poniedziałek, 19 września 2016

Pół Gardinera w finale Wratislavii

To był najbardziej oczekiwany koncert tegorocznego festiwalu – 18 września wieczorem w finale Wartislavii wystąpił Sir John Eliot Gardiner i jego formacje English Baroque Soloists i Monteveri Choir z Pasją wg św. Mateusza Johanna Sebastiana Bacha.

Sir John Eliot Gardiner to chodząca legenda, a prowadzone przezeń wykonania stanowią kanoniczny wzór dla pokoleń dyrygentów i wykonawców muzyki – zwłaszcza barkowej. Jego zasługi na tym polu są niepoliczalne. Dość wspomnieć choćby projekt Bach Cantata Pilgrimage, w trakcie którego Monteverdi Choir i English Baroque Soloists pod batutą Gardinera wykonali wszystkie 198 kantat Bacha podczas swoistej pielgrzymki w kościołach Europy i Ameryki. Sam Gardiner ma na koncie ok. 250 zrealizowanych nagrań dla najlepszych wytwórni płytowych, a Monteverdi Choir ok. 150 podczas 50-letniej działalności. Instrumentaliści English Baroque Soloists działają „zaledwie” od 38 sezonów, a w ich dorobku możemy odnaleźć dzieła od Monteverdiego po Haydna.


English Baroque Soloists i Monteverdi Choir; fot. IR
O Pasji wg św. Mateusza napisano całe tomy, jeden z nich – „Music in the Castle of Heaven” – napisał zresztą bohater wieczoru, Sir Eliot Gardiner. Napisał w nim m.in.: „Nie istnieje w tym okresie ani jedna opera seria, którą poznałem czy którą dyrygowałem, a którą mógłbym porównać do dwóch zachowanych Pasji Bacha pod względem intensywności ludzkiego dramatu i zagadnień moralnych, które wyraża on w tak sugestywny i głęboko poruszający sposób”.
Po mocnym chóralnym prologu struktura dzieła jest budowana głównie w trójdzielnych sekwencjach: narracja biblijna prowadzona w recytatywach, komentarz tej akcji w postaci arioso oraz modlitwa ujęta w formę arii bądź chorału. Taka konstrukcja ma sprzyjać nie tylko wciągnięciu widza w toczące się wydarzenia, ale także buduje atmosferę refleksji i kontemplacji w modlitwach indywidualnych (arie) bądź zbiorowych (chorały).
To niewątpliwe arcydzieło doczekało się wielu interpretacji, niekiedy bardzo się między sobą różniących, kładących nacisk na jego rozmaite aspekty. Wykonanie, które mogliśmy usłyszeć podczas niedzielnego koncertu jest – jak zresztą deklaruje sam dyrygent – próbą uchwycenia równowagi pomiędzy akcją a refleksją, działaniem a medytacją. I rzeczywiście – Eliotowska Pasja jest z jednej strony klarowna i czysta, perfekcyjnie wybrzmiewa w niej każda nuta, z drugiej zaś artyści nie wahają się sięgać po środki artystyczne naznaczone głęboką i silną emocją, jak choćby w najsłynniejszej chyba arii Erbarme dich Mein Gott, śpiewanej z towarzyszeniem wirtuozowskiej partii skrzypiec. Także doskonałe i bardzo emocjonalne wykonanie przez Marka Padmore partii Ewangelisty potęgowało siłę wyrazu Bachowskiego dzieła – nota bene Padmore jest wybitnym i uznanym wykonawcą partii Ewangelisty w obu Bachowskich pasjach.
Każdy szczegół ma tu znacznie i każdy jest przemyślanym zabiegiem artystycznym: podział orkiestry i chóru na dwie części, wykonujące poszczególne partie na przemian, w momentach najbardziej dramatycznych zaś „podwajające” ekspresję, chór, który śpiewa „uwolniony od partytur”, wędrujący chór chłopięcy. Dzięki nim Gardiner realizuje swoją ideę „intensywnego skupienia na dramacie wewnątrz muzyki”. Jak sam pisze we wspomnianej książce: „Dajcie mi pustą scenę […] a wierzę, że wyobraźnia publiczności może wypełnić te przestrzeń obrazami o wiele żywszymi, niż jest to w stanie uczynić jakikolwiek scenograf czy reżyser teatralny”.
Mimo że podczas tego koncertu otrzymaliśmy tylko połowę Gardinera (maestro poprowadził tylko krótszą część pierwszą), Bachowska Pasja była dla słuchaczy przeżyciem najwyższej próby. Niekończąca się stojąca owacja stanowiła tego dobitny dowód.

