu Viviki Genaux. W sumie wieczór bardzo udany, choć repertuar błahy, jednak każdy haust Vivaldiego nastraja mnie zwykle optymistycznie i wzbudza ochotę na jeszcze.
Vivaldiego w tym roku jednak już nie będzie (aż do wrześniowej powtórki Farnacego!), za to w przyszły piątek Europa Galante wykona włoską wersję Halki Moniuszki - umieram z ciekawości!

środa, 1 sierpnia 2018

"Judas Maccabaeus" Capelli Cracoviensis

Orkiestra i Chór Capelli Cracoviensis pod dyr. Jana Tomasza Adamusa
 w sali ICE; fot. CC
Capella Cracoviensis pod wodzą Jana Tomasza Adamusa proponuje widzom kolejne oratorium Georga Friedricha Haendla. Premierowe wykonanie Judasa Maccabaeusa odbędzie się w piątek 3 sierpnia w krakowskim kościele św. Katarzyny Aleksandryjskiej.
Już dzień później, 4 sierpnia Capella powtórzy Haendlowskie arcydzieło podczas Festiwalu Bachowskiego w Świątyni Pokoju w Świdnicy.
To - jak opisuje sama Capella - starotestamentowy fresk,w którym tytułowy bohater przewodzi ludowi Izraela w walce o wyzwolenie spod rzymskiej dominacji. Do zespołu chóralnego i instrumentalnego Capelli dołączą soliści: Rebecca Bottone, Marta Wryk, Joshua Ellicott i Peter Hervey. Organizatorezy zapowiadają burzę emocji i monumentalne chóry, czyli - jak to u Haendla - pełnowartościowe "oratorium z trąbami". Sądząc z niedawnej premiery Samsona - na pewno warto obejrzeć i usłyszeć efekt kolejnych zmagań Capelli z oratoryjną materią!