czwartek, 20 grudnia 2018

"Mesjasz" w Filharmonii Narodowej

Mesjasz George'a Friedricha Haendla to działo kultowe. Grane i wystawiane przez wszystkich i wszędzie. W końcu tego roku dwoma wystawieniami oratorium - 21 i 22 grudnia - pochwali się stołeczna filharmonia.
Przyznam, że ostatnio wysłuchałam całego Mesjasza w 2015 na Zamku Królewskim (o fragmentach pokazanych przez POK w bazylice świętokrzyskiej w październiku tego roku chciałabym jednak zapomnieć). Grała wówczas orkiestra historyczna Warszawskiej Opery Kameralnej i śpiewał chór WOK i jej soliści - i to wykonanie brzmiała bardzo udatnie w sali zamkowej (przypomnienie tutaj).
W piątek i sobotę wystąpi Orkiestra i Chór Filharmonii Narodowej, a więc usłyszymy barokowe oratorium w wykonane na instrumentach współczesnych. Orkiestrę poprowadzi Martin Haselbock, utytułowany dyrygent z Wiednia, mam więc nadzieję, że muzyka Haendla brzmieć będzie dobrze. No i oczywiście bardzo liczę na solistów: Sunhae Im - sopranistka z Korei, nasz uwielbiany i ostatnio niemal noszony na rękach Jakub Józef Orliński, brytyjski tenor Samuel Boden i hiszpański baryton Jose Antonio Lopez. Na godzinę przed koncertem Filharmonia Narodowa zaprasza na wykład Szymona Paczkowskiego w Sali Kameralnej.
Obsada jest więc obiecująca, dyrygent doświadczony, a od czasu do czasu warto może sprawdzić, jak nawykłe do dawnych instrumentów ucho znosi swoją ukochaną muzykę w wersji nieco bardziej modern?

środa, 19 grudnia 2018

Weneckie Boże Narodzenie w Studio Lutosławskiego

Komale Akakpo i muzycy z Arte dei Suonatori; fot. IR
Swój zacny jubileusz, czyli 25-lecie istnienia orkiestry, muzycy Arte dei Suonatori uczcili cyklem
koncertów.  Dopasowując się do wszechogarniającej :magii świąt", przygotowali program pod nazwą "Weneckie Boże Narodzenie", a jeden z koncertów tego cyklu odbył się w warszawskim Studio Polskiego Radia im. W. Lutosławskiego wczoraj, 18 grudnia.
Na program składały się przede wszystkim utwory Vivaldiego - Koncert na organy i psałterium C-dur (rekonstruowany), koncert skrzypcowy E-dur "L'Amoroso" RV 271 (jako solistka wystąpiła skrzypaczka orkiestry Ewa Golińska) oraz Salve Regina RV 617, w którym solową partię wykonała francuska sopranistka Claire Lefillaitre. W drugiej części wykonano kameralną Sonatę G-dur Perottiego, w której znów główna rolę odegrał psałterion. Komale Akakpo gościł już na
Claire Lefillaitre z orkiestrą; fot. IR
warszawskich scenach, a nawet dokładnie na tej samej, w 2012 roku podczas festiwalu Masovia Goes Baroque, a trzy lata temu wystąpił w stołecznej filharmonii. Słuchanie jego gry jest bardzo przyjemne nie tylko ze względu na wirtuozerię, z jaką gra "śmiga" po szalenie efektownym i oryginalnym instrumencie, jakim jest płaterion, ale przede wszystkim ze względu na niebywały entuzjazm i radość, z jaką wykonuje muzykę. Trudno znaleźć coś równocześnie tak subtelnego i tak energetyzującego!Claire Lefillaitre pojawiła się znów na scenie w ostatnim z utworów programu, czyli w motecie Hassego "Alma Redemptoris Mater". Trzeba przyznać, że ma ciekawy głos, jednak dwa krótkie utwory to za mało, żeby dobrze go ocenić.
Na bis orkiestra zagrała w pełnym składzie, a towarzyszyli jej i Akakpo, i Lefillaitre.
W sumie koncert bardzo przyjemny, choć nie porywający. To pewnie tłumaczy, że obecna na naszych scenach orkiestra ma utrwaloną renomę, jednak nie zrobiła oszałamiającej kariery. Jednak w ten świąteczny wieczór dobrze było przenieść się na chwilę do XVIII-wiecznej Wenecji.

poniedziałek, 17 grudnia 2018

Koncert Bożonarodzeniowy c.d.

Zamek Królewski, 14.12.2018; fot. IR
Piątkowy koncert na Zamku Królewskim był lekki i przyjemny. Jednak wspaniale słucha się tam muzyki dawnej, a instrumenty historyczne we wnętrzu przeznaczonym własnie dla nich brzmią lepiej niż gdziekolwiek indziej. Stradivarius tym razem był schowany, ale można go obejrzeć na Zamku jeszcze przez cały najbliższy tydzień.
Polska Opera Królewska jak co miesiąc zaprosiła na koncert z cyklu Muzyka dawna na Zamku Królewskim, tym razem z intencją przypomnienia kompozycji związanych ze zbliżająca się Gwiazdką. Przygotowana składanka została odegrana i odśpiewana z wdziękiem: bardzo kameralna mini-kantatka Telemanna (jednak!), zbiór francuskich kolęd w wersji instrumentalnej i improwizowanej Michela Corrette, kantata Scarlattiego podana słodkim głosem Marty Boberskiej - w tym utworze jak najbardziej na miejscu - i na koniec Concerto Grosso op. 6 nr 8 Corellego. Największym odkryciem była dla mnie muzyka Michela Corrette - wcześniej mi nieznanego kompozytora, który poświęcił się muzyce instrumentalnej, a jego Simfonia V - znakomita!
A już we wtorek  18 grudnia Arte dei Suonatori wzmocnione sopranem Claire Leifilliatre - objeżdżający ostatnio kilka scen z programem festiwalowym Early Music - Persona Grata zapraszają na koncert Weneckie Boże Narodzenie do Studia Polskiego Radio im. W. Lutosławskiego w Warszawie. W programie arie i kompozycje Vivaldiego, Torellego, Hassego i Perottiego.
Żyć nie umierać!

środa, 12 grudnia 2018

Koncert bożonarodzeniowy na Zamku

Capella Regia Polona; fot. mat. prasowe POK
Polska Opera Królewska naprawdę zaskakuje swoją aktywnością. Dotyczy to zwłaszcza nowo utworzonego zespołu grającego na instrumentach historycznych, czyli Capella Regia Polona, prowadzonego przez klawesynistę Krzysztofa Garstkę.
Jednym z cyklów Opery Królewskiej jest Muzyka dawna na Zamku Królewskim, w ramach którego zaprasza na występ w efektownych wnętrzach zamkowych. Nie inaczej będzie w grudniu, a skoro zbliża się Gwiazdka, to oczywiście repertuar musi do niej nawiązywać.
Tym razem muzycy proponują nam zgrabną składankę z utworów instrumentalnych i wokalnych.
Do instrumentalnych należeć będą Sinfonia V Michela Corrette i Concerto Grosso op. 6 nr 8 Arcangela Corellego - Corelli tak rzadko gości na naszych scenach, a szkoda!
A oprócz tego Cantata pastorale per nascita di Nostre Signore Alessandra Scarlattiego i kantata kompozytora niemieckiego, ale tu wiadomości publikowane przez POK są sprzeczne - na fb Bach, na stronie POK Telemann. Już wkrótce się okaże - osobiście wolałabym Telemanna, bo kantaty Bachowskie pojawiają się znacznie częściej w repertuarze naszych scen muzycznych. A może obie?
Śpiewać będą stałe sopranistki tej sceny, czyli Justyna Stępień i Magda Boberska. Czyli miły piąteczek przed nami!

poniedziałek, 10 grudnia 2018

Bach i stradivarius

Soliści prawie w komplecie: Ingrida Gapova, Jarosław Bręk
 i Jan Jakub Monowid; fot. IR
Niedzielny koncert na Zamku Królewskim w Warszawie to była przyjemność całkiem specjalna. Do wykonania trzech z sześciu kantat składających się na Wiehnachts-Oratorium Jana Sebastiana Bacha Warszawska Opera Kameralna przygotowała się całkiem solidnie. Czwórce solistów (Ingrida Gapova, Jan Jakub Monowid, Aleksander Kunach i Jarosław Bręk) towarzyszył Zespół Instrumentów Dawnych Opery Kameralnej, czyli Musicae Antiquae Collegium Varsoviense po batutą Marcina Sempolińskiego oraz Zespół Wokalny WOK, czyli po prosu chór i to w całkiem pokaźnym, 26-osobowym składzie.
Kantaty wybrano zapewne ze względu na ich popularność i różnorodność.
Pierwsza - triumfalna, mówiąca o narodzinach Jezusa, z bardzo znaną chóralną częścią pierwszą (Jauchzet, Frohlocket! Auf, preiset die Tage), ale także z przepiękną arią altową, którą wykonał Jakub Monowid (był wczoraj naprawdę w nadzwyczajnej dyspozycji!), długimi recytatywami Ewangelisty, bardzo ekspresyjnie podawanymi przez Aleksandra Kunacha i bardzo oryginalną częścią siódmą, w której na tle subtelnie snutego przez sopran chorału szczególnie wyraziście brzmi recytatyw basu (Er ist auf Erden kommen arm).
Część trzecia mówi o pokłonie pasterzy i są w niej zawarte dwie przepiękne arie - Herr, dein mitleid, dein Erbaumen, duet sopranu i basu - ulubiony przez Bacha zestaw głosów - i Schliesse, mein Herze, dies selige Wunder - kolejna aria altowa z towarzyszeniem solowych skrzypiec i wiolonczeli.
I w końcu kantata szósta, znów triumfalna "z trąbami", mówiąca o Pokłonie Trzech Króli z zachwycająca taneczną arią sopranową Nur ein Wink von seinen Handen i jedyną w tym zestawie arią tenorową z obojami Nun mogt ihr stolzen Feinde schrecken.
Trzeba przyznać, że WOK zaangażował do tego koncertu naprawdę dużą grupę muzyków i choć niekiedy miałam zastrzeżenia do brzmienia (instrumentalistom brakowało perfekcyjnego zgrania i niektóre partie nadmiernie "pływały"), to jednak koncert uważam za bardzo udany, soliści nie zawiedli, chór był wystarczająco monumentalny, a wysłuchanie nawet w części jednej
z najbardziej przebojowych Bachowskich kompozycji sprawiło słuchaczom ogromna przyjemność.
A dodatkowa atrakcja - niespodziewany bonus - czekała na nas w gablocie w sali sąsiadującej z koncertową: pierwszy polski powojenny stradivarius - skrzypce spod ręki mistrza z Cremony, podobno w idealnym stanie, zakupione dla jednego z polskich skrzypków i eksponowane na Zamku przez najbliższe dwa tygodnie, w dodatku bezimienne, co pozwoliło właścicielom nadać im nazwę Polonia dla uczczenia stulecia niepodległości. Co za cymes!