Monteverdi i Biber na Wratislavia Cantans

Przedostatni z wieczornych koncertów tegorocznej Wratislavii Cantans – w sobotę 17 września - to
była podróż do XVII wieku i spotkanie z twórczością dwóch kompletnie różnych kompozytorów tego stulecia – Claudia Monteverdiego i Heinricha Ignaza Franza von Bibera. W tę podróż muzyczną zabrał nas Vaclav Fuks i jego zespoły Collegium 1704 i Collegium Vocale 1704.
Wiek XVII miał na tegorocznej Wratislavii urok szczególny. Jeden z pierwszych koncertów – recital Philippe’a Jaroussky’ego – był w całości poświęcony muzyce tego właśnie stulecia, m.in. kompozycjom Cludia Monteverdiego (relacja tutaj).
Vaclav Fuks i Collegium 1704 sięgnęło po Selva morale et spirituale - zbiór kompozycji Monteverdiego z okresu jego dojrzałej twórczości, już po opuszczeniu dworu w Mantui i objęciu posady maestro di capella w bazylice San Marco w Wenecji.
Jedną z cech najbardziej znaczących w twórczości Monteverdiego było przeniesienie charakterystycznych elementów muzyki świeckiej do utworów religijnych. I tę jego cechę podkreślono dobitnie podczas koncertu. Melodyjne frazy i śpiewne melizmaty przebiegały niejednokrotnie w rytmie niemal tanecznym, pełnym energii i wdzięku. Gdybyśmy nie słyszeli słów psalmu Beatus vir czy Laudate pueri, moglibyśmy odnieść wrażenie, że mowa jest o miłości i dworskich rozrywkach, a nie rzeczach ostatecznych…
Collegium 1704 i Collegium Vocale 1704, na balkonie jedna z fanfar; fot. IR 
Utwór z drugiej części koncertu, Missa Salisburgensis Bibera, ma historię niezwykłą. Otóż została odnaleziona w II połowie XIX wieku z Salzburgu (stąd jej nazwa) na… straganie, na którym jej kartki służyły do pakowania warzyw! Jak mawiają Włosi – Se non e vero, e ben trovato. Dzieło okazało się niezwykłe: ogromne, przewidziane na ciekawy skład instrumentalny i wokalny (53 głosy!) i bardzo efektowne. Na dokładkę anonimowe! Początkowo przypisano je włoskiemu kompozytorowi Orazio Benevoli, reprezentantowi stylu „rzymskiego baroku”. Jednak wnikliwe studia muzykologiczne, przede wszystkim Ernsta Hintermaiera, doprowadziły do rewizji tej atrybucji. Dziś już nikt nie ma wątpliwości – msza jest dziełem wybitnego austriackiego skrzypka i kompozytora, pochodzącego z Czech, a działającego w Salzburgu – Heinricha Ignaza Franza von Bibera. Jego twórczość skrzypcowa jest dziś dobrze zanan i często grywana. Tu jednak okazał się Biber twórcą dzieła zupełnie innego kalibru, a przewidziana przez kompozytora obsada jest niespotykana – obok wzmiankowanych wyżej głosów także dwa chóry instrumentów smyczkowych, dwa – instrumentów dętych i dwie „fanfary”, czyli trombettae z kotłami.
Fuks rozmieścił muzyków sposób potęgujący przestrzenne działanie dźwięku – formacje smyczkowe na dole, dęte na balkonie powyżej smyków i chóru, fanfary zaś na wyższych balkonach po bokach sceny. Dało to efekt niezwykły, bardzo uroczysty, momentami patetyczny. Msza – choć nie tak wielka rozmiarem (niecała godzina) – sprawiała wrażenie monumentalne. Choć i w niej momenty szczególnie doniosłe były przeplatane fragmentami subtelnej, czystej liryki. Panowanie dyrygenta nad tak specyficznie rozmieszczonym, bogatym instrumentarium i wieloosobowym chórem było imponujące. Zwłaszcza że robił to z prawdziwym wdziękiem, kreśląc dłońmi w powietrzu najbardziej zawiłe i ozdobne ornamenty, bardzo w duchu wykonywanej właśnie barokowej muzyki.

