sobota, 28 lipca 2018

Thamos w Łazienkach

Pośrodku dyrygent, dalej soliści i chór; fot. IR
Swój Festiwal Polska Opera Królewska postanowiła zakończyć spektakularnie. I to nie wyłącznie muzycznie, choć Mozart to zawsze mocny punkt. Dyrektor Peryt zapewnił ostatniej premierze naprawdę wyjątkową scenerię. Na spektakl zaproszono wczoraj, 27 lipca, w nocy, o 22.00 do królewskiego Amfiteatru. Kto nie widział Łazienek w nocy, ten może sobie tylko wyobrazić, jak niezwykle wygląda taka sceneria!
Sam Thamos nie jest dziełem na miarę oper Mozarta, oczywiście. To muzyka, którą zaledwie siedemnastoletni kompozytor napisał do sztuki Tobiasa Philippa von Geblera. Wielokrotnie ją później poprawiał i zmieniał, co jednak dziełu nie pomogło. Sztuka Geblera była słaba i teatry po prostu nie chciały jej wystawiać, nad czym Mozart szczerze ubolewał. Uważał bowiem intermezza i chóry napisane do Thamosa za bardzo dobre, czemu dał wyraz, wykorzystując niektóre motywy w swoich późniejszych dziełach, np. Don Giovannim.
Same instrumentalne antrakty i wstępny i finałowy chór nie składały się nijak na przedstawienie, dlatego dołączono do nich dwie masońskie kantaty Mozarta Maurerfreude KV 471 i Freimaurerkantate KV 623. Jednak inscenizując taką wersje Thamosa, Ryszard Peryt z pewnością zdawał sobie sprawę, że spektaklu z jakąkolwiek akcją z tego nie ułoży. Dlatego cały ruch sceniczny został zaplanowany jako dostojny pochód chóru i równie mnajestatyczne kroczenie solistów po scenie, śpiewających statycznie, frontem do publiczności. Tę koncepcję podkreślały też efektowne stroje projektu Marleny Skoneczko: długie czarne peleryny i wysokie konstrukcje na głowach i chóru, i solistów - w takich konstrukcjach, niemal całych rzeźbach, nie można było poruszać się inaczej.
Scenografia ograniczała sie dwóch posagów stylizowanych na egipskie w głębi sceny Amfiteatru i do projekcji autortwa Marka Zamojskiego na ścianach bocznych i kolumnach - wypadły bardzo dobrze i w zupełności wystarczały za tło koncertu.

Dyrygent i soliści. I orkiestra w kanale; fot. IR
Orkiestrę prowadził Przemysław Fiugajski, radząc sobie z materią całkiem dobrze, a jak wiadomo muzycy POK Mozarta grają świetnie - nawet w wąskim kanale przy samej wodzie - wolę sobie nie wyobrażać ilości komarów, którym musieli stawić czoła!
Jako soliści wystąpili Iwona Lubowicz, Aneta Łukaszewicz, Sylwester Smulczyński i Piotr Chwedorowicz. Chór Polskiej Opery Królewskiej równie dobrze wypadał w partiach posepnie dramatycznych, jak i w triumfalnych. Całość zamknęła się w zgrabnej godzinie, po której puiblicznośc wychodziła z Łazieneki z zupełnie zrozumiałym ociąganiem.
Z tego wszystkiego zapomniałam nawet o zaćmieniu księżyca. Mozart rządzi!

środa, 18 lipca 2018

Arie i duety, czyli Haendlowska lista przebojów

Jakub Józef Orliński 17.07 w Warszawie; fot. IR
Wieczorny koncert Arie i Duety zorganizowany przez Fundusz Śpiewaj im Staszka Jończyka 17 lipca w kościele ewangelicko-reformowanym przy Alejach Solidarności w Warszawie był nad wyraz przyjemnym wydarzeniem.
Bohaterem wieczoru był z pewnością Jakub Józef Orliński, który w krótkim wystąpieniu przed koncertem wspominał swoją znajomość ze Staszkiem i wspólne śpiewanie w zespole Gregorianum. Wespół z Orlińskim wystąpiła sopranistka Dagmara Barna i cztery instrumentalistki - skrzypaczki Ludmiła Piestrak i Alicja Sierpińska, wiolonczelistka Maria Piotrowska i klawesynistka Ewa Mrowca. Widać było, że skład i program był przygotowywany naprędce, ale na szczęście wykonawcy na tym poziomie radzą sobie nawet w trudnych sytuacjach...
Wybór arii śpiewanych przez Orlińskiego pokrywał się w dużym stopniu z tym, co śpiewał w lipcu ubiegłego roku w Sopocie, choć muszę przyznać, że brzmiał dużo lepiej, i to mimo znacznie skromniejszego instrumentalnego "tła". Może akustyka w warszawskim kościele była lepsza. Wierzę jednak, że to dowód artystycznego postępu w karierze młodego polskiego kontratenora - teraz już bywalca światowych sal koncertowych. Operował głosem bezbłędnie, z piękną, głęboką ekspresją i prawdę mówiąc brzmiał nawet lepiej niż 8 lipca w Krakowie.

