poniedziałek, 26 listopada 2018

Monteverdi w zamkowych wnętrzach

Z cała pewnością Monteverdi nigdzie nie brzmi tak dobrze, jak w salach pałacowych i zamkowych, zabytkowych wnętrzach przeznaczonych do wykonywania właśnie takiej muzyki. Dlatego z radością powitałam nowy cykl Polskiej Opery Królewskiej, w ramach którego raz w miesiącu starannie wybrany repertuar muzyki dawnej zabrzmi w Wielkiej Sali Zamku Królewskiego w Warszawie.
Ten cykl to również pole do działania niedawno powołanej nowej formacji instrumentalnej związanej z POK - orkiestry grającej na instrumentach historycznych bądź ich kopiach zgodnie z dawną praktyką wykonawczą - Capella Regia Polona. Zespołem dyryguje od klawesynu Krzysztof Garstka.
Capella zagrała już koncert w bazylice Świętego Krzyża - gdzie jednak ze względu na fatalną akustykę nie było go właściwie słychać. W październiku POK zainaugurowała swój cykl zamkowy dwoma kantatami Bacha. Jednak dla mnie prawdziwym sprawdzianem możliwości zespołu był sobotni koncert 24 listopada z dwoma kompozycjami Monteverdiego: Ballo delle Ingrate i Combattimento di Tancredi e Clorinda.
Obie kompozycje już grywane na warszawskich scenach (przegląd wykonań tutaj i tutaj), przeważnie przez artystów Warszawskiej Opery Kameralnej. Polska Opera Królewska jest w pewnym sensie "córką" WOK, jednak Capella to formacja zupełnie nowa, grają w niej zresztą przeważnie muzycy młodzi. I jak się okazało - grają całkiem nieźle! Capella była najmocniejszym chyba punktem tego koncertu. Miękkie, jakby "zadymione" brzmienie w Ballo - korowód  Niewdzięcznych i ich melancholijne tańce brzmiały bardzo stylowo w zamkowym wnętrzu. w Combattimento zaś muzycy odgrywający swoimi smyczkami dramat walki i pojedynku tytułowych protagonistów radzili sobie świetnie.
Słabiej na tym tle wypadli śpiewacy - najlepiej chyba Sylwester Smulczyński jak Sesto w Combattimento i Dorota Lachowicz jako Wenus w Ballo.
Zastanawiam się mocno - kogo Ryszard Peryt obsadzi w przygotowywanej premierze Orfeusza. To bardzo wymagająca opera z całym zastępem znakomitych ról. A do Monteverdiego trzeba nie tylko świetnych głosów, ale i specjalnych umiejętności wokalnych i przede wszystkim bardzo szczególnej, stylowej maniery wykonawczej. Kto temu podoła?

czwartek, 22 listopada 2018

Monteverdi na Zamku

Nowo powstała pod szyldem Polskiej Opery Królewskiej orkiestra grająca na instrumentach historycznych bądź ich kopiach, czyli Capella Regia Polona pod kierunkiem klawesynisty Krzysztofa Garstki, zaprasza na kolejny koncert. Zespół występuje w cyklu "Muzyka dawna na Zamku Królewskim" i według zapowiedzi będzie koncertować przynajmniej raz w miesiącu. Po październikowych kantatach Bacha listopad należy do Claudia Monteverdiego.
W programie dwa niewielkie, choć znane utwory: Ballo delle ingrate SV 167 i Combattimento di Tancredi e Clorinda SV 153. Oba utwory obecne wcześniej w repertuarze WOK (relacja z koncertu w 2015 tutaj), częściowo w tej samej obsadzie wokalnej. Na Zamku w Ballo zaśpiewają Dorota Lachowicz, Marcin Pawelec, Iwona Lubowicz i Marta Boberska, w Combattimento - Marta Boberska, Marcin Pawelec i Sylwester Smulczyński. Jak się spiszą - przekonamy się już w najbliższą sobotę 24 listopada. Zagra oczywiście nowa orkiestra i to będzie pierwsza okazja, żeby posłuchać jej w repertuarze XVII-wiecznym. Co stanowić może przedsmak przed przygotowywaną na marzec przyszłego roku premierą Orfeusza Monteverdiego.
Jak by się jednak nie starali soliści POK, przebić solowy występ Marca Beasley, który w lutym tego roku brawurowo odśpiewał w NOSPR wszystkie trzy role Combattimento, przebić będzie chyba bardzo trudno...

wtorek, 13 listopada 2018

Alcina rządzi!