czwartek, 6 grudnia 2018

Wiehnachts-Oratorium na Zamku

Grudzień bez słynnego Bachowskiego arcydzieła jest grudniem straconym!
Rok temu musiałam jechać do Katowic, żeby posłuchać czterech z sześciu części tego arcydzieła w wykonaniu Les Musiciens du Louvre (krótka relacja z tego koncertu tutaj), w tym roku wystarczy krótka wyprawa na Zamek Królewski w niedzielę 9 grudnia. Tym razem posłuchamy trzech kantat - pierwszej, trzeciej i szóstej, a koncert przygotowuje zespół Warszawskiej Opery Kameralnej - orkiestra Musicae Antiquae Collegium Varsoviense pod dyrekcją  Marcina Sempolińskiego i czwórka śpiewaków: Ingrida Gapova, Jan Jakub Monowid, Aleksander Kunach i Jarosław Bręk. Udziału chóru nie przewidziano. Czyżby partie chóralne miała udźwignąć ta niewielka grupka solistów?
Tak czy owak - tradycji stać się musi zadość! Weihnachts-Oratorium w grudniu - obowiązkowo!

poniedziałek, 26 listopada 2018

Monteverdi w zamkowych wnętrzach

Z cała pewnością Monteverdi nigdzie nie brzmi tak dobrze, jak w salach pałacowych i zamkowych, zabytkowych wnętrzach przeznaczonych do wykonywania właśnie takiej muzyki. Dlatego z radością powitałam nowy cykl Polskiej Opery Królewskiej, w ramach którego raz w miesiącu starannie wybrany repertuar muzyki dawnej zabrzmi w Wielkiej Sali Zamku Królewskiego w Warszawie.
Ten cykl to również pole do działania niedawno powołanej nowej formacji instrumentalnej związanej z POK - orkiestry grającej na instrumentach historycznych bądź ich kopiach zgodnie z dawną praktyką wykonawczą - Capella Regia Polona. Zespołem dyryguje od klawesynu Krzysztof Garstka.
Capella zagrała już koncert w bazylice Świętego Krzyża - gdzie jednak ze względu na fatalną akustykę nie było go właściwie słychać. W październiku POK zainaugurowała swój cykl zamkowy dwoma kantatami Bacha. Jednak dla mnie prawdziwym sprawdzianem możliwości zespołu był sobotni koncert 24 listopada z dwoma kompozycjami Monteverdiego: Ballo delle Ingrate i Combattimento di Tancredi e Clorinda.
Obie kompozycje już grywane na warszawskich scenach (przegląd wykonań tutaj i tutaj), przeważnie przez artystów Warszawskiej Opery Kameralnej. Polska Opera Królewska jest w pewnym sensie "córką" WOK, jednak Capella to formacja zupełnie nowa, grają w niej zresztą przeważnie muzycy młodzi. I jak się okazało - grają całkiem nieźle! Capella była najmocniejszym chyba punktem tego koncertu. Miękkie, jakby "zadymione" brzmienie w Ballo - korowód  Niewdzięcznych i ich melancholijne tańce brzmiały bardzo stylowo w zamkowym wnętrzu. w Combattimento zaś muzycy odgrywający swoimi smyczkami dramat walki i pojedynku tytułowych protagonistów radzili sobie świetnie.
Słabiej na tym tle wypadli śpiewacy - najlepiej chyba Sylwester Smulczyński jak Sesto w Combattimento i Dorota Lachowicz jako Wenus w Ballo.
Zastanawiam się mocno - kogo Ryszard Peryt obsadzi w przygotowywanej premierze Orfeusza. To bardzo wymagająca opera z całym zastępem znakomitych ról. A do Monteverdiego trzeba nie tylko świetnych głosów, ale i specjalnych umiejętności wokalnych i przede wszystkim bardzo szczególnej, stylowej maniery wykonawczej. Kto temu podoła?

czwartek, 22 listopada 2018

Monteverdi na Zamku

Nowo powstała pod szyldem Polskiej Opery Królewskiej orkiestra grająca na instrumentach historycznych bądź ich kopiach, czyli Capella Regia Polona pod kierunkiem klawesynisty Krzysztofa Garstki, zaprasza na kolejny koncert. Zespół występuje w cyklu "Muzyka dawna na Zamku Królewskim" i według zapowiedzi będzie koncertować przynajmniej raz w miesiącu. Po październikowych kantatach Bacha listopad należy do Claudia Monteverdiego.
W programie dwa niewielkie, choć znane utwory: Ballo delle ingrate SV 167 i Combattimento di Tancredi e Clorinda SV 153. Oba utwory obecne wcześniej w repertuarze WOK (relacja z koncertu w 2015 tutaj), częściowo w tej samej obsadzie wokalnej. Na Zamku w Ballo zaśpiewają Dorota Lachowicz, Marcin Pawelec, Iwona Lubowicz i Marta Boberska, w Combattimento - Marta Boberska, Marcin Pawelec i Sylwester Smulczyński. Jak się spiszą - przekonamy się już w najbliższą sobotę 24 listopada. Zagra oczywiście nowa orkiestra i to będzie pierwsza okazja, żeby posłuchać jej w repertuarze XVII-wiecznym. Co stanowić może przedsmak przed przygotowywaną na marzec przyszłego roku premierą Orfeusza Monteverdiego.
Jak by się jednak nie starali soliści POK, przebić solowy występ Marca Beasley, który w lutym tego roku brawurowo odśpiewał w NOSPR wszystkie trzy role Combattimento, przebić będzie chyba bardzo trudno...

wtorek, 13 listopada 2018

Alcina rządzi!

To był długo wyczekiwany koncert! Finał wrześniowego Festiwalu Oper Barokowych został niemal w ostatniej chwili przeniesiony na 12 listopada z powodu choroby artystów. Podejrzewam, że powrót po przerwie do tej samej partytury/roli mógł być dla nich trudny. Jednak dla widzów, złaknionych jakichkolwiek barokowych przedstawień, był prawdziwym rarytasem. Dlatego wcale mnie nie dziwi, że stawili się w Studio Polskiego Radia im. W. Lutosławskiego tłumnie, żeby wysłuchać koncertowej wersji Haendlowskiej Alciny i przypomnieć sobie, choćby w ten sposób, atmosferę tegorocznej festiwalowej premiery.
O inscenizacji Alciny na scenie Małej Warszawy pisałam obszernie (tutaj), przygotowanie wersji koncertowej stwarza jednak zupełnie inne wyzwania. Oczywiście - brak scenografii i kostiumów, a także scenicznego ruchu, co dla spektaklu, w którym tak dużą rolę odegrał balet, było istotnym ograniczeniem.
Sama opera została również skrócona o jakieś pół godziny - wycięto większość recytatywów, a nawet niektóre arie. Chwilami nie przypominało to spektaklu operowego, a raczej prezentację arii z Haendlowskiego arcydzieła. Ale - Bogiem a prawdą - cóż to są za arie! Jak pisałam we wrześniu - Alcina to zbiór operowych przebojów, a każda, nawet najbardziej epizodyczna postać ma w niej ogromne pole do popisu.
Wykonawcy, pozbawieni kostiumów i wymogów ruchu scenicznego, mogli się w pełni skupić na interpretacji muzycznej. I właściwie to wykorzystali - wszystkie role były zaśpiewane równie znakomicie, jak w inscenizowanym spektaklu, a niektóre chyba lepiej!\
Przede wszystkim Olga Pasiecznika jako Alcina - znów była doskonała. Rozdzierające Ah, mio cor!, fantastyczne Ombre pallide, dramatyczna ekspresja bez zarzutu. Zdecydowanie królowała na scenie.
Równie dobra Anna Radziejewska jako Ruggiero. zwłaszcza w brawurowej Sta nell'Ircana. Choć arie liryczne - Mi lusinga i Verdi prati, obie przepiękne w swojej melancholijnej prostocie - wydały mi się niepotrzebnie udramatyzowane. Carestini też uważał je za zbyt proste, a później bisował podczas każdego przedstawienia!
Bardzo dobra Joanna Krasuska-Motulewicz w trudnej partii Bradamante - obie z jej brawurowych arii zostały wykonane bardzo efektownie. Dobra Olga Siemieńczuk jako Morgana - choć jej rola, podobnie jak partia Oberta w interprecji Joanny Lalek - zostały nieco okrojone (żal mi zwłaszcza Ama, sospira).
Karol Kozłowski wypadł nieco lepiej niż we wrześniu, najlepiej chyba w arii z pierwszego aktu Semplicetto. Za to Artur Janda, mimo epizodycznego udziału i wykonania tylko jednaj arii - nieodmiennie zachwyca siłą i ekspresją swojego głosu.
Znów wypada mi pochwalić Royal Baroque Ensemle prowadzony od klawesynu przez Liliannę Stawarz. Partytura została dobrze przemyślana i dostosowana do składu orkiestry, pięknie wypadły melancholijne partie solowe (klawesyn, wiolonczela). Aż żal, że to orkiestra zwoływana tylko raz do roku przy okazji festiwalu, choć wielu muzyków widujemy przecież często w innych zespołach, Chciałoby się słuchać gry tej orkiestry i pod tą ręką znacznie częściej!
Artyści zebrali całkowicie zasłużoną stojącą owację. A okrzyki bis! - brzmiące wręcz okrutnie dla wyczerpanych ponad trzygodzinnym koncertem artystów - wcale nie były tylko konwencjonalne. Na kolejną Alcinę będziemy przecież musieli czekać blisko rok, a tak chciałoby się częściej i więcej!


czwartek, 8 listopada 2018

"Alcina" - wersja koncertowa w Studio Lutosławskiego

Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło!
Choroba artystów i konieczność odwołania koncertu finałowego IV Festiwalu Oper Barokowych był z pewnością przykrą niespodzianką. A miało to być koncertowe wykonanie tegorocznej festiwalowej premiery: Alciny Georga Friedricha Haendla.
Ale 12 listopada - dzień, na który koncert przełożono - właśnie nadchodzi!
Już w najbliższy (w dodatku wolny!) poniedziałek o 19.00 w warszawskim Studio Polskiego Radia im. W. Lutosławskiego będziemy sobie mogli przypomnieć to niezwykłe wydarzenie - spektakl w znakomitej obsadzie, w ciekawej reżyserii, fantastycznie zagrany i oryginalnie zainscenizowany. I przede wszystkim świetnie zaśpiewany - w głównych rolach tandem marzeń: Olga Pasiecznik i Anna Radziejewska!
Szczegółowa relacja z premiery tutaj, a wrażenia z wykonania wersji koncertowej - wkrótce!