piątek, 16 września 2016

Wratislavia - mocny finał

Plakat autorstwa Tomasza Boguckiego
Przed nami weekend zamknięcia Wratislavii Cantans. W sobotę Missa Salisbugiensis Bibera i Selva morale Monteverdiego, a w niedzielę najbardziej chyba oczekiwany koncert - Pasja wg św. Mateusza Johanna Sebastiana Bacha w kanonicznym wykonaniu grupy solistów, English Baroque Soloists i Monteverdi Choir, a wszyscy pod batuta sir Johna Eliota Gardinera.
Gardiner to dyrygent legenda - samo wyliczenie nagród, odznaczeń i tytułów honorowych zajęłoby dużo miejsca. Spodziewam się mocnych wrażeń!

sobota, 10 września 2016

"Semiramida riconosciuta", czyli barok nieokiełznany

Zmęczeni, ale szczęśliwi; fot. IR
To wydarzenie bez precedensu. Kiedy dowiedziałam się, że na II Festiwalu Oper Barokowych artyści zmierzą się z monumentalnym dziełem Leonarda Vinciego, nie mogłam w to uwierzyć. Vinci? W Łazienkach? Jak poradzą sobie z tym arcytrudnym materiałem? Jaki mają pomysł na inscenizację? Historyczny? Nowoczesny? No i przede wszystkim - czy to się uda?
I muszę przyznać, że się udało. Początek był trudny, widać było tremę, która trochę paraliżowała, zwłaszcza orkiestrę. Ale im dalej, tym lepiej. Trochę dramatycznie, częściej żartobliwie. Ascetyczna scenografia, za to kilka naprawdę dobrych pomysłów na działania na scenie - jak np. materializujące się marzenia i obawy bohaterów w tle arii.
Sama nie wiem, jak zleciały te cztery godziny. Właściwie mogłabym zostać przez kolejne cztery. A nawet chętnie zostałabym dłużej...
Moje wrażenia jak zwykle w zakładce relacje i tutaj.

piątek, 9 września 2016

"Semiramide riconosciuta" Vinciego w Łazienkach

No i doczekaliśmy się! Dziś premiera na II Festiwalu Oper Barokowych Dramma per Musica w Łazienkach Królewskich.
 I to nie byle jaka! Przed nami Semiramide riconosciuta Leonarda Vinciego - kompozytora wciąż mało znanego, przez lata zapoznanego zupełnie, ale po brawurowym Artasersem w Nancy (2012) w doborowej obsadzie (m.in. Jaroussky, Fagioli, Cencic, Sabadus) - nagle odkrytego na nowo.
Semiramide riconosciuta - podobnie jak Artaserse - była oryginalnie wykonywana wyłącznie przez męską obsadę - podobną zasadę zachowano w Nancy - jednak w Łazienkach zaśpiewają zaróno głosy żeńskie, jak i męskie. Zadanie będzie zapewne karkołomne, bo Vinci znany jest z trudności technicznych, którymi szpikuje swoje kompozycje. Ktoś stwierdził nawet żartem, że Vinci musiał szczerze nienawidzić śpiewaków, skoro przygotowywał dla nich partie tak trudne, że mogą się na nich wywrócić nawet najlepsi.
Jak będzie dziś w Łazienkach?
Relacja już jutro!

wtorek, 6 września 2016

Philippe Jaroussky na Wratislavia Cantans

Jedna w trzech standing ovations na wczorajszym koncercie; fot. IR
To własnie jedno z tych wydarzeń, na które czekałam. 5 września w Sali Głównej Narodowego
Forum Muzyki  w ramach Festiwalu Wratislavia Cantans wystąpił francuski kontratenor Philippe Jaroussky. Kilka lat temu przeczytałam jego najkrótszą i najtrafniejszą charakterystykę: anielski głos i diabelska technika. Nie mogłabym sobie odmówić uczestnictwa w tym koncercie, zwłaszcza że od lat nie opuściłam żadnego występu tego artysty w Polsce.
Moje wrażenia tutaj, ale od razu uprzedzam - kocham śpiew Jaroussky'ego, więc nie spodziewajcie się tam krytycznych analiz czy narzekań.
Wrocław, Jaroussky i Monteverdi - to spełnienie moich marzeń. Czymś sobie zasłużyłam?

