niedziela, 29 listopada 2015

"Furie d'amore" w Łazienkach Królewskich

Fot. I. Ramotowska
Warszawska Opera Kameralna zaskakuje nas czasem zupełnie nowymi i niekonwencjonalnymi
pomysłami. Jednym z nich był dzisiejszy koncert w Teatrze Stanisławowskim w Łazienkach Królewskich prezentujący wybór znanych i lubianych arii z oper Georga Friedricha Haendla.
Miejsce na koncert świetne - teatr w Starej Pomarańczarni ma odpowiedni klimat i całkiem dobrą akustykę, a muzyka barokowa brzmi w nim wyśmienicie.
Więcej w relacjach.

wtorek, 24 listopada 2015

Le tarantelle del rimorso

Pino de Vittoria; mat. prasowe FN
24 listopada w sali koncertowej Filharmonii Narodowej zapanował niezwykły nastrój.
Znaleźliśmy się mianowicie na południu Włoch, w zupełnie specyficznym emocjonalnie klimacie. Trzeba przyznać, że muzyka tradycyjna o lekko etnicznym zabarwieniu, zwana też niekiedy muzyką korzeni, cieszy się ostatnio rosnącym zainteresowaniem. Okazuje się bowiem, że przekazywane z pokolenia na pokolenie i spisywane przez etnografów tradycyjne pieśni z południa Włoch, Sycylii czy Korsyki zachwycają słuchaczy swoim niepowtarzalnym brzmieniem, liryką i ekspresją. Wielu wybitnych i zupełnie „nieludowych” artystów odkrywa ten repertuar – XVII-wieczne melodyjne i rytmiczne tarantelle, ciaccone i canzone zagościły na stałe w repertuarze takich grup jak L’Arpeggiata czy Accordone. Odkryto też zapomniane lub nieobecne wcześniej na scenach dialekty i języki, a zjawiska takie jak uliczne pieśni dawnego Neapolu czy polifonia korsykańska stały się znane i obecne zarówno na scenach, jak i na nagraniach płytowych.
Pino de Vittoria, śpiewak i instrumentalista pochodzący z Apulii, należy do mniej popularnych, ale równie znakomitych wykonawców tego rodzaju muzyki, głównie neapolitańskiej. Jego śpiew charakteryzuje silna, niekiedy nawet przesadna ekspresja. Śpiewa z towarzyszeniem gitary lub perkusji, a barwą głosu i sposobem jego modulacji maluje zdumiewające i nasycone lirycznym wyrazem brzmienia.
To jego głos, obok ciepłego tenoru Marca Beasley'ego, mogliśmy słyszeć na słynnej płycie Fra'Diavolo z uliczną muzyką dawnego Neapolu. Zadziwiające, że taki artysta trafił do warszawskiej filharmonii!

niedziela, 15 listopada 2015

Niemiecka muzyka z włoską duszą

Elena Andreyev - wiolonczela barokowa; fot. mat. prasowe FN
Dzisiejszy koncert, ostatni z pierwszej edycji cyklu Po prostu... Filharmonia!, której nadano nieco przegadany tytuł Muzyka dawna, ale czy na pewno "dawna"?, miał w swoim założeniu skonfrontować muzykę niemiecką XVII wieku z jej niedościgłym wzorem i źródłem, muzyką włoską tego czasu. Dlatego nazwano go Niemiecka muzyka z włoską duszą, a na scenie zawitał niewielki zespół instrumentalistek (portatyw/klawesyn, arcylutnia, harfa i wiolonczela) i dwie młode sopranistki (zespół Ground Floor), mierząc się z mniej i bardziej znanym repertuarem XVII-wiecznym.
Oczywiście wiadomo, że Włosi wówczas wyznaczali kierunki, eksperymentowali, tworzyli kanony i schematy muzyczne, a włoski rynek - zarówno kompozytorów, jak i wykonawców - narzucał swój styl całej Europie. We Włoszech, a ściślej w Wenecji, pełną parą pracowały drukarnie muzyczne, których produkcja stanowi dziś najcenniejsze muzyczne druki w znanych bibliotekach. Każdy renomowany dwór - władców, książąt, dostojników kościelnych - miał swojego Włocha lub do Włoch wysyłał swojego rodzimego kapelmistrza na nauki "u źródeł". Włochy były centrum muzycznego świata.
Dzisiejszy koncert został skonstruowany tak, aby zaprezentować dzieła i dziełka kompozytorów niemieckich i skonfrontować je z utworami włoskimi. Dlatego najpierw słuchaliśmy pieśni Johanna Hermanna Scheina, chorałowych wariacji Johanna Ulricha Stegledera, wybranych utworów Samuela Scheidta, subtelnej toccaty Johanna Jacoba Forbergera, a wreszcie pieśni i madrygałów Heinricha Schutza. A po nich na scenie zawitali Włosi: toccata Giovanniego Gabrieli i galiarda nr 6 Alessandra Picciniego i wreszcie słynne i tak dobrze znane: psalm Laudate Dominum in sanctis eius, subtelna i liryczna Tempro la cetra, e per cantar gli onori i wreszcie przepiękny duet Zefiro torna e di soavi accenti Claudia Mnteverdiego.
I już dobrze wiedzieliśmy, dlaczego to Włosi wyznaczali wówczas trendy i stanowili artystyczny wzór dla XVII-wiecznej Europy! Chyba nieco wbrew intencjom twórców tego koncertu przekonaliśmy się dowodnie, że włoska dusza tak naprawdę istnieje w muzyce włoskiej, a w niemieckiej? No cóż...