Całe grono wykonawców w komplecie; fot. IR
Dagmara Barna była początkowo lekko zablokowana, ale z każda arią "rozkręcała się" i pod koniec przypomniałam sobie, za co tak ją chwaliłam po premierze Ariodantego, a zwłaszcza Orlanda.
Koncert zamykał rozdzierający duet z Haendlowskiej Rodelindy - cały zresztą program był "naszpikowany" przebojami. Ale jak wiadomo "najbardziej lubimy te kawałki, które już znamy"...
A na deser, czyli bis dostaliśmy "Pur ti miro" - najwyraźniej Koronacja Poppei panuje w tym sezonie od Zurichu i Berlina po - w tym skromnym, niestety, rozmiarze - Warszawę!

wtorek, 10 lipca 2018

Orliński w Warszawie

Jakub Józef Orliński w Haendlowskim Samsonie 8 lipca 2018
w Krakowie;  fot. Capella Cracoviensis
Jakub Józef Orliński postanowił dopieścić nieco polską publiczność. I bardzo dobrze!
Niedawno śpiewał w Teatrze Wielkim Operze Narodowej, ostatnio w oratorium Samson w Krakowie. Czekamy na jego wrześniowy recital na Zamku Królewskim w ramach Festiwalu Oper Barokowych Dramma per Musica.
Niespodziewanie okazało się jednak, że w najbliższym tygodniu, we wtorek 17 lipca zaśpiewa w warszawskim kościele ewangelicko-reformowanym w Alejach Solidarności razem z Dagmarą Barną w koncercie zatytułowanym Arie i Duety.
Po koncercie organizator wydarzenia - Stowarzyszenie Śpiewaj - zbierać będzie datki na Fundusz Śpiewaj im. Staszka Jończyka.
Stowarzyszenie zapraszało nie tak dawno - 13 czerwca - na renesansowe madrygały do Fundacji Batorego na Sapieżyńską. Z koncertem wystąpił wówczas zespół Gregorianum. A Jakub Józef Orliński kilka lat temu, jako student, śpiewał wszak w tym zespole. Szlachetne cele Stowarzyszenia są na pewno bliskie jego sercu. A nam dają okazję do posłuchania pięknych głosów i i to podczas koncertu, na który wstęp jest wolny, a przy tej okazji do wsparcia Funduszu!

poniedziałek, 9 lipca 2018

Samson pokonany, Samson zwycięski

Samson 10.07.2018 - soliści w komplecie:
od lewej Stober, Sancho, Abadie, Orliński; fot. CC
Mając jeszcze świeżo w pamięci świetne wykonanie oratorium Haendla podczas tegorocznego festiwalu Misteria Paschalia, jechałam do Krakowa z ogromna ciekawością. Sam fakt, że szef Capelli Cracoviensis postanowił rzucić niedawnej premierze Johna Butta - która nota bene również odbyła się w sali koncertowej ICE - swoiste wyzwanie, wydał mi się nieco ryzykowny. Niepotrzebnie! Koncertowe wykonanie Samsona 10 lipca było świetne, miejscami nawet lepsze (np. w partii tytułowej kreowanej przez Juana Sancho) od poprzedniego. Grupa solistów mniejsza, stąd dźwigająca niekiedy podwójne role. Oba koncerty warte były podróży, jednak wczorajszy, może z racji tego, że mam go na świeżo w pamięci, był prawdziwym przeżyciem. Nawet jeśli "oratoria z trąbami"  nie są tym kawałkiem Haendla, który tygrysy lubią najbardziej...
Więcej zarówno o premierze kwietniowej, jak i wczorajszym koncercie na stronie www.dolcetormento.pl i w zakładce relacje.