To był długo wyczekiwany koncert! Finał wrześniowego Festiwalu Oper Barokowych został niemal w ostatniej chwili przeniesiony na 12 listopada z powodu choroby artystów. Podejrzewam, że powrót po przerwie do tej samej partytury/roli mógł być dla nich trudny. Jednak dla widzów, złaknionych jakichkolwiek barokowych przedstawień, był prawdziwym rarytasem. Dlatego wcale mnie nie dziwi, że stawili się w Studio Polskiego Radia im. W. Lutosławskiego tłumnie, żeby wysłuchać koncertowej wersji Haendlowskiej Alciny i przypomnieć sobie, choćby w ten sposób, atmosferę tegorocznej festiwalowej premiery.
O inscenizacji Alciny na scenie Małej Warszawy pisałam obszernie (tutaj), przygotowanie wersji koncertowej stwarza jednak zupełnie inne wyzwania. Oczywiście - brak scenografii i kostiumów, a także scenicznego ruchu, co dla spektaklu, w którym tak dużą rolę odegrał balet, było istotnym ograniczeniem.
Sama opera została również skrócona o jakieś pół godziny - wycięto większość recytatywów, a nawet niektóre arie. Chwilami nie przypominało to spektaklu operowego, a raczej prezentację arii z Haendlowskiego arcydzieła. Ale - Bogiem a prawdą - cóż to są za arie! Jak pisałam we wrześniu - Alcina to zbiór operowych przebojów, a każda, nawet najbardziej epizodyczna postać ma w niej ogromne pole do popisu.
Wykonawcy, pozbawieni kostiumów i wymogów ruchu scenicznego, mogli się w pełni skupić na interpretacji muzycznej. I właściwie to wykorzystali - wszystkie role były zaśpiewane równie znakomicie, jak w inscenizowanym spektaklu, a niektóre chyba lepiej!\
Przede wszystkim Olga Pasiecznika jako Alcina - znów była doskonała. Rozdzierające Ah, mio cor!, fantastyczne Ombre pallide, dramatyczna ekspresja bez zarzutu. Zdecydowanie królowała na scenie.
Równie dobra Anna Radziejewska jako Ruggiero. zwłaszcza w brawurowej Sta nell'Ircana. Choć arie liryczne - Mi lusinga i Verdi prati, obie przepiękne w swojej melancholijnej prostocie - wydały mi się niepotrzebnie udramatyzowane. Carestini też uważał je za zbyt proste, a później bisował podczas każdego przedstawienia!
Bardzo dobra Joanna Krasuska-Motulewicz w trudnej partii Bradamante - obie z jej brawurowych arii zostały wykonane bardzo efektownie. Dobra Olga Siemieńczuk jako Morgana - choć jej rola, podobnie jak partia Oberta w interprecji Joanny Lalek - zostały nieco okrojone (żal mi zwłaszcza Ama, sospira).
Karol Kozłowski wypadł nieco lepiej niż we wrześniu, najlepiej chyba w arii z pierwszego aktu Semplicetto. Za to Artur Janda, mimo epizodycznego udziału i wykonania tylko jednaj arii - nieodmiennie zachwyca siłą i ekspresją swojego głosu.
Znów wypada mi pochwalić Royal Baroque Ensemle prowadzony od klawesynu przez Liliannę Stawarz. Partytura została dobrze przemyślana i dostosowana do składu orkiestry, pięknie wypadły melancholijne partie solowe (klawesyn, wiolonczela). Aż żal, że to orkiestra zwoływana tylko raz do roku przy okazji festiwalu, choć wielu muzyków widujemy przecież często w innych zespołach, Chciałoby się słuchać gry tej orkiestry i pod tą ręką znacznie częściej!
Artyści zebrali całkowicie zasłużoną stojącą owację. A okrzyki bis! - brzmiące wręcz okrutnie dla wyczerpanych ponad trzygodzinnym koncertem artystów - wcale nie były tylko konwencjonalne. Na kolejną Alcinę będziemy przecież musieli czekać blisko rok, a tak chciałoby się częściej i więcej!


czwartek, 8 listopada 2018

"Alcina" - wersja koncertowa w Studio Lutosławskiego

Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło!
Choroba artystów i konieczność odwołania koncertu finałowego IV Festiwalu Oper Barokowych był z pewnością przykrą niespodzianką. A miało to być koncertowe wykonanie tegorocznej festiwalowej premiery: Alciny Georga Friedricha Haendla.
Ale 12 listopada - dzień, na który koncert przełożono - właśnie nadchodzi!
Już w najbliższy (w dodatku wolny!) poniedziałek o 19.00 w warszawskim Studio Polskiego Radia im. W. Lutosławskiego będziemy sobie mogli przypomnieć to niezwykłe wydarzenie - spektakl w znakomitej obsadzie, w ciekawej reżyserii, fantastycznie zagrany i oryginalnie zainscenizowany. I przede wszystkim świetnie zaśpiewany - w głównych rolach tandem marzeń: Olga Pasiecznik i Anna Radziejewska!
Szczegółowa relacja z premiery tutaj, a wrażenia z wykonania wersji koncertowej - wkrótce!