sobota, 27 listopada 2021

Britten w Łazienkach

To moje drugie spotkanie z operą współczesną, po poruszającym monogramie Iaina Bella na festiwalu w Świdnicy. Inscenizacja Gwałtu na Lukrecji Benjamina Brittena zainteresowała mnie i ze względu na temat, i ze względu na interesujące zdjęcia i migawki z tego spektaklu. Postanowiłam sprawdzić, jak opera bardziej współczesna niż Haendel czy Mozart, a nawet Moniuszko, zabrzmi w Teatrze Królewskim w Łazienkach. Obejrzałam spektakl wczoraj, 26 listopada z Dorotą Lachowicz w partii tytułowej (gra tę rolę wymiennie z Anną Radziejewską).

Gwałt na Lukrecji to opera kameralna. Powstała w 1946 roku i szczupłość obsady zarówno instrumentalnej (13-osobowa orkiestra), jak i wokalnej (8 solistów) była uwarunkowana trudnościami powojennej rzeczywistości scenicznej. Jednak na warunki teatru w Łazienkach taka kameralna obsada wykonawcza wydaje się wręcz wymarzona. 

Historia jest prosta, oparta na wydarzeniach opisanych przez Tytusa Liwiusza w jego historii Rzymu, a podejmowana również przez twórców w wiekach późniejszych, żeby nie szukać daleko np. przez Williama Szekspira w jego poemacie The Rape of Lucrece. Kanwą opery Brittena jest jednak sztuka Le Viol de Lucrece autorstwa Andre Obeya, którą zaadaptował zaprzyjaźniony z kompozytorem Roland Duncan. A w dzisiejszej dobie, gdy rośnie świadomość kultury gwałtu i sprzeciw wobec niej, ta historia nabiera szczególnego znaczenia. 

Lukrecja i Kollatyn to kochające się małżeństwo. Podczas kampanii wojennej pod nieobecność Kollatyna pod jego dach wprasza się książę Tarkwiniusz i nocą gwałci panią domu. Lukrecja nie może znieść tego, co ja spotkało, i choć wstrząśnięty małżonek próbuje ukoić zrozpaczoną żonę, ta na jego oczach popełnia samobójstwo. Część wydarzeń, takich jak pijackie rozmowy w obozie rzymskich wojaków, przybycie Tarwiniusza do domu Kollatyna, scenę gwałtu i samobójstwo Lukrecji obserwujemy na własne oczy, część zaś jest nam relacjonowana przez dwie postaci narratorów, uosabiające chór męski i żeński. Nie tylko opowiadają nam o tym, co dzieje się poza sceną, ale też komentują wydarzenia. O ile relacje są zwykle ciekawe, o tyle komentarze próbujące w cała historię wpleść wątki chrześcijańskie, wydają się tyleż niestosowne, co pretensjonalne. Ten niepotrzebny wkład Duncana w opowiadaną historię jest najsłabszą stroną opery.

Muzyka angielskiego kompozytora jest natomiast wspaniała - nie tylko nadąża za akcją wydarzeń i je ilustruje, ale też w zupełnie niebywały sposób modeluje emocje odbiorcy. I od razu muszę oddać sprawiedliwość orkiestrze POK - mimo zaledwie 13 instrumentalistów brzmienie jest bogate, nasycone i w niektórych scenach wręcz monumentalne. Orkiestrę prowadziła Lilianna Krych i to prowadziła świetnie - wszystkie niuanse muzyczne wygrane zostały znakomicie, do ostatniej nuty.

Soliści z obsady, którą słyszałam są również godni pochwały. Dorota Lachowicz to przecież znakomity głos. Jej męscy protagoniści, czyli Remigiusz Łukomski jako Kollatyn i Grzegorz Żołyniak jako Tarkwiniusz starali się jej dorównać. Ja jednak chciałabym szczególnie wyróżnić oba chóry, czyli Joannę Talarkiewicz i Rafała Żurka. Oboje nasycili swoje partie do granic możliwości - emocją, refleksją i liryzmem. Interpretacja muzyczna w pełni wynagradzała bolesną niekiedy miałkość treści.

Inscenizacja Kamili Siwińskiej wyjęła historię spoza ram czasu, scenografia i kostiumy, bardzo oszczędne i neutralne, nadały historii wymiar uniwersalny: przemoc i tragedia wybrzmiały w pełni. Większość pomysłów inscenizacyjnych była bardzo trafiona. Szczególne wrażenie zrobiła na mnie scena nocnego galopu Tarkwiniusza, opowiedziana przez chór, i liryczna scena prządek w domu Kollatusa - obie świetnie pomyślane i znakomicie "wygrane". 