sobota, 7 lipca 2018

"Samson" znów w Krakowie

Jaku Józef Orliński; fot. Piotr Porebsky
To wydarzenie, na które czekamy już od ponad miesiąca. Capella Craviensis przygotowała swoją wersję monumentalnego oratorium Georga Friedricha Haendla Samson.
O samym oratorium miałam okazje czytać i pisać całkiem niedawno. To właśnie dzieło wieńczyło tegoroczny wielkanocny festiwal Misteria Paschalia i jego oryginalną wersję mieliśmy okazję zobaczyć i wysłuchać 1 kwietnia tego roku w sali krakowskiego ICE. Grupę solistów, chór i orkiestrę Dunedin Consort prowadził John Butt, a koncert był rejestrowany i transmitowany przez telewizję Mezzo.
Tym razem wystąpią orkiestra i chór Capelli pod kierunkiem Jana Tomasza Adamusa, a grono solistów będzie zupełnie inne: Heidi Stober, Jakub Józef Orliński (polski kontratenor robiący ostatnio dość spektakularną karierę), Juan Sancho i Lisandro Abadie.
Ogromnie jestem ciekawa tej wersji - świeżo jeszcze mając w pamięci koncert kwietniowy.
Wrażenia z koncertu wielkanocnego można sobie przypomnieć tutaj, a o samym oratorium poczytać tutaj.
Jak zabrzmi Samson tym razem? Przekonamy się już jutro!

piątek, 6 lipca 2018

IV Festiwal Oper Barokowych Dramma per Musica

Plakat tegorocznego festiwalu; niestety, nie znam autora
No, nareszcie! Program pojawił się na stronie Stowarzyszenia Dramma per Musica i wszystkie nasze nadzieje nabrały realnego kształtu.
Jak pisałam - Łazienki Królewskie nie będą w tym roku gościnne i jedynie jeden spektakl Farnacego (przypomnienie ubiegłorocznej premiery) odbędzie się w Teatrze Stanisławowskim 2 września.
Ale organizatorom udało się znaleźć salę na premierę Haendlowskiej Alciny. 14 września jedno z najpiękniejszych dzieł operowych mistrza zabrzmi w Małej Warszawie (dawnej Fabryce Trzciny) na Otwockiej. Muzyka barokowa w tym wnętrzu może nabrać całkiem nowego charakteru! Tegoroczną premierę reżyseruje Jacek Tyski. W rolach głównych protagonistów, czyli Alciny i Ruggiera, Olga Pasiecznik i Anna Radziejowska. Od czasu gdy obserwowałam tę parę jako Kleopatrę i Juliusza Cezara w spektaklu w WOK wiem, że wspaniale współpracują ze sobą na scenie. Fantastyczne widowisko gwarantowane! Nie mogę się wprost doczekać!
Pozostałe koncerty operowe odbędą się w Studiu Lutosławskiego i w związku z tym możemy liczyć jedynie na wersje koncertowe, ale na osłodę 10 września usłyszymy piękną Haendlowską serenatę Aci, Galatea e Polifemo.
Szczegółowy program na stronie stowarzyszenia i w naszym kalendarium, oczywiście.
A oprócz tego koncert oratoryjny, recitale i koncerty kameralne poświęcone sprawiedliwie muzyce włoskiej, niemieckiej i francuskiej. No i zapowiadany recital Orlińskiego na Zamku 7 września!
Czyż życie nie jest piękne?

środa, 4 lipca 2018

Don Giovanni - próba generalna

Jutro, 5 lipca oficjalna premiera Don Giovanniego i inauguracja Festiwalu Polskiej Opery Królewskiej w Łazienkach. A wczoraj dyrektor Peryt umożliwił nam uczestnictwo w pierwszej próbie generalnej spektaklu. I mimo jeszcze dość roboczego charakteru przedstawienia i wynikających z tego problemów - z ruchem scenicznym i swobodą gry w kostiumach, a także zgraniem solistów i orkiestry - był to spektakl bardzo dobry i z pewnością wart polecenia.
Widzieliśmy pierwszą z obsad (mają być trzy), która będzie śpiewała na jutrzejszej premierze.