środa, 31 października 2018

Hasse w Białymstoku

Czekając na listopadową Alcinę - wersję koncertową przeniesioną z finału wrześniowego Festiwalu Oper Barokowych, natknęłam się nagle na wzmiankę o festiwalu, o którym do tej pory nie słyszałam: Festiwal Sztuk Dawnych  - Imieniny Izabeli Branickiej w Białymstoku. A sądząc ze strony internetowej - odbędzie się już po raz dziewiąty!
Impreza zaczyna się już wkrótce, 13 listopada, i towarzyszyć jej będą również wydarzenia muzyczne. Najbardziej zainteresował mnie zaplanowany na 19 listopada - finał festiwalu - koncert operowy, na którym zostanie wykonana serenata Johanna Adofa Hassego Sen Scypiona, czy raczej Il sogno di Scipione.
Hasse jest w Polsce wykonywany na tyle rzadko, że można powiedzieć, że w ogóle nie jest. A tu proszę - zagra orkiestra festiwalowa, zaśpiewa piątka solistów, w tym dwóch kontratenorów: Michał Sławecki i Sławomir Bronk.
Czyżby należało dodać nowy kierunek do muzycznych podróży?

poniedziałek, 29 października 2018

Capella Regia zaczyna od Bacha

Koncert na Zamku 27.10.2018; fot. IR
Polska Opera Królewska zaskakuje swoja aktywnością. 23 października zapraszała na Mesjasza do bazyliki Świętokrzyskiej w Warszawie, a już 27 października miał premierę nowy cykl POK, czyli "Muzyka dawna Zamku Królewskim". I to - jak w znanym przeboju - zaczęli od Bacha.
Wybór trzech Bachowskich kantat na ten koncert nie był przypadkowy. miały chyba w założeniu pokazać możliwości nowej orkiestry i wybranych solistów.
Pierwszy z wykonanych utworów, kantata Liebster Jesu, mein verlangen BWV 32 z 1726 roku, ma konstrukcję bardzo typową, z takim układem kojarzy się własnie kantaty Bacha - recytatywy - w tym utworze sopranowe i basowe -zwieńczone duetem i zakończone finałowym chorałem - przy czym wszystkie partie chóralne były w sobotę wykonywane przez kwartet solistów.
Kolejna z kantat Ich bin vergnut mit glucke BWV 84 z 1727 roku to kantata solowa, w szczególności sopranowa, również zakończona chorałem. Natomiast trzecia z kantat Auf der tiefen rufe ich, herr, zu dir BWV 131 z okresu 1707 lub 1708 roku, a więc znacznie wcześniejsza, miała chyba najbardziej oryginalną formę. Kolejne arie, tym razem basowa i tenorowa, brzmiały na tle śpiewanych przez głosy kobiece kantat, idących jakby poza głównym rytmem arii, ale stanowiących dla nich niezwykle ciekawy kontrapunkt. W tej kantacie usłyszeliśmy również trzy chóry, niezwykle bogate brzmieniowo, w której każdy z głosów prowadził własną ścieżkę melodyczną, niekiedy w kanonie, a w takim wykonaniu przypominał właściwie czterogłosowa fugę.
Grupa solistów to przede wszystkim Justyna Stepień, Dorota Lachowicz, Iwona Lubowicz - wykonawczyni kantaty sopranowej, Sylwester Smulczyński i Piotr Kędziora. Szczególne wyrazy uznania należą się Lubowicz, która miała zresztą największe pole do popisu w sopranowej kantacie z dwiema ariami, z których druga, żywa i taneczna, pozwalała jej na rozwinięcie głosowej ekspresji, oraz Smulczyńskiemu, który zabłysnął ekspresją w dwóch ariach ostatniej z wykonywanych kantat . Żałowałam, że Dorota Lachowicz nie miała okazji do solowej arii, ale jej altowy głos był ważnym składnikiem wszystkich partii chóralnych i chorałowych.
I na koniec - last but not list - Capella Regia Polona. Uważam ten koncert za prawdziwa premierę tego zespołu. mogliśmy usłyszeć instrumentalistów prowadzonych przez klawesynistę Krzysztofa Garstkę zarówno w grze zespołowej w rozmaitych konfiguracjach, a także w partiach koncertujących - skrzypiec (koncertmistrz Michał Piotrowski) i przede wszystkim oboju - niestety Agnieszka Mazur nie została wymieniona w programie, a szkoda.
Wieczór na Zamku okazał się bardzo udany, a premiera cyklu budzi duże nadzieje. W listopadzie - Monteverdi!


piątek, 26 października 2018

Opera Rara 2019

Od kilku dni Opera Rara uchylała stopniowa rąbka tajemnicy, zapowiadając program przyszłorocznej edycji Festiwalu. I wreszcie już wiadomo - program został  ogłoszony oficjalnie, ze szczegółami, repertuarem, obsadą i kalendarium.
Opera Rara nie jest już (niestety!) festiwalem barokowym, choć niewątpliwie wciąż jest festiwalem operowym. W tym roku obejrzymy kilka spektakli - każdy na szczęście będzie miał kilka wydań - i sześć recitali.
Wielbicieli opery barokowej na pewno zainteresuje Hyppolite et Aricie Rameau, które otworzy festiwal 31 stycznia w Centrum Kongresowym ICE. Już nazajutrz możemy obejrzeć przedstawienie złożone z kantaty Marcella Cassandra i utworu Langa Just W Cricotece. Obok tych spektakli organizatorzy proponują jeszcze A Madrigal Opera Philipa Glassa w Auli bł. Jakuba (od 6.02) i... Mozartowskie Cosi fan tutte w Teatrze Łaźnia Nowa (od 7.02). Wygląda to trochę jak groch z kapustą, ale na pewno jest to program oryginalny  - w końcu to opera rara!
Od niedzieli 12 do piątku 17 lutego w programie festiwalu recitale, a wśród zaproszonych wykonawców także znane gwiazdy - Danielle de Niese, Sophie Karthauser, Patricia Petitbon i Jakub Józef Orliński. Większość koncertów w Collegium Novum, ale w planach też Teatr Słowackiego i Sukiennice.
Szczegóły na stronie opera rara, a wybrane barokowe wydarzenia w naszym kalendarium.
Skomasowana formuła festiwalu sprawia pewną trudność przyjezdnym gościom, ale w tak zróżnicowanym programie każdy jest w stanie wybrać coś dla siebie - więc pewnie tej zimy trzeba będzie wpaść do Krakowa choć na kilka dni!

czwartek, 25 października 2018

Muzyczna sobota w Warszawie

Po raz kolejny przypomina się powiedzenie, że od przybytku głowa nie boli. A jednak. W najbliższą sobotę 27 października jesteśmy zaproszeni na dwa interesujące wydarzenia, które jednak odbywają się dokładnie o tej samej porze. Wybór  będzie więc konieczny.
Polska Opera Królewska rozpoczyna cykl "Muzyka dawna na Zamku Królewskim". Będzie to przede wszystkim prawdziwa premiera nowej formacji orkiestrowej grającej na instrumentach historycznych, czyli Capella Regia Polona. Po pierwszym występie we wtorek w kościele Świętego Krzyża będzie to prawdziwa prezentacja możliwości tego zespołu prowadzonego przez klawesynistę Krzysztofa Garstkę. W programie trzy kantaty Bacha (BWV 32, 84 8 131), śpiewać będą soliści związani z POK, m.in. Iwona Lubowicz, Dorota Lachowicz i Sylwester Smulczyński. Kolejne koncerty z tego cyklu są zapowiadane co miesiąc. W listopadzie - Monteverdi!
A w kościele Świętego Krzyża recital instrumentalny z bardzo oryginalnym i niebanalnym repertuarem. Skrzypaczka Jolanta Sosnowska i organista Robert Kovacs zagrają utwory kompozytorów z różnych epok - od baroku po współczesność, a głównym punktem programu będzie prawykonanie utworu Nikolet Burzyńskiej Lightflight, skomponowanego specjalnie dla tej skrzypaczki. Nota bene Jolanta Sosnowska zagra na instrumentach z 1170 i 1870 roku. Wstęp na koncert - wolny.

