niedziela, 19 lipca 2020

"Rodelinda" reaktywacja (no, prawie)

W czasach dawno minionyuch, czyli kilka miesięcy temu, Polska Opera Królewska zapowiadała na lipiec tego roku wznowienie swojej marcowej premiery, czyli Haendlowskiej Rodelindy (o tym spektaklu tutaj). Jak wiadomo koronawirus zrewidował wszystkie plany, także ten. A brutalnie mówiąc - wywalił je w kosmos. Tak więc zapowiedź przedstawienia koncertowej wersji tej opery 17 lipca w Teaterze Królewskim w Łazienkach zelektryzowała fanów. Kto żyw, pędził do Łazienek, żeby znów zanurzyć się w magiczny świat barokowego artycydzieła.
Wersja koncertowa to zapowiedź nieco na wyrost. Opera Haendla trwa ponad trzy godziny, co w obecnych popandemicznych czasach jest nie do zrealizowania. Udział w koncercie to wg epidemologów spore zagrożenie zdrowotne zarówno dla artystów, jak i dla publiczności. Ale czego sie nie robi z miłości do baroku!
Ze spektaklu wybrano 10 arii, trzy recytatywy, duet i finalny chór. Spektaklu sie z tego nie dało skleić, ale piękny koncert - jak najbardziej!

Grupa wykonawców piątkowego koncertu w Łazienkach; fot. IR

Otrzymalismy więc cztery arie tytułowej bohaterki w bajecznym wykonaniu Olgi Pasiecznik. Mistrzymi scenicznej emocji nie zawiodła. Jej interpretacje za każdym razem wywołują zachwyt i... dreszcze!
Dwa redytatywy i dwie arie wykonał Kacper Szelążek jak Bertarido, w tym brawurowe Vivi tiranno!, którym wzbudził entuzjazm garstki widzów dopuszczonych do tego wydarzenia. Ten jeden z najlepszycjh obecnie polskich kontratenorów ma zdecydowanie świetny okres, od czasu gdy obserwuję jego karierę, chyba najlepszy. Oby mógł go wykorzystać na scenie!
No i oczywiście oboje, czyli Pasiecznik i Szelążek zachwycili interpretacją słynnego duetu Io t'abbraccio - jednego z najpiekniejszych lirycznych duetów Haendla.
Pozostali bohaterowie także mieli swoje pięć minut. Grimoaldo, czyli Sylwester Szmulczyński wykonał jeden recytatyw i dwie arie. Eudige interpretowała Joanna Talarkiewicz - z dużą ekspresją. Arię Unulfa zaśpiewał Rafał Tomkiewicz, przepięknie, podobnie jak na premierze. Ogromnie żałuję, że pandemia pokrzyżowała plany i nie pozwoliła mu zaistnieć w partii Bertarida, jak było to wcześniej planowane. Jestem ogromnie ciekawa, jak by ją zinterpretował.
I w końcu jako czarny charakter Garibaldo wystapił Paweł Michalczuk, którego przed tygodniem mogliśmy posłuchać na premierze La serva padrona Pergolesiego. W dynamicznej basowej arii Tuo drudo e mio rivale wypadł naprawdę świetnie!
Ale prawdziwi bohaterowie tego koncertu to Capella Regia Polona prowadzona przez Krzysztofa Garstkę. Orkiestra grała zankomicie! Muzycy, choć przez miesiące pozbawieni możliwości występów na żywo, z pewnością nie próżnowali. Orkiestra wciąż dojrzewa i wciąż robi postępy. Brawurowa Uwertura, była zapowiedzią świetnego koncertu, a całość spełniła te oczekiwania. Brawo Capella! Trzymam za was kciuki równie mocno, jak za solistów. Mam nadzieję, że będzie wiele okazji do posłuchania was na scenie.

poniedziałek, 13 lipca 2020

Małe a cieszy!

Twórcy La serva padrona w komplecie; fot. IR
No i doczekaliśmy się pierwszej premiery od wybuchu pandemii. Polska Opera Królewska sięgnęła po popularne komediowe intermezzo Giovanniego Battisty Pergolesiego La serva padrona. Przygotowano dwie premiery - 4 i 11 lipca, w dwóch obsadach. Miałam przyjemność zobaczyć drugą z nich, w której wystąpił młody duet śpiewaków: Aleksandra Klimczak i Paweł Michalczuk. Sceniczną błahostkę - uroczą, ale mocno staroświecką - starano się ożywić wyrazista grą aktorską pary protagonistów i wprowadzeniem potrójnej postaci służącego Vespone w osobach trzech mimów. Jak na pierwszą premierę w arcytrudnych czasach i warunkach wypadło to nieźle. Więcej wrażeń tutaj.
A Polska Opera Królewska imponuje swoją aktywnością. Ponieważ wznowienie spektaklu operowego w całości nie jest obecnie możliwe, POK zaprasza na wersję koncertową, a właściwie wybór arii ze swojej ostatniej barokowej premiery czyli Haendlowskiej Rodelindy. Już w piątek na scenie w Łazienkach Królewskich będzie można przypomnieć sobie, jak to było jeszcze tak niedawno i uświadomić, ile straciliśmy - mam nadzieję, że nie bezpowrotnie.