niedziela, 4 września 2016

Amor e qual vento - recital Dagmary Barny na II FOB

Dagmara Barna
Dagmara Barna to młodziutka śpiewaczka i wydawałoby się, że zaproponowanie utalentowanej, ale jeszcze dość "świeżej" artystce recitalu to posunięcie ryzykowne. Ale Dramma per Musica wyraźnie hołubi młodzież. Dlatego w ubiegłym roku z recitalem wystąpił np. Kacper Szelążek, a w tym postawiono na Dagmarę Barnę. Młoda - nie znaczy nieznana. Barna dała się już zauważyć na scenie i to nie jeden raz. Dlatego na jej recital wyruszyłam z dużym zainteresowaniem.
Występ został skomponowany "klasycznie" - poszczególne arie przedzielono fragmentami koncertów Vivaldiego, które w Sali Balowej Pałacu na Wodzie brzmiały bardzo wdzięcznie i zgodnie z klimatem miejsca.
Arie dobrano oczywiście w taki sposób, żeby pokazać możliwości głosowe i interpretacyjne młodej sopranistki. Królował Haendel - co z jednej strony gwarantuje piękne i dobrze znane arie, z drugiej jednak stawia artystkę w ryzykownej pozycji. Każdą z partii wielkich heroin Haendla śpiewały przecież największe głosy w historii i każda jest obciążona ogromnym balastem wielu, także genialnych interpretacji. Podziwiam odwagę Dagmary Barny, ale muszę stwierdzić, że na tle takiego backgroudu trudno jej było olśnić słuchaczy.
Całkiem inaczej w tych ariach, które już śpiewała na scenie. Widać było, że są to partie dobrze "przepracowane", przeżyte i przemyślane. Nie tylko świetnie opracowane głosowo i technicznie, ale przede wszystkim dojrzałe interpretacyjnie role. Dlatego ostatnia aria Neghittosi, or voi che fate? z Ariodantego i zaśpiewana na bis, ale ważna, co widać po tytule całego koncertu, aria Dorindy Amor e quel vento z Orlanda wyraźnie wyróżniały się w tym koncercie.
Od razu zobaczyłam tragicznie komiczną Dalindy - oszukaną, sponiewieraną i pokutującą za własną naiwność. Rola Barny była jednym z najjaśniejszych punktów obsady spektaklu w Warszawskiej Operze Kamerlanej, na pewno dającym się zauważyć (moje wrażenia tutaj).
Partii Dorindy zaś z Orlanda to, po Emmie Kirkby, wyjątkowo trudne zadanie. A jednak Dagmara Barna była w tym spektaklu świetna! Jej dwuznaczna naiwnie kokieteryjna i lekko nadąsana pasterka była dla mnie - nie waham się tego powiedzieć - prawie uosobieniem tej postaci, modelową realizacją tej niezwykle przewrotnie napisanej partii (relacja tutaj).
Podsumowując - koncert wielce przyjemny, a Dagmara Barna - wielce obiecująca. Śledzenie jej kariery z pewnością sprawi - nie tylko mnie - wielka frajdę!

piątek, 2 września 2016

II Festiwal Oper Barokowych - inauguracja

Anna Radziejewska
Spektakl inauguracyjny II Festiwalu Oper Barokowych okazał się prawdziwą niespodzianką.
Spodziewałam się efektownego artystycznego popisu Anny Radziejewskiej - autorki scenariusza i głównej wykonawczyni koncertu. A nie był on na szczęście tylko pretekstem do recitalu na tle baletu - okazał się bardzo przemyślaną i spójną konstrukcją z wyrazistą, ekspresyjną myślą przewodnią. Sognando la morte, czyli Śniąc o śmierci to - według organizatorów - swoista wersja barokowego danse macabre. Mimo że na spektakl złożyły się arie barokowych mistrzów XVIII wieku - Vivaldiego, Haendla, Hassego - oraz canzonetty i chiaccony XVII-wiecznych mistrzów - Meruli, Ferrariego i Monteverdiego - mieszanka stylów i nastrojów okazała się daniem nie tylko strawnym, ale nawet smakowitym. Radziejewska zaś - świetna wokalistka, jedna z najmocniejszych głosowo i scenicznie gwiazd Warszawskiej Opery Kameralnej - ku zaskoczeniu wielu widzów - jest również dobrą tancerką. Wespół z choreografem i tancerzem Jackiem Tyskim tworzyła nie tylko świetny duet baletowy, ale bez zadyszki i niekiedy w prawdziwie akrobatycznych pozach - śpiewała znakomicie i z niebywałą ekspresją. Chapeau bas!
Wrażenia tradycyjnie w zakładce relacje.