środa, 24 października 2018

"Mesjasz" użytkowy

Inscenizacja Mesjasza w bazylice świętokrzyskiej w Warszawie 23.10.2018;
fot. IR
Na koncert w bazylice Świętego Krzyża dotarłam wczoraj mimo wichury i ulewnego deszczu z odpowiednim wyprzedzeniem, żeby zająć możliwie korzystne miejsca. W końcu uwielbiam Haendla. Ale jak się okazało, nie o niego tu chodziło.
Już w swojej krótkiej przemowie przed oratorium Mesjasz Georga Friedricha Haendla dyrektor Peryt więcej mówił o sobie, swoich niezrealizowanych planach koncertu dla zmarłego papieża Jana Pawła II, niż o samej muzyce. Okazało się, że oratorium Haendla było tylko ilustracją osobistej sentymentalnej wycieczki i sposobem na uczczenie obchodów pontyfikatu zmarłego papieża. Inscenizowana wersja Mesjasza polegała na przebraniu solistów w ornaty i wyświetleniu na ogromnym ekranie nad ołtarzem zdjęć Karola Wojtyły, od dziecięcych poczynając, na procesji pogrzebowej kończąc. Pewnie ich działanie na odbiorcę mogło być rozmaite, wielu osobom zapewne się podobały. Jednak uważam tworzenie paraleli pomiędzy dziejami Jezusa i jego dziełem Zbawienia a życiem i pracą papieża Wojtyły za - delikatnie mówiąc - wysoce niestosowne. Nie wiem, jak to wygląda z teologicznego punktu widzenia, mam jednak wrażenie, że to nadużycie.
Moja próba zajęcia korzystnego miejsca zdała się na nic. Akustyka w bazylice po raz kolejny okazała się fatalna. Niewiele było słychać, a przecież była to premiera nowo powstałego pod skrzydłami Polskiej Opery Królewskiej zespołu Capella Regia Polona. Niestety słyszalność była tak kiepska, że nie potrafię odnieść się do tego występu, podobnie jak do śpiewu solistów: Marty Boberskiej, Anny Radziejewskiej, Sylwestra Smulczyńskiego i Andrzeja Klimczaka. Jedyne, co robiło wrażenie to "haendlowskie chóry" - to najjaśniejszy punkt tego koncertu. Na dokładkę całość została solidnie skrócona - do godziny. Z arcydzieła Haendla pozostało, niestety, niewiele.
Ale w przyszłość patrzę optymistycznie. Powstanie nowej orkiestry historycznej jest wydarzeniem bardzo pozytywnym, a mam nadzieję, że podczas kolejnego występu - w sobotę grają Bacha na Zamku Królewskim - będzie ich lepiej słychać.

poniedziałek, 22 października 2018

"Mesjasz" Haendla - inscenizacja?

Nieśmiertelne arcydzieło Haendla - oratorium Mesjasz - zawsze zachwyca. I na szczęście jest regularnie wystawiane, gromadząc na koncertach tłumy nie tylko fanów baroku. Jednak informacja o tym koncercie Polskiej Opery Królewskiej nieco mnie zaskoczyła. Nie faktem zaproszenia do bazyliki Świętego Krzyża jutro, tj. 23 października o godzinie 20.00, ale informacją, że będzie to wersja inscenizowana. Na czym owa inscenizacja będzie polegała? Jutro się przekonamy.
Zaśpiewają soliści POK - Marta Boberska, Anna Radziejewska, Sylwester Smulczyński i Andrzej Klimczak. Zagra natomiast nowo utworzona w POK formacja historyczna o wdzięcznej nazwie Capella Regia Polona. Cieszy nas niepomiernie powstanie każdego zespołu kultywującego wykonawstwo historyczne na dawnych instrumentach, a będzie to już druga kapela w Warszawie obok MACV związanej z Warszawską Operą Kameralną (nie licząc orkiestr formowanych do określonych wydarzeń, np. Royal Baroque Ensemble podczas Festiwalu Oper Barokowych). Widać, że nurt wykonawstwa historycznego zyskuje coraz większą popularność - i to wśród muzyków młodych, jak np. grający w ostatni weekend w Warszawie, nota bene świetnie,  Altberg Ensemble.
Rywalizacja scen WOK i POK wchodzi więc w nową fazę. Zespołem Opery Królewskiej pokieruje klawesynista Krzysztof Garstka, przewidziane są kolejne koncerty, głównie na Zamku Królewskim. A na marzec dyrektor Peryt zapowiada premierę Orfeusza Monteverdiego. Od takiego przybytku głowa nie boli.!

sobota, 20 października 2018

Bach! I życie jest piękne!

Fot. IR
Jak pisałam zaledwie wczoraj, z Bach 200 UW bywa różnie - obok koncertów udanych zdarzają się i takie, o których nie warto wspominać. Jednak muszę przyznać, że tym razem koncert na piętrze Pałacu Kazimierzowskiego był świetny! Jeden z najlepszych, które miałam okazję wysłuchać w tym cyklu.
Repertuar tym razem nieco zmodernizowano - dwie przygotowane kantaty poprzedzono utworami instrumentalnymi.
Pierwszą - uwerturą z II Suity G-dur Johanna Bernharda Bacha (sic!), drugą - znaną dobrze melomanom I Suitą orkiestrową C-dur BWV 1066.
Kantaty tym razem były bardzo kontrastowe. Jako pierwsza zabrzmiała Erwunschtes Freudenlicht BWV 184, jako drugą zaś usłyszeliśmy Was willst du dich betruben BWV 107. Pierwsza z roku 1723 miała charakter radosny i "taneczny"  - jest to przekształcona zaginiona kantata świecka (znana jako BWV 184a), najprawdopodobniej napisana w Kothen z okazji zaślubin księcia Leopolda z księżniczką Friedericą Henriettą w grudniu 1721. Stąd jej radosny, taneczny charakter.
Druga z kolei, z roku 1724, należy do tzw. rocznika chorałowego, siłą rzeczy brzmi "poważniej", choć bynajmniej nie mniej ciekawie.
W obu wystąpiła czwórka solistów - dwie młodziutkie śpiewaczki z Łodzi - sopranistka Aleksandra Hanus i alcistka Malwina Borkowicz, obie debiutowały w ubiegłym roku na łódzkiej scenie operowej. Obok nich wystąpił bas Paweł Czekała i największa gwiazda w tym gronie - tenor Karol Kozłowski. Cała czwórka śpiewał wspólnie partie chorałowe i chóralne i mimo tak skromnej obsady, brzmieli bardzo dobrze.
Karol Kozłowski, na którego ostatnio trochę narzekałam - rozczarował mnie bardzo w Alcinie - śpiewał bardzo dobrze, miękko, ekspresyjnie, z dużym wyrazem. Zdaje się do bachowskich ról stworzony. Świetny zwłaszcza w obu długich recytatywach w kantacie 184 i efektownej arii "szatańskiej" z kantaty 107. Aleksandra Hanus ma sopran jak na mój gust zbyt "słodki", ale śpiewała z dużym wdziękiem. Malwiny Borkowicz nie słyszeliśmy solo, wystąpiła tylko w chórach i w pięknym, niemal miłosnym duecie Gesegnete Christen w kantacie 184. Paweł Czekała zaśpiewał jedną z czterech arii kantaty 107.
Ale najbardziej uderzająca była gra młodej orkiestry z Łodzi Altberg Ensemble, którą kierował Jorg-Andreas Botticher. Już na wstępie w uwerturze Bernharda Bacha zabrzmiała zadziwiająco. Przyznam, że zupełnie nie znam tego przedstawiciela klanu Bachów, być może wszystko, co napisał, jest równie lekkie, rokokowe, brzmiące jak spod pióra francuskiego maestra. I jak to było zagrane! Okazało się jednak, że I Suita Jana Sebastiana brzmi równie lekko, grana w zawrotnym tempie, niemal na jednym oddechu. Młodzi instrumentaliści równie dobrze brzmieli w kantatach, zarówno w partiach basso continuo+obój bądź skrzypce, jak i w ariach z pełnym brzmieniem orkiestrowym. Byli naprawdę świetni! Słyszałam ich po raz pierwszy, więc trudno mi ich grę porównywać bądź oceniać. Jednak z wielką przyjemnością i z uwagą będę śledzić karierę tej formacji. Altberg Ensemble - tak trzymać!

piątek, 19 października 2018

Bach 200 UW

Już od kilku lat Uniwersytet Warszawski dość regularnie zaprasza nas na bachowskie weekendy. Kilka razy do roku w ramach projektu Bach 200 UW. 200 kantat Bacha na 200-lecie Uniwersytetu Warszawskiego na terenie uczelni organizowane są koncerty, na których możemy usłyszeć dwie lub trzy kantaty kantora z Lipska.
Niestety poziom tych koncertów bywa różny - od bardzo profesjonalnego po na wpół amatorski. Tym niemniej inicjatywa jest zacna, wstęp wolny, sale Audytorium Maximum czy Pałacu Kazimierzowskiego klimatyczne i - poza wszystkim - jest to zawsze spotkanie z cudowną muzyką o metafizycznym oddechu.
Jak będzie tym razem? W programie kantaty BWV 107 i 184 oraz dwie suity orkiestrowe. Wśród wykonawców m.in. Karol Kozłowski. Już w najbliższy weekend!

wtorek, 16 października 2018

Orfeusz i Eurydyka w Katowicach

Akademie fur Alte Musik Berlin; fot. Kristof Fischer; mat. prom. NOSPR
Orfeo ed Euridice Christopha Willibalda Glucka to dzieło niezwykłe. Nie tylko dlatego, że porusza jeden z najbardziej ulubionych tematów, czyli tragiczną historię miłości Orfeusza i Eurydyki, a pośrednio stanowi refleksję nad kondycją artysty i znaczeniem sztuki. I nawet nie dlatego, że jest kamieniem milowym w reformie opery, którą przeprowadził Gluck - zwłaszcza wersja wiedeńska z 1762 roku, jeszcze w języku włoskim, a już tak daleka od barokowej opery neapolitańskiej, królującej w pierwszej połowie XVIII wieku na europejskich scenach. Ale własnie dlatego, że jest to po prostu wyjątkowo przejmująca, ekspresyjna muzyka, której urodzie wciąż ulegają współcześni inscenizatorzy i wykonawcy. Żeby wspomnieć kontrowersyjną inscenizację Mariusza Trelińskiego z 2009 roku zrealizowana w warszawskim Teatrze Wielkim - Operze Narodowej (do obejrzenia tutaj).
I własnie wiedeńską wersję opery Glucka usłyszymy w sali koncertowej katowickiego NOSPR w piątek 19 października w wykonaniu Akademie fur Alte Musik Berlin po kierunkiem Alexandra Liebreicha, a w rolach tytułowych wystąpią Sonia Prina jako Orfeusz i Roberta Mameli jako Eurydyka. Będzie to zapewne wersja koncertowa bądź półsceniczna, a ranga wykonawców zacheca wielbicieli Glucka do uczestnictwa w tym koncercie!