Stwierdzam, że warto wyjść czasem poza barokową "bańkę" i przeżyć coś zupełnie innego. A Gwałt na Lukrecji to spektakl, który warto zobaczyć!



czwartek, 18 listopada 2021

Nowy/stary "Castor et Pollux"

Po półtorarocznej przerwie Warszawska Opera Kameralna powraca do swego niezrealizowanego projektu, czyli polskiej prapremiery opery Jeana-Philippe'a Rameau Castor et Pollux. Pierwotnie spektakl wyreżyserowany przez Dedę Cristinę Colonnę miał się odbyć 21 marca 2020 roku, ale ze względów pandemicznych premierę tę odwołano. Nad projektem zapadła cisza, która dopiero niedawno została przerwana. Na szczęście projekt nie został całkowicie porzucony, a prapremiera pod nowym kierownictwem muzycznym Benjamina Bayla i z tylko częściowo zmienioną obsadą odbędzie się w WOK 26 listopada. Zważywszy na niewątpliwie świetne przedstawienie Armidy Lully'ego, poprzedniej premiery Colonny w Operze Kameralnej, również ze scenografią i kostiumami Francesca Vitali i pod kierunkiem muzycznym Benjamina Bayla, powrót do Rameau niezmiernie cieszy. Trzymam kciuki i życzę powodzenia. I oby obecna sytuacja pandemiczna nie zakłóciła tego znakomicie zapowiadającego się wydarzenia!

niedziela, 14 listopada 2021

Bydgoska Scena Barokowa - finał

 

Ten post jest niestety mocno spóźniony, ale poziom finałowego koncertu Bydgoskiej Sceny Barokowej 2021 zasługuje jednak na szczególne podkreślenie. Koncert, o którym mowa, odbył się 7 listopada w Bydgoszczy i zwieńczył znakomicie tegoroczną edycję festiwalu.

Na koncert finałowy wybrano premierę opery Domenica Scarlattiego Tolomeo e Alessandro. Wystawiono oczywiście wersję koncertową, nieco skróconą, najprawdopodobniej o część recytatywów. Na scenie mogliśmy zobaczyć trzech niewątpliwie najbardziej "gorących" polskich kontratenorów: Rafała Tomkiewicza, Kacpra Szelążka i Michała Sławeckiego. Więcej szczegółów dotyczących przedstawienia w naszej zakładce Relacje i na stronie dolcetormento.pl.


czwartek, 4 listopada 2021

"Platea" Rameau w Łodzi

To jedna z najmilszych niespodzianek, z jakimi sie ostatnio zetknęłam. Odkryłam mianowicie, że dziś i jutro (4 i 5 listopada) w Akademii Muzycznej w Łodzi odbędzie sie premiera sceniczna opery Jeana-Philippe'a Rameau "Platee". To bardzo znane dzieło, tzw. ballet bouffon, czyli tłumacząc na język potoczny - opera komiczna z dużym udziałem baletu. Spektakl realizują studenci trzech muzycznych uczelni: Akademii Muzycznej w Łodzi, Uniwersytetu Muzycznego w Warszawie i Haute Ecole de Musique w Genewie, a także studenci baletu z łódzkiej AM. Spektakl reżyseruje Natalia Kozłowska, kierownictwo muzyczne sprawuje Marcin Sompoliński. Grać będzie Międzyuczelniana Orkiestra Barokowa, którą przygotowuje Jakub Kościukiewicz. Jednym słowem - grono opiekunów zacne i sprawdzone.

Dzieło Rameau jest znane i obecne na światowych scenach, jednak w Polsce nigdy nie było wystawiane, jak wiele innych dzieł mistrza, choć materiał muzyczny i sceniczny jest w nim bardzo wdzięczny. Opera francuska nie ma u nas wielu fanów, popularniejsza jest oczywiście opera włoska. W ogóle dzieła barokowe spotkać można tylko na specjalnych scenach, takich jak Warszawska Opera Kameralna czy Polska Opera Królewska - duże teatry akceptują opery dopiero "od Mozarta". Jednak Natalia Kozłowska ma już na koncie kilka realizacji Rameau, np. Les Indes Galantes w Bydgoszczy czy Pigmaliona dla Warszawskiej Opery Kameralnej. Dlatego ogromnie mnie cieszy ten spektakl - w dodatku w pełej wersji scenicznej i - jak twierdzi sama reżyserka - uwspółcześnionej. Zresztą fabuła tego dzieła - intryga polegająca na zainscenizowaniu niby romansu Jowisza z żabią nimfą Plateą, aby z jednej strony rozbroić zazdrośc Junony, z drugiej zaś obśmiać brzydką żabę - aż sie prosi o współczesny sztafarz. Będzie więc o szkolnym prześladowaniu i wykluczeniu i sądzę, że młodzi wykonawcy będa się w tym czuli szczególnie dobrze.

Dokładne informacje o spektaklu na stronie. A przy okazji zapraszam do przeczytania wywiadu z Natalią Kozłowską, którego udzieliła mi kilka lat temu (jak ten czas leci!). Wybieram się dopiero jutro na drugą premierę, całemu zespołowi przygotowującemu to wydarzenie życzę powodzenia!