wtorek, 27 października 2020

Opera Minima, przyjemność maksima

W dobie pandemii z jednej strony i rewolucji na ulicach z drugiej, uczestniczenie w koncercie wydaje się co najmniej pięknoduchostwem. A przecież nie tylko warto, a wręcz trzeba! Nie tylko dla własnej przyjemności obcowania z ukochaną muzyką i ulubionymi artystami, ale także dla nich - bo przecież sytuacja, którą mamy, w nich uderzyła najmocniej. 
Podziwiam bardzo dziesiątki inicjatyw artystycznych, podejmowanych w realu, ale przede wszystkim online, dzięki którym artyści nie tracą kontaktu ze swoją misją i mogą po prostu pracować. Kibicuję więc wszystkim tym inicjatywom, a sama staram się uczestniczyć w jak największej ich liczbie, choć musze przyznać, że koncertu na żywo nic nie jest mi w stanie zastąpić. 
Dlatego - mimo obaw - wybrałam się na jeden z koncertów festiwalu Muzyczne Ogrody 26 października na Zamek Królewski w Warszawie, podczas którego grupka muzyków - dwoje wokalistów (mezzosopraniska Wanda Franek i kontratenor Michał Sławecki) i trójka instrumentalistów (Klaudyna Żołnierek, Anna Sikorzak-Olek i Błażej Goliński) zaproponowali program nazwany skromnie Opera Minima. Program skrojona na czasy epidemiczne, trwający nico ponad godzinę, a złożony z przebojowych arii Georga Friedricha Haendla i Claudia Monteverdiego, przeplatanych dawnymi pieśniami, takimi jak Greensleves czy Scarborough Fair i utworami instrumentalnymi, dającymi możliwość popisu trójce instrumentalistów - harfistce, wiolonczeliście i lutnistce. 

Bohaterowie wieczoru: Michał Sławecki i Wanda Franek; fot. IR
Próba zastąpienia trójką instrumentalistów barokowej orkiestry była oczywiście z góry skazana na niepowodzenie, dlatego muzykę przearanżowano w taki sposób, aby akompaniament tworzył zupełnie nową jakość - oryginalną i subtelną. 
Na pierwszym planie brzmiały więc głosy, a oba są warte zauważenia i komplementów. 
Wandę Franek słyszę niestety rzadko, choć jej występ w 2015 roku w Haedlowskim Sosarme w Krakowskich Sukiennicach mocno zapadł mi w pamięć - była wówczas zdecydowaną gwiazdą koncertu. Z przyjemnością słuchałam wczoraj jej głębokiego głosu i umiejętności interpretacji wyrazistej i poruszającej nawet we fragmentach arii. Kołysanka z Koronacji Poppei Monteverdiego czy przebojowe Ombra mai fu z Haendlowskiego Kserksesa były znakomite. 
Michał Sławecki dysponuje czystym sopranowym głosem, którym wykonał m.in. przewrotnie jedną z najbardziej "kobiecych" arii Haendla, czyli Ah, mio cor z opery Alcina
Publiczności podobały się najbardziej duety, a zwłaszcza słynne Son nata a lagrimar z Gulio Cesare - fantastycznie zaśpiewane i zinterpretowane przez oboje. To była prawdziwa przyjemność!

niedziela, 25 października 2020

Ogrody Muzyczne na Zamku Królewskim

Wykonawcy Opera Minima na fot. Tomasza Budzyńskiego
Niestety, łudziłam się, że po wiosennej zapaści wrócimy powoli do życia artystycznego. Zaczynało się
powoli budzić w realu życie muzyczne, na kilka koncertów udało mi się nawet pójść, choć widownia była bardzo ograniczona, koncerty skrócone do godziny, obowiązywał dystans i maseczka. Jednak pandemia nie odpuszcza, a w ostatnich tygodniach wręcz lawinowo rośnie. Uczestnictwo w koncertach w zamkniętej przestrzeni sali koncertowej stwarza bardzo duże ryzyko. Co ma robić meloman w takiej sytuacji?

Polska Opera Królewska odwołała ostatnio koncerty. Bydgoska Scena Barokowa realizuje wydarzenia w obowiązującym reżimie sanitarnym. Festiwal Eufonie także. Co będzie dalej? Co z festiwalem Actus Humanus w grudniu? Nikt tego nie wie.

Póki co zbieram się na odwagę i wybieram na koncert na Zamku Królewskim w ramach Festiwalu Ogrody Muzyczne. Już jutro 26 października o 18.30 doborowa grupka muzyków ( tym Michał Sławecki i Wanda Franek oraz trójka instrumentalistów: Klaudyna Żołnierek, Anna Sikorzak-Olek i Błażej Goliński) zaprasza na koncert Opera Minima na Zamek Królewski W programie m.in. Bach, Haendel i Monteverdi. Znając przepiękne głosy Michała Sławeckiego i Wandy Franek (jej znakomita partia w Sosarme, re do Media w Sukiennicach w 2015 roku tkwi mi w pamięci do dziś!), będzie to 80-minutowa uczta. Tak więc odważę się chyba, bo bez koncertów - jak tu żyć!