poniedziałek, 8 października 2018

Andreas Scholl w Łodzi

Andreas Scholl; fot. DECCA/Jamen McMillan
Od czasu do czasu organizatorzy rozmaitych wydarzeń potrafią zrobić nam prawdziwa niespodziankę. Tak też jest i w tym miesiącu, kiedy okazało się, że Duszpasterstwo Środowisk Twórczych w Łodzi organizuje obchody swojego XXV-lecia, a cykl imprez z tej okazji otwiera 16 października koncert - Stabat mater Pergolesiego w znakomitej obsadzie: zagra międzynarodowy zespół a Austrii Morphing Chamber Orchestra, a zaśpiewają belgijska sopranistka Jodie Devos i niemiecki kontratenor Andreas Scholl.
Jego ciepły alt zna każdy miłośnik śpiewu barokowego. A choć kariery tak błyskotliwych głosów jak Philippe'a Jarousskiego czy Franca Fagiolego przyćmiły nieco sławę wybitnego niemieckiego kontratenora, jednak jego mistrzowskie interpretację wciąż robią ogromne wrażenie. Zaryzykuję twierdzenie, że nikt tak jak Andreas Scholl nie potrafi zaśpiewać Verdi prati!
A na dokładkę nie jest to jedyny koncert z udziałem Scholla w Polsce w tym roku! Zajrzyjcie do kalendarium pod datę 1 grudnia.

wtorek, 25 września 2018

Juliusz Cezar w Poznaniu

Bohaterki opery: Sesto, Cornelia i Cleopatra;
fot. Bogna Dziewulska
Niestety Georg Friedrich Haendel nie napisał takiej opery. Żałuję, ale nic już na to nie poradzimy. Powstała za to opera Juliusz Cezar w Egipcie i to jedno z najpiękniejszych dzieł mistrza zawitało w ostatni weekend do Poznania. 22 i 23 września międzynarodowe grono wykonawców pod wodzą Paula Esswooda uczestniczyło w wystawieniu koncertowym tej opery na rozpoczęcie sezonu w Teatrze Wielkim w Poznaniu.
Od poprzedniej polskiej inscenizacji tej opery pod kierunkiem tego samego maestro zresztą minęło już dziewięć lat, więc czas był najwyższy!
Giulio Cesare in Egitto to prawdziwa kopalnia Haendlowskich przebojów - cudowna muzyka, przepiękne, różnorodne arie, znakomite pole do popisu dla wielu głosów.
Jak to wypadło w Poznaniu? Zapraszam do lektury mojej relacji!

środa, 19 września 2018

Juliusz Cezar zamiast Alciny

Dzisiejsze wykonanie Alciny w wersji koncertowej, które miało stanowić finał IV Festiwalu Oper Barokowych Dramma per Musica zostało odwołane  z powodu choroby artystów, a właściwie przełożone na 12 listopada. Szkoda, oczywiście, ale - myśląc pozytywnie - ciesze się, że moja ukochana opera rozświetli nieco listopadową warszawska szarugę.
Za to już w najbliższa sobotę 22 września w Teatrze Wielkim w Poznaniu inna ze znanych oper mistrza Haendla, czy Giulio Cesare in Egitto. Opiekę artystyczną nad tym wykonaniem sprawuje Paul Esswood, który będzie też dyrygował orkiestrą. Opera zostanie wystawiona w wersji koncertowej, w oprawie graficznej (cokolwiek to znaczy) Michała Leśkiewicza. W roli tytułowej kontratenor Kacper Szelążek - nieustająca nadzieja polskiej sceny. Tolomea zaśpiewa Rafał Tomkiewicz, którego uczestnicy IV FOB mogli posłuchać podczas jednego z koncertów. Pozostałych wykonawców nie znam, ciekawi mnie zwłaszcza sopranistka Anna Gorbachyova - Cleopatra to bardzo duża i wymagająca rola, ciekawe, jak sobie z nią poradzi.
I tak intensywny wrzesień mija, a najbliższe miesiące nie zapowiadają się jakoś szczególnie rewelacyjnie. Program warszawskiej Filharmonii kiepski - dopiero w grudniu Orliński zaśpiewa w Mesjaszu!

sobota, 15 września 2018

Alcina, ach, Alcina!

Owacje po premierze 14.09.2018; fot. IR
To był dzień, na który długo czekałam. Podobno wielbiciele Haendla dziela się na dwa stronnictwa. Jedni kochaja Ariodantego, drudzy - Alcinę (tak jak fani zupy pomidorowej kochaja ją albo z ryżem, albo z makaronem). Ja zdecydowanie kocham makaron, tfu! Alcinę. Znam z nagrań kilka wykonań, bardzo różnych zresztą, ale to jak jedzenie rzeczonej pomidorowej przez szybę. Marzyłam, żeby zobaczyć moją ukochaną opere na scenie. No i wreszcie się udało. Wczoraj, 14 września, miałam niepowtarzalną okazję uczestniczyć w premierze Alciny w ramach IV Festiwalu Oper Barokowych Dramma per Musica w zupełnie niezwykłym miejscu, czyli w Małej Warszawie na warszawskiej Pradze.
Obsada jak marzenie - w roli tytułowej Olga Pasiecznik (do tej pory śpiewała raczej Morganę, udowodniła, że na tę jedną z najbardziej dramatycznych haendlowskich ról w pełni zasługuje), jako Ruggiero - Anna Radziejewska (jak zwykle znakomita w rolach męskich, kolejna wybitna rola), jako Bradamante - Joanna Krasuska-Motulewicz (świetna), jako Morgana - Olga Siemieńczuk (również bardzo dobra), w drugoplanowych rolach Artur Janda, Karol Kozłowski, Joanna Lalek - wszyscy świetni, nie było słabych punktów w tej obsadzie!
Royal Baroque Ensemble pod kierunkiem Lilianny Stawarz, z Grzegorzem Lalkiem jako koncertmisatrzem, orkiestra, która do tej pory zawsze towarzyszyła festiwalowym premierom - fantastyczna! Byłam naprawdę zbudowana, jak znakomita orkiestra powstała przy okazji warszawskiego festiwalu - siedziałam dość blisko (zresztą wnętrze Małej Warszawy nie jest zbyt duże) i mogłam z bliska obserwować muzyków. To było wykonanie naprawdę bezbłędne!
Spektakl wyreżyserował choreograf i tancerze Jacek Tyski, stąd w spektaklu dużo tańca, a ruch sceniczny chwilami również bardzo taneczny. Na scenie pojawiło sie jeszcze sześciu tancerzy i epizodycznie Chór Collegium Musicum (przyznam, że partie chóralne wydały mi się obce, znałam do tej pory zupełnie inne wersje). Spektakl - mimo niewielkich skrótów - trwał z dwiema przerwami bite cztery godziny. Po premierze Mała Warszawa ugościła artystów i publiczność szampanem i przekąskami, stwarzając niepowtarzalną okazję do spotkań i rozmów. Dziś drugi spektakl, a w środę 19 września na zakończenie Festiwalu - wersja koncertowa w Studio Lutosławskiego. Ostrzę sobie na nią zęby - oczywiście!
Bardziej szczegółowa relacja tutaj.

wtorek, 11 września 2018

Serenata Haendla w Studio Lutosławskiego

Trójka solistów i orkiestra Gradus ad Parnassum; fot. IR
Czekam oczywiście na moją ukochana Alcinę, ale nie mogłabym odmówić sobie uczestnictwa w koncercie, na którym można posłuchać innego dzieła mistrza - serenaty Acis, Galatea i Polifemo.
To wczesne dzieło Haendla z 1708 roku. Istnieje inna wersja opery pastoralnej pod prawie tym samym tytułem: Acis i Galatea HWV 49 z 1718 roku z librettem w języku angielskim i w kilku wersjach (od jednego do trzech aktów). Całkiem niedawno - w styczniu tego roku - ten właśnie utwór przedstawiony został w katowickim NOSPR przez Gabrieli Consort & Pleyers pod batutą Paula McCreesha (wrażenia tutaj).
Treść serenaty Acis, Galatea i Polifemo jest oparta na "Metamorfozach" Owidiusza - szczęśliwe uczucie pomiędzy nimfa Galateą i pasterzem Akisem zostaje gwałtownie skonfrontowane z adoracją, jaka spotyka nimfę ze strony Polifema. Olbrzym nie przyjmuje odmowy i zraniony obojętnością wybranki zabija jej kochanka. Zrozpaczona Galatea zamienia Akisa w strumień, unieśmiertelniając w ten sposób obiekt swojej miłości. W późniejszej, "angielskiej" serenacie występuje kilka postaci dodatkowych, wersja włoska, której słuchaliśmy wczoraj, 10 września, w Studio Koncertowym im. W. Lutosławskiego, w ramach IV edycji Festiwalu Oper Barokowych Dramma per Musica, jest rozpisana tylko na trzy głosy głównych bohaterów dramatu. Akisa śpiewała wczoraj Dagmara Barna, Galateę - Magdalena Pluta, Polifema zaś - Patryk Rymanowski. Grała orkiestra Gradus ad Parnassum pod wodzą Krzysztofa Garstki, dyrygującego od klawesynu.
Orkiestra grała w dość rozszerzonym składzie i spisywała się całkiem nieźle. Nie można tego niestety powiedzieć o solistach. Dagmarę Barnę słyszałam już kilkakrotnie i napisałam na jej temat wiele dobrego (np. po spektaklach Orlanda i Ariodantego). Była zdecydowanym filarem tego koncertu, choć ze swoim delikatnym sopranem jest raczej predestynowana do arii lirycznych - i te wypadły najlepiej.
Z kolei Magdalena Pluta ma głos silny i wyrazisty, jednak jeszcze zdecydowanie surowy, a Patryk Rymanowski był chyba głosowo niedysponowany (chrypka?).
Po raz kolejny przekonaliśmy, że "mały" Haendel jest równie wymagający, co wielki, a jego dzieła pozornie małego kalibru stawiają przed wykonawcami równie wysokie wymagania, co wielogodzinne opery. Cóż - swego czasu w jego teatrze śpiewały głosy najlepsze na świecie. I tak też powinno być dzisiaj. Czyli - czekam na Alcinę!