Don Giovanni zabija komandora;  M. Czerski / Polska Opera Królewska
Na warsztat wzięto pierwszą, praską wersję, nieco krótszą od wiedeńskiej, bez kilku pięknych arii - ale całości to nie zaszkodziło. Przedstawienie było zwarte, dobrze i konsekwentnie zbudowane, z logicznie i zrozumiale prowadzoną akcją - mimo bariery językowej i braku polskich napisów - które zwykle spektaklom w języku oryginału towarzyszą. Ale w końcu - kto nie zna tej historii!
Uderzająca była dla mnie nieco inna niż zwykle i niż się spodziewałam interpretacja roli tytułowej. Don Giovanniego można widzieć różnie - jako wyrachowanego cynika, libertyna, oziębłego uczuciowo seksoholika, a nawet ukrytego impotenta. Jednak reżyser poszedł tu ścieżką prostą, a Robert Gierlach (w dobrej dyspozycji głosowej i aktorskiej) konsekwentnie i brawurowo ją zrealizował. Jego Don Giovanni to arogancki i pełen pychy prostak, typowo "przemocowy" na wielu poziomach: słownie, seksualnie i w końcu czysto fizycznie. Jest górą, ponieważ jest silniejszy - bogatszy, sprytniejszy, brutalniejszy i pozbawiony skrupułów. Jego działaniom nie towarzyszy żadna wyrafinowana filozofia. Ot, rozdaje kopniaki na prawo i lewo i brak w tym jakiegokolwiek drugiego dna.
Podobnie trzy - jakże różne i jak niezwykłe - postacie kobiece. Także wydają się stosunkowo jednoznaczne, choć każda znaczy coś innego.
Donna Anna to postać tragiczna - ofiara Don Giovanniego, który brutalnie ją napastuje (gwałci?), zabija jej ojca i rujnuje życie. Olg Pasiecznik jak nikt inny potrafi nasycić swój śpiew emocją i dramatem. Jej Donna Anna jest tragiczna, rozdzierająca, chwytająca za gardło.
Donna Elwira, Zerlina i Donna Anna w jednym z tercetów;
fot.  M. Czerski / Polska Opera Królewska.
Donna Elwira z kolei swoim natręctwem i brakiem godności prowokuje Don Giovanniego do kolejnych upokorzeń. Bezradność, z jaką je przyjmuje, balansuje - w interpretacji Anny Wierzbickiej dość udanie - pomiędzy groteską a budzeniem współczucia.
Zerlina w interpretacji Marty Boberskiej przypomina nieco jej Zuzannę z poprzedniej premiery POK, czyli Wesela Figara. Jest zalotna, wdzięczna i bardzo słodka, a pod tą maską skrywa się mała spryciara, która manipuluje mężczyznami. Z Don Giovannim jej się nie udaje, ale już Masetto daje się wodzić za nos bez wysiłku.
Wszystkie trzy solistki śpiewają świetnie i konsekwentnie realizują wizję reżysera - co z półmetrowymi perukami na głowach nie jest chyba proste!  Ale o kostiumach za chwilę.
Andrzej Klimczak jako Leporello wyjątkowo mi w tej roli odpowiadał. Zawsze podziwiałam jego warunki głosowe, a tym razem dał z siebie dużo także aktorsko. Sylwester Smulczyński jako Don Ottavio miał do zaśpiewania tylko jedną arię, ale podał ją z imponującą wirtuozerią!
Ryszard Peryt przygotowuje swoje produkcje dość tradycyjnie - daleko tu do tzw. reżyserskiego nurtu w operze. Soliści nie dialogują, a śpiewają "do publiczności". Trochę jak w wersji koncertowej. Ale koncepcja była zrealizowana konsekwentnie i jeśli się taką manierę przyjmie - można nad jej sztucznością przejść do porządku.
Duże wrażenie robiła oprawa plastyczna - nie scenografia uproszczona do granic, a właściwie niemal nieobecna - a kostiumy. Stylizowane na XVIII-wieczne, kojarzące się z malarstwem weneckim: rozpięte na rusztowaniach krynoliny, wysokie peruki pań oraz trójgraniaste kapelusze i powłóczyste peleryny panów. Marlena Skoneczko ograniczyła paletę barw do czerni, bieli i srebrzystej szarości z mocnymi akcentami czerwieni, co nie tylko mocno działało, ale też dało efekt plastycznego wysmakowania.

Don Giovanni finał;  M. Czerski / Polska Opera Królewska.
Orkiestrę prowadził młody dyrygent Łukasz Borowicz, momentami ponosił go temperament, podkręcał tempo i muzycy dostawali lekkiej zadyszki. Przygnębiająca jest ciasnota wąskiego kanału, w którym cała orkiestra pomieścić się nijak nie może. Muzycy ponadto często wchodzili w kostiumach na scenę, co stanowiło dla nich zapewne dodatkowe i wcale niełatwe zadanie.
Podczas festiwalu przewidziano tylko trzy spektakle arcydzieła Mozarta. Na pewno warto wybrać jeden z lipcowych wieczorów na spotkanie z Don Giovannim w najpiękniejszej operowej sali w Warszawie!