czwartek, 12 listopada 2015

Niemieckie zabawy na consort viol da gamba

Zespół L'Acheron; fot z materiałów prasowych FN
Kiedy pięć lat temu po raz pierwszy słuchałam muzyki XVII-wiecznej w wykonaniu consortu viol da gamba - a było to na śp. festiwalu Masovia goes baroque! - była to muzyka kompozytorów angielskich, a prezentował ją zespół Phantazm.
Minąć musiało aż pięć laty, żeby można było posłuchać podobnego brzmienia, tym razem na kolejnym koncercie z cyklu Po prostu... Filharmonia! Muzyka dawna, ale czy na pewno dawna"?  słuchaliśmy utworów tanecznych ze zbioru Ludi Musici Samuela Scheidta. Wśród polskiej publiczności to kompozytor mało popularny, znany zapewne garstce znawców i muzykologów. Już więcej mówi nazwisko jego słynnego nauczyciela Jan Peterszoona Sweelincka, holenderskiego pedagoga i kompozytora zwanego Orfeuszem z Amsterdamu. Tymczasem Scheidt był wziętym artystą, piastował też posadę nadwornego organisty na dworze w Halle. Jednym z jego dzieł jest wielotomowy zbór muzyki ludowej opublikowany własnie pod tytułem Ludi Musici. Międzynarodowa grupa L'Acheron prowadzona przez Francois Joubert-Cailleta zaprezentowała wybór utworów z pierwszego tomu tego zbioru.
Jak napisał w programie Cezary Zych: "Do muzyki dawnej musimy się po prostu nastroić [...] Musimy wytrenować w sobie obniżenie wszystkich percepcyjnych parametrów, które zostały przez naszą rzeczywistość mocno podkręcone". To nie jest proste zadanie, jednak warto podjąć ten świadomy wysiłek, żeby wreszcie poczuć "wewnętrzne rozedrganie, radość, wielobarwność" tej muzyki. Niezwykłe, magiczne brzmienie, subtelne, ale jednak pełne i szalenie bogate. Nieliczna publiczność w sali kameralnej Filharmonii Narodowej z cała pewnością odrobiła zadanie. I zyskała nagrodę wartą tego wysiłku!

poniedziałek, 9 listopada 2015

Spotkanie z przeszłością - młodzi grają barok

Dzisiejsza próba przed koncertem - zdj. udostępnione przez FN na facebooku
W Filharmonii Narodowej w Warszawie bardzo przyjemny koncert z pierwszej odsłony cyklu Po prostu... Filharmonia! Projekt 1: Muzyka dawna, ale czy na pewno "dawna"? Tym razem do salo koncertowej przy Moniuszki ściągnęli młodzi muzycy z European Union Baroque Orchestra pod kierunkiem znanego klawesynisty, dyrygenta i pedagoga Larsa Ulrika Mortensena. Repertuar dość lekki - Sonata G-dur Georga Mufata, dwie sonaty Heinricha Ignaza Franza von Bibera, Koncert d-moll na obój i smyczki Alessandra Marcella i Uwertura, Suita i Conclusion D-dur Georga Philippa Telemanna.
Młodzi instrumentaliści pełni zapału i entuzjazmu, widać, że gra sprawia im autentyczną frajdę. Ten nastój udzielał się łatwo młodej w większości publiczności, która nawet wymusiła dwa bisy. Pochwalić należy młodą oboistkę - w koncercie Marcella naprawdę dawała radę. Ale najgłębsze ukłony oczywiście dla dzisiejszego jubilata, czyli Larsa Urlika Mortensena. mimo okrągłej sześćdziesiątki - niezwykle energiczny, wręcz roztańczony przy klawesynie, świetnie prowadził swoją młodą trzódkę.
Wielkie dzięki i sto lat!

wtorek, 3 listopada 2015

Muzyka dawna, ale czy na pewno "dawna"?

Fot. Ram Media
Jutro w Filharmonii Narodowej w Warszawie startuje pierwszy w tym sezonie projekt z cyklu Po prostu... Filharmonia! poświęcony muzyce dawnej, oczywiście. Aż pięć koncertów, bardzo różnorodnych: od solowego występu Jeana Rondeau, przez zespoły kameralne, np. Les Musicies de Sain-Julien, aż po prawdziwą orkiestrę, czyli European Union Baroque Orchestra.
Szczegółowy program w naszym kalendarium, a tu tylko lekko smutna konstatacja, że to jedyne koncerty w Warszawie, które nie rujnują portfela melomana.
Więc naprawdę warto!