sobota, 8 września 2018

Gwiazda i pęknięta struna, czyli Orliński na Zamku

Jakub Józef Orliński na Zamku Królewskim w Warszawie
 8.09.2018; fot. IR
Za nami najbardziej wyczekiwany recital czwartej edycji Festiwalu Oper Barokowych, czyli występ Jakuba Józefa Orlińskiego na Zamku Królewskim. Organizatorzy zadbali o odpowiednią i prestiżową oprawę, publiczność dopisała nadzwyczajnie, gwiazdor dał popis, a fani zgotowali owacje - jednym słowem - koncert dokładnie taki, jakiego oczekiwaliśmy!
Orliński jest w tej chwili naszym "towarem eksportowym". Jego piękny, ciepły altowy głos bywa urzekający, urodą i scenicznym wdziękiem potrafi oczarować nawet sceptyków, no i na dokładkę - choć doceniają go na europejskich scenach, koncertuje także w Polsce, ostatnio nawet dość często. Miałam nawet wrażenie, że w ciągu kilku ostatnich miesięcy wszędzie go było pełno - i w Teatrze Wielkim, gdzie wystąpił z recitalem, i w Krakowskim Centrum Kongresowym ICE, gdzie zaśpiewał w Haendlowskim Samsonie, i nawet podczas charytatywnego koncertu dla warszawskiej fundacji Śpiewaj. Ucieszyłam się, że to własnie on będzie główną atrakcją koncertów kameralnych Festiwalu Oper Barokowych Dramma per Musica, choć żałuję, że nie zobaczymy go w żadnej roli operowej. Jest jeszcze artystą bardzo młodym - co ma swoje dobre strony (wdzięk i uroda) i złe (pewna interpretacyjna "naiwność"). To, co pokazał wczoraj w pełni, to ogromna biegłość techniczna i piękna barwa kontratenorowego głosu. A do dojrzałych interpretacji potrzebny jest, niestety, bagaż lat i doświadczeń, które przyjdą z czasem. Mam nadzieję, że zobaczymy kiedyś Orlińskiego na scenie w dużej roli podczas dramatycznego spektaklu i poznamy i tę stronę jego talentu.
Trzeba przyznać, że artysta spełnił oczekiwania publiczności, wypełniającej Salę Balową na Zamku Królewskim do ostatniego krzesła. Dobrze ułożył program, w którym dominował Vivaldi, począwszy od jego Stabat Mater po kantatę Amor hai vinto, przeplatając jego kompozycje utworami wcześniejszymi (Cavalli) i mniej ogranymi (Fago, Schiassi). Na bis oczywiście wykonał fantastyczną arię z Giustinia - Sento in seno ch'io pioggia di lagrime, jakby w prezencie dla swojej mistrzyni - Anny Radziejewskiej, która tydzień temu śpiewała tę sama arię na gali otwarcia festiwalu, a wczoraj siedziała w pierwszym rzędzie.
Śpiewakowi towarzyszył kameralny zespół Gradus ad Parnassum pod dyrekcja klawesynisty Krzysztofa Garstki, dodając do utworów wokalnych dwa instrumentalne "przerywniki" -  Concerto/Sinfonię e-moll RV 134 Vivaldiego i Sonatrę da camera op. 2 nr 4 Corellego (Ach! czemu Corelli tak rzadko gości na naszych scenach!)
I nawet przykry wypadek - pęknięta struna w skrzypcach Joanny Gręziak - stała się okazją do krótkiego dialogu z publicznością i nawiązania bezpretensjonalnego kontaktu z widzami. Zamiast katastrofy, mieliśmy niemal dodatkową atrakcję!


piątek, 7 września 2018

Barok niemiecki na IV FOB

Grupka wykonawców wczorajszego koncertu w Domu Polonii;
fot. IR
Za nami wczorajszy kameralny koncercik, na którym kilkoro młodych instrumentalistów - Ludmiła Piestrak, Ewa Chmielewska, Agnieszka Mazur,  Jakub Kościukiewicz i Ewa Mrowca - grało kameralne utwory Telemanna i Bacha. Koncert był też - w zapowiedziach - inauguracją nowego koncertowego wnętrza w Warszawie i muszę przyznać, że akustyka holu Domu Polonii przy Krakowskim Przedmieściu, w którym odbył się występ, jest całkiem niezła.
Po kilku początkowych kiksach muzycy wyraźnie się rozgrzali i z każdym utworem było lepiej. Pomiędzy partitami i suitami młody kontratenor Rafał Tomkiewicz zaśpiewał dwie arie z kantat BWV 22 i 12 Jana Sebastiana Bacha, a w finale cała grupa artystów wykonała Psalm 6 Telemanna i był to prawdziwie żywiołowy finał.
W sumie koncert (koncercik) bardzo przyjemny - poszłam z ciekawości, bo nie znałam wcześnie Tomkiewicza, a w Poznaniu za dwa tygodnie zaśpiewa Tolomea w operze Haendla - mam nadzieję, że podoła temu prawdziwemu wyzwaniu. Wydaje się obiecujący i z aktorskim zacięciem, ale to rola duża i wymagająca. Trzymam kciuki!

środa, 5 września 2018

IV FOB: "Farnace" - wersja koncertowa

Finał Farnace - 4.09.2018; fot. IR
Podczas ubiegłorocznego Festiwalu Oper Barokowych Dramma per Musica premiera opery Antonia Vivaldiego Farnace była centralnym wydarzeniem. Pokazano ją kilkakrotnie w Teatrze Królewskim w Łazienkach, spektakl został też zarejestrowany przez Ninotekę. Jednak dobry zwyczaj wznowienia premiery po roku, podczas kolejnej edycji festiwalu, uważam za bardzo trafny - można coś sobie przypomnieć, coś porównać, a poza tym powtórzyć i odnaleźć tę samą przyjemność!
Bo niewątpliwie była to wielka przyjemność - spektakl został bardzo przyzwoicie zrealizowany, a obsada i wykonanie były (i są) na światowym poziomie. Bardzo więc żałowałam, że nie mogę zobaczyć jedynego w tym roku spektaklu w Łazienkach, ale na pociechę pozostała możliwość posłuchania opery w wersji koncertowej w Studio Polskiego Radia im. W. Lutosławskiego - koncert odbył się wczoraj, 4 września.
Potwierdził w pełni pozytywne wrażenia z ubiegłego roku, świetną formę orkiestry kierowanej przez Liliannę Stawarz i dyspozycję solistów - przede wszystkim Anny Radziejewskiej w roli tytułowej, ale również Urszuli Kryger, Joanny Krasuskiej-Motulewicz (już się cieszę, że zobaczę ją jako Bramadamante w Alcinie!), Elżbiety Wróblewskiej, Kacpra Szelążka, Przemysława Baińskiego (chyba największe postępy od ubiegłego roku) i Jana Jakuba Monowida. To naprawdę przedstawienie na poziomie, którego nie powstydziłaby się żadna scena operowa w Europie!
I tylko żal, że publiczność dopisała średnio - czyżby wszyscy zmieścili się w Łazienkach w niedzielę?
I niestety duża pretensja do organizatorów - ustawienie solistów za orkiestrą to poważny błąd! Być może dobrze służący nagraniu, ale fatalnie wpływający na komfort odbioru przez widzów na sali. Części arii wprost nie dało się słuchać, a wiele wokalnych subtelności, modulacji głosowych i dynamiki śpiewu po prostu było niesłyszalne! Nie powtórzcie tego błędu podczas pozostałych koncertów w Studio!

poniedziałek, 3 września 2018

Namiotowa wojna, czyli "Gismondo, Re di Polonia" w Gliwicach

Gliwice, 2.09.2018 - Ruiny Teatru Victoria; fot. IR
Im więcej oper Leonarda Vinciego poznaję, tym bardziej jestem zdziwiona, że mógł popaść w kompletne zapomnienie. Jego muzyka jest naprawdę wyjątkowa i znakomita, inwencja melodyczna i talent sceniczny najwyższej próby. Mimo legendarnych trudności, jakie piętrzy przed wykonawcami, odkrywanie Vinciego warte jest wysiłku.
Właśnie dlatego ogromnie się cieszę, że świetne grono solistów - w większości bardzo młodych - oraz zespół instrumentalistów pod kierunkiem Martyny Pastuszki porwał się na nieznane dotąd publiczności dzieło Vinciego o wielce obiecującym (dla nas) tytule: Gismondo, Re di Polonia.
Nie dajmy się jednak zwieść temu tytułowi - treść opery ma niewiele wspólnego z Polską i jej historią. Co jednak zupełnie nie przeszkadza w recepcji fantastycznej muzyki Vinciego.
Na realizację dzieła zdecydowała się {oh!}Orkiestra Historyczna - chylę czoła przed działalnością i aktywnością tej formacji. Pracowitość ewidentnie popłaca - obecny poziom Orkiestry Historycznej w niczym nie ustępuje innym znanym europejskim zespołom!
Do projektów udało się pozyskać świetne i bardzo wyrównane grono solistów. Maxa Emanuela Cencica nie trzeba przedstawiać nikomu, kto zetknął się z operą barokową. Także Yuriy Mynenko i Dilyara Idrisowa to artyści, którzy dali się już poznać podczas koncertów w Polsce. Ale i pozostali młodzi śpiewacy: Aleksandra Kubas-Kruk, Jake Ardritt, Nicholas Tamagna, a przede wszystkim fenomenalna Sophie Junker spisali się znakomicie.
To był niezapomniany wieczór, wart podróży do Gliwic, a nawet do Wiednia, gdzie 25 września spektakl zostanie powtórzony. Wróżę mu duży sukces.
Szczegółowa relacja i wyjaśnienie, o co chodzi z tym namiotem, tutaj.

sobota, 1 września 2018

Festiwal Oper Barokowych - gala otwarcia

Bohaterowie wieczoru: koncertmistrz Grzegorz Lalek, Olga Pasiecznik, 
Anna Radziejewska, Lilianna Stawarz, Kacper Szelążek i Artur Janda; fot. IR
Dramma per Musica zaplanowała koncert galowy na otwarcie IV Festiwalu Oper Barokowych z prawdziwym przytupem. Udało się go zorganizować w naprawdę prestiżowym miejscu - na Zamku Królewskim. Wystąpiły prawie wszystkie największe festiwalowe gwiazdy, a program ułożono jak prawdziwą barokowa listę przebojów!
Czego tam nie było! Duet Io t'abbraccio z Haendlowskiej Rodelindy w wykonaniu Olgi Pasiecznik i Anny Radziejewskiej vs. duet Brame aver mille vitte Ariodantego wykonany przez Olgę Pasiecznik i Kacpra Szelążka. Brawurowe arie z oper Vivaldiego świetnie wykonane przez Szelążka (Nel profondo z Orlando furioso) i Radziejewską (Agitata da due venti z Griseldy), Artur Janda z kolei arią Sorge infausta przypomniał swoją znakomitą rolę czarodzieja Zoroastra z Orlanda Haendla, Olga Pasiecznik zaś znów była Cleopatrą i z niebywałą ekspresją zaśpiewała Se pieta z Haendlowskiego Giulio Cesare in Egitto. Trochę humoru wprowadził Artur Janda Purcellowskim What power art thou z Króla Artura - naprawdę zrobiło się zimno! Na koniec cała czwórka solistów wykonała Dolcissimo amore - finałowy chór z Siroe Haendla.
Jak przystało na galę po koncercie goście zostali zaproszeni na lampkę wina. Wspaniały wieczór i znakomita zapowiedź tego, co czeka nas w kolejnych dniach. Apetyt rośnie!

czwartek, 30 sierpnia 2018

"Giulio Cesare in Egitto" w Poznaniu

Obejrzeć operę Haendla na dużej scenie? To w Polsce wielka rzadkość. Jak dotąd taką możliwość stworzył artystom Bydgoski Festiwal Operowy, na którym w 2016 roku pokazano Les Indes Galantes Rameau w reżyserii Natalii Kozłowskiej.
Długie i wymagające opery Haendla mogą liczyć co najwyżej na sceny kameralne - i po prawdzie brzmią na nich najlepiej. A tu proszę!
Teatr Wielki w Poznaniu zaprasza na premierę Giulio Cesare in Egitto Haendla pod batutą Paula Eswooda. Rolę tytułową zaśpiewa Kacper Szelążek, którego kariera - jak widać - rozwija się znakomicie. Na początku września będziemy mogli posłuchać go we wznowionym przez Festiwal Oper Barokowych Farnacem Vivaldiego (2 i 4 września), a 22 września - premiera w Poznaniu! Cleopatrę zaśpiewa Anna Gorbachyova, a Tolomea - Rafał Tomkiewicz. Ten ostatni będzie miał na warszawskim FBO swój recital 6 września.
W planie Teatru tylko dwa spektakle - 22 i 23 września!

środa, 29 sierpnia 2018

"Gismondo, re di Polonia" Vinciego w Gliwicach

Trzeba przyznać, że dobra passa Leonarda Vinciego trwa. A pomyśleć, że jeszcze niedawno w polskiej Wikipedii w ogóle go nie było, a biogram angielski poprzedzała notka - nie mylić z Leonardem da Vinci! Dziś już wielbiciele opery barokowej znają to nazwisko i na pewno z nikim go nie pomylą!
Po znakomitych premierach Artaserse i Catone in Utica, no i po premierze Semiramide riconosciuta na Festiwalu Oper Barokowych Dramma per Musica, dobrze już wiemy, że Vinci był znakomitym kompozytorem, a jego opery to prawdziwe uczty muzyczne. Choć niewątpliwie stawiają przed wykonawcami wysoką poprzeczkę - podobał mi się komentarz jednego z fanów po premierze Artaserse - Vinci musiał nienawidzić śpiewaków, skoro pisał dla nich tak "mordercze" arie!
A jak to jest z ariami Vinciego będziemy mogli przekonać się już wkrótce. W najbliższą niedzielę, 2 września na Międzynarodowym Festiwalu Muzyki Dawnej Improwizowanej All'Improvviso w Gliwicach będziemy mogli uczestniczyć w światowej premierze kolejnego dzieła Vinciego - Gismondo, re di Polonia. Znakomite grono wykonawców, w tym dwóch świetnych kontratenorów - Max Emanuel Cencic i Yuriy Myneneko (obaj śpiewali w Artasersem) i - nieoczekiwane polonicum - zagra znakomita  formacja {oh!} Orkiestra Historyczna prowadzona przez Martynę Pastuszkę, zespół, który robi ostatnio światową karierę.
Sama opera jest również swoistym polonicum, choć historyków i purystów historii może przyprawić o ból zębów - tytułowy bohater to nikt inny, jak nasz nieszczęsny król Zygmunt August, jednak cała reszta, włącznie z jego dziećmi, to wytwór bujnej fantazji librecisty. Ale to przecież bez znaczenia! Liczy się muzyka i to dla niej z całą pewnością warto wybrać się do Gliwic! A jak ktoś nie zdąży - powtórka w wiedeńskim Theater an der Wien 24 września.

sobota, 25 sierpnia 2018

"Halka" po włosku

Koncertowa wersja Halki Moniuszki w Studio Lutosławskiego 24.08.2018;
fot. IR
Muszę ze wstydem przyznać, że do tej pory nie widziałam Halki na scenie. Sentymentalna opera
XIX-wieczna, na dokładkę Moniuszki, była tak daleko od moich muzycznych klimatów, że mimo kilku okazji, nie poświęciłam czasu, żeby posmakować tej najbardziej polskiej z polskich oper. Choć oczywiście - podobnie jak wszyscy - znam mnóstwo "kawałków": od Szumią jodły... po słynnego Mazura.
Dopiero tak karkołomna z pozoru konstrukcja jak koncertowe wykonanie włoskiej wersji opery na festiwalu "Chopin i jego Europa", pod batutą bardzo cenionego przeze mnie skrzypka i dyrygenta Fabio Biondiego prowadzącego orkiestrę Europa Galante, które odbyło się wczoraj, 24 sierpnia w Studio Polskiego Radia im. W. Lutosławskiego w Warszawie, zmobilizowało mnie do wyprawy na koncert. Kierowana bardziej ciekawością niż miłością do narodowego repertuaru zasiadłam na zapełnionej do ostatniego miejsca widowni i... znakomicie się bawiłam!
Pomijając nieoczekiwane efekty humorystyczne, gdy pada ze sceny Dove Jontek i Nostro buon sinore, Halka to naprawdę kawał dobrej muzyki! Wyjęcie opery z lokalnego kontekstu uwypukliło wszystkie te cechy, które są w niej uniwersalne i znakomicie się sprawdzają i dramaturgicznie, i muzycznie. Usłyszałam nawet od melomana siedzącego obok mnie: Halka to przecież prawie Tosca! I coś w tym jest!
Europa Galante, orkiestra specjalizująca się w wykonawstwie historycznym muzyki baroku, grająca jeszcze tydzień wcześniej w tym samym miejscu Vivaldiego, została wzmocniona obsadowo i rozbudowana do rozmiarów dużej orkiestry symfonicznej. Towarzyszył jej Chór Opery Podlaskiej i międzynarodowa grupa solistów. Nie zabrakło wśród nich Polaków: Artur Siwek śpiewał Stolnika (znakomicie jak zwykle), Robert Gierlach - Janusza (z pewnym wysiłkiem, jakby nie była to rola, w której czuje się dobrze), Karol Kozłowski wystąpił w epizodycznej roli Młodzieńca w III akcie, a Monika Ledzion-Porczyńska śpiewała Zofię (mocnym, dość głębokim, choć nieco szorstkim sopranem).

Bohater wieczoru, czyli Matheus Pompeu jako Jontek; fot. IR
Jednak główne role przypadły dwójce niepolskich wykonawców. Katalońska sopranistka Tina Gorina wykonała partię Halki - bardzo ekspresyjnie i z dużym oddaniem, choć jej chwilami piskliwy głos nie wzbudził mojego zachwytu. Za to niekwestionowaną gwiazdą wieczoru był brazylijski tenor Matheus Pompeu kreujący Jontka. To fantastyczny, dramatyczny głos o przepięknej głębokiej barwie, świetny technicznie i interpretacyjnie - niezapomniana aria Szumią jodły (w wersji włoskiej Fra il abeti il vento geme) w jego wykonaniu doczekała się zasłużonej długiej owacji.
Fabio Biondi prowadził cały zespół z iście muzyczna ekspresją, a na dodatek widać było, że wszyscy bawią się przy tym świetnie. Po długich brawach zaserwował nam na bis największy przebój Halki, czyli ognistego Mazura. Z prawdziwym przytupem! To było super!

środa, 22 sierpnia 2018

Festiwal spełnionych marzeń? IV FBO - konferencja prasowa

Już niewiele czasu pozostało do wydarzenia, na które fani muzyki barokowej w stolicy (i nie tylko!) czekają z zapartym tchem. Myślę oczywiście o Festiwalu Oper Barokowych Dramma per Musica, którego czwarta (a tak naprawdę piąta) edycja rozpocznie się w Warszawie 31 sierpnia. Festiwal z roku na rok udowadnia, że mimo ograniczonych środków i braku stałej siedziby grupa prawdziwych zapaleńców jest w stanie zorganizować wydarzenie, którego nie powstydziłaby się żadna scena muzyczna. Zwłaszcza, że pomimo rosnącej renomy kłód pod nogami nie ubywa.
Tegoroczna edycja spotkała się przede wszystkim z problemem miejsca. Kilkuletnia sielanka współpracy z Łazienkami Królewskimi najwidoczniej się skończyła. Mimo umowy i harmonogramu przygotowanego tuż po ubiegłorocznej edycji festiwalu, w marcu tego roku okazało się, że jedynie jeden spektakl Farnacego (powtórka premiery 2017) odbędzie się (2 września)  na scenie Teatru Królewskiego. Trzeba było na gwałt szukać miejsc na tegoroczne koncerty, a pod znakiem zapytanie stanęła inscenizacja aktualnej premiery, czyli Haendlowskiej Alciny. Szczerze podziwiam energię i determinację organizatorów - wygląda na to, że poszukiwania zakończyły się sukcesem i każde z wydarzeń znajdzie swoje nowe i w dodatku całkiem interesujące miejsce.
Inauguracja odbędzie się na Zamku Królewskim 31 sierpnia i tam również zaśpiewa 7 września młoda gwiazda  sceny operowej, czyli Jakub Józef Orliński, wychowanek Anny Radziejewskiej i wielka nadzieja naszego śpiewu kontratenorowego. Koncerty kameralne poświęcone różnym kręgom barokowej sztuki muzycznej (niemieckiej i francuskiej - 6, 8 i 16 września) są planowane w holu Domu Polonii przy Krakowskim Przedmieściu, co stanowić ma równocześnie inaugurację nowej sceny muzycznej stolicy, czyli Polonia Open Art Stage. Konferencja odbyła się własnie w tym miejscu i wnętrze ma niewątpliwy klimat, choć na temat jego akustyki nic mi na razie nie wiadomo.
Koncert oratoryjny odbędzie się 1 września w kościele Franciszkanów na Zakroczymskiej.
Główne wydarzenia tegorocznej edycji, czyli premiera Alciny odbędzie się w Małej Warszawie (dawnej Fabryce Trzciny) na warszawskiej Pradze (premiera 14 września, powtórka 15 września). Reżyserujący spektakl Jacek Tyski nie bardzo chciał zdradzić, jaki wpływ na inscenizację będzie miało umieszczenie tej opery w przestrzeni określanej jako postindustrialna. Mam jednak nadzieję, że wyjęcie tego zupełnie niebywałego dzieła z muzealnych ram stworzy nowe i nieoczekiwane możliwości jego odczytania i "przyrządzenia". Poza tym to również spełnienie marzeń Olgi Pasiecznik, która do tej pory bywała Morganą, ale chyba nigdy Alciną. To również spełnienie marzeń wielu fanów tego genialnego dzieła mistrza, w tym - nie ukrywam - mojego.

Organizatorzy (od lewej): producent Sebastian Wypych, Jacek Tyska,
Lilianna Stawarz, Anna Radziejewska oraz gospodarze gościnnych scen 
- Zamku Królewskiego,  Domu Polonii i Małej Warszawy; fot. IR
Osobną i jak się okazuje bardzo obiecującą rzeczą jest możliwość zorganizowania trzech koncertów w Studio Polskiego Radia im. W. Lutosławskiego. Odbędą się tam wszystkie trzy operowe spektakle w wersji koncertowej, czyli powtórka Farnacego Vivaldiego (4 września), serenata Acis, Galatea e Polifemo  Haendla (10 września) i w końcu Alcina (19 września). Koncerty mają być nagrywane i istnieje możliwość, że zostaną wydane na płytach! To wspaniała nowina i zupełnie nieoczekiwany bonus dla wszystkich fanów.
Jednym słowem - będzie się działo! Festiwal zapowiada się bardzo interesująco i chyba po raz pierwszy wrzesień nie będzie dla mnie czasem żalu, że nie mieszkam we Wrocławiu. A poza wszystkim - możliwość usłyszenia Ah! Mio cor w wykonaniu Olgi Pasiecznik to spełnienie kolejnego marzenia!


sobota, 18 sierpnia 2018

Jarzębski i Vivaldi na festiwalu "Chopin i jego Europa"

Europa Galante i Fabio Biondi ; fot. IR
Sierpień wcale nie jest sezonem muzycznie ogórkowym. W całej Polsce aż roi się od muzycznych wydarzeń, które mogą zainteresować wielbicieli muzyki barokowej: Świdnica, Biecz, Paradyż, Leszno...
Na szczęście także Warszawa ma festiwal Chopin i jego Europa, który wypełnia skutecznie wakacyjną pustkę muzyczną w filharmonii i na scenach operowych.
Co prawda w tym roku organizatorzy nie rozpieszczają fanów muzyki dawnej, ale pośród wielu koncertów trafił się wreszcie i taki, który wart był wyprawy do Studia Polskiego Radia, gdzie odbywa się większość tegorocznych koncertów. Wczoraj, 17 sierpnia w Studio Lutosławskiego zagrała niezawodna Europa Galante z Fabio Biondim, który - na szczęście! -  bardzo lubi występować w Polsce.
Koncert został zgrabnie zaplanowany - pierwsza część w całości instrumentalna z trzema canzoni Jarzębskiego - to punkt polski programu (czyżby warunek organizatorów? - pamiętającym dawny festiwal w Sopocie coś to musi przypominać). Po Jarzębskim trzy koncerty Vivaldiego (C-dur RV 186, F-dur RV 288 i B-dur RV 380), wiązane z jego domniemaną podróżą do Pragi i praskimi zleceniodawcami (informacja w programie, że rękopisy są zapisane na papierze czeskiej proweniencji wzbudziła mój zachwyt - niech żyje Sherlock!). Kameralny skład nie przeszkadzał w żadnym razie w pełnej pasji interpretacji muzycznych perełek Rudego Księdza, a Fabio Biondi prowadził swoją orkiestrę i grał solówki z wprawą i wdziękiem. Wszystkie trzy koncerty w tonacjach durowych, dynamiczne i energetyczne - bardzo pobudzający punkt programu!

Obie solistki odbierają brawa i kwiaty; fot. IR
W drugiej części do orkiestry dołączyły dwie solistki  - Martina Belli i Vivica Ganaux - wspólnie wykonali serenatę Vivaldiego Gloria e Imeneo RV 687. Dzieło powstało na zamówienie francuskiego ambasadora przy Republice Weneckiej dla uczczenia zaślubin Ludwika XV i Marii Leszczyńskiej i zostało wykonane 12 września 1725 w ogrodach ambasady. Treść jest w pełni konwencjonalna: Hymen (Imeneo), patron zaślubin, wraz z Glorią, symbolizującą monarchię, sławią miłość i życzą młodym małżonkom spełnienia i pomyślności. Serenatę przewidziano na dwa głosy mezzosopranowe, co jest zabiegiem dość oryginalnym (Vivaldi lubił bardzo te barwę głosu, stąd np. w Farnacem aż pięć mezzosopranowych partii!). Serenata - jak to u Vivaldiego - krótkie recytatywy i błyskotliwe, efektowne arie, całość wieńczą dwa duety, oba urocze. Ciekawy był przy tym kontrast obu głosów - mocnego, nieco ciężkiego mezzosopranu Martiny Belli i lżejszego, ale o większej ekspresji interpretacyjnej głosu Viviki Genaux. W sumie wieczór bardzo udany, choć repertuar błahy, jednak każdy haust Vivaldiego nastraja mnie zwykle optymistycznie i wzbudza ochotę na jeszcze.
Vivaldiego w tym roku jednak już nie będzie (aż do wrześniowej powtórki Farnacego!), za to w przyszły piątek Europa Galante wykona włoską wersję Halki Moniuszki - umieram z ciekawości!

środa, 1 sierpnia 2018

"Judas Maccabaeus" Capelli Cracoviensis

Orkiestra i Chór Capelli Cracoviensis pod dyr. Jana Tomasza Adamusa
 w sali ICE; fot. CC
Capella Cracoviensis pod wodzą Jana Tomasza Adamusa proponuje widzom kolejne oratorium Georga Friedricha Haendla. Premierowe wykonanie Judasa Maccabaeusa odbędzie się w piątek 3 sierpnia w krakowskim kościele św. Katarzyny Aleksandryjskiej.
Już dzień później, 4 sierpnia Capella powtórzy Haendlowskie arcydzieło podczas Festiwalu Bachowskiego w Świątyni Pokoju w Świdnicy.
To - jak opisuje sama Capella - starotestamentowy fresk,w którym tytułowy bohater przewodzi ludowi Izraela w walce o wyzwolenie spod rzymskiej dominacji. Do zespołu chóralnego i instrumentalnego Capelli dołączą soliści: Rebecca Bottone, Marta Wryk, Joshua Ellicott i Peter Hervey. Organizatorezy zapowiadają burzę emocji i monumentalne chóry, czyli - jak to u Haendla - pełnowartościowe "oratorium z trąbami". Sądząc z niedawnej premiery Samsona - na pewno warto obejrzeć i usłyszeć efekt kolejnych zmagań Capelli z oratoryjną materią!

sobota, 28 lipca 2018

Thamos w Łazienkach

Pośrodku dyrygent, dalej soliści i chór; fot. IR
Swój Festiwal Polska Opera Królewska postanowiła zakończyć spektakularnie. I to nie wyłącznie muzycznie, choć Mozart to zawsze mocny punkt. Dyrektor Peryt zapewnił ostatniej premierze naprawdę wyjątkową scenerię. Na spektakl zaproszono wczoraj, 27 lipca, w nocy, o 22.00 do królewskiego Amfiteatru. Kto nie widział Łazienek w nocy, ten może sobie tylko wyobrazić, jak niezwykle wygląda taka sceneria!
Sam Thamos nie jest dziełem na miarę oper Mozarta, oczywiście. To muzyka, którą zaledwie siedemnastoletni kompozytor napisał do sztuki Tobiasa Philippa von Geblera. Wielokrotnie ją później poprawiał i zmieniał, co jednak dziełu nie pomogło. Sztuka Geblera była słaba i teatry po prostu nie chciały jej wystawiać, nad czym Mozart szczerze ubolewał. Uważał bowiem intermezza i chóry napisane do Thamosa za bardzo dobre, czemu dał wyraz, wykorzystując niektóre motywy w swoich późniejszych dziełach, np. Don Giovannim.
Same instrumentalne antrakty i wstępny i finałowy chór nie składały się nijak na przedstawienie, dlatego dołączono do nich dwie masońskie kantaty Mozarta Maurerfreude KV 471 i Freimaurerkantate KV 623. Jednak inscenizując taką wersje Thamosa, Ryszard Peryt z pewnością zdawał sobie sprawę, że spektaklu z jakąkolwiek akcją z tego nie ułoży. Dlatego cały ruch sceniczny został zaplanowany jako dostojny pochód chóru i równie mnajestatyczne kroczenie solistów po scenie, śpiewających statycznie, frontem do publiczności. Tę koncepcję podkreślały też efektowne stroje projektu Marleny Skoneczko: długie czarne peleryny i wysokie konstrukcje na głowach i chóru, i solistów - w takich konstrukcjach, niemal całych rzeźbach, nie można było poruszać się inaczej.
Scenografia ograniczała sie dwóch posagów stylizowanych na egipskie w głębi sceny Amfiteatru i do projekcji autortwa Marka Zamojskiego na ścianach bocznych i kolumnach - wypadły bardzo dobrze i w zupełności wystarczały za tło koncertu.

Dyrygent i soliści. I orkiestra w kanale; fot. IR
Orkiestrę prowadził Przemysław Fiugajski, radząc sobie z materią całkiem dobrze, a jak wiadomo muzycy POK Mozarta grają świetnie - nawet w wąskim kanale przy samej wodzie - wolę sobie nie wyobrażać ilości komarów, którym musieli stawić czoła!
Jako soliści wystąpili Iwona Lubowicz, Aneta Łukaszewicz, Sylwester Smulczyński i Piotr Chwedorowicz. Chór Polskiej Opery Królewskiej równie dobrze wypadał w partiach posepnie dramatycznych, jak i w triumfalnych. Całość zamknęła się w zgrabnej godzinie, po której puiblicznośc wychodziła z Łazieneki z zupełnie zrozumiałym ociąganiem.
Z tego wszystkiego zapomniałam nawet o zaćmieniu księżyca. Mozart rządzi!