poniedziałek, 16 września 2019

Ile koncertów może pomieścić jeden weekend?

Wrocław Baroque Ensemble pod batutą Andrzeja Kosendiaka; fot. IR
Renesansowi myśliciele parodiowali scholastyczne wywody Tomasza z Akwinu, rozważając, ile diabłów może się zmieścić na łebku szpilki. To zdanie kołatało mi się po głowie w ostatnim tygodniu, kiedy biegałam z koncertu na koncert, usiłując pogodzić chęć uczestnictwo w Festiwalu Oper Barokowych w Warszawie z festiwalem Wratislavia Cantans we Wrocławiu. Ile koncertów jestem w stanie "zaabsorbować"?
Po pojedynku kontratenorów na Zamku, fantastycznym Saulu i próbie generalnej Acisa, Galatei i Polifema w Warszawie, w końcu wylądowałam we Wrocławiu na wyczekiwanej od dawna Judycie triumfującej. W najbliższych dniach wrócę do tych koncertów i zaproponuję na ich temat dłuższe teksty - myślę tu oczywiście o Saulu, Acisie i Judycie.
A dziś kilka słów o sobotnim wrocławskim koncercie w kościele akademickim zatytułowanym poetycko Weneckie inspiracje. Zawierał głównie kompozycje Mikołaja Zieleńskiego ze zbiorów  Offertoria totius anni Communiones totius anni. Zieleński, maestro di capella na łowickim dworze arcybiskupa Wojciecha Baranowskiego, ówczesnego prymasa, ułożył i - co ważne - wydał w 1611 roku w Wenecji zbiory swoich kompozycji. Są to przede wszystkim dzieła polichóralne (Offertoria), ale i utwory sześciogłosowe z obsadą instrumentalną. Co ciekawe - niektóre pojawiają się w dwu wersjach: z zapisem z ornamentacjami (tzw. gorgia) i bez ozdobników. Oba zbiory ułożył Zieleński w cykle roku liturgicznego, co charakterystyczne - polskiego roku, który nie do końca pokrywa się z zachodnim jeśli chodzi o popularność niektórych świąt.
Kompozycje Zieleńskiego tkwią silnie w typowej dla tego czasu estetyce muzycznej, choć są całkiem zgrabne i słuchało się ich z prawdziwą przyjemnością. Zasługa w tym oczywiście Wrocław Baroque Ensemble - niewielkiego zespołu instrumentalistów i grupy dwunastu śpiewaków prowadzonych przez dyrektora Narodowego Forum Muzyki Andrzeja Kosendiaka. Koncert zadedykowano twórcy festiwalu Andrzejowi Markowskiemu w 95. rocznicę urodzin.
W festiwalowym programie podano z dumą, że Zieleński był jedynym polskim kompozytorem, któremu udała się wówczas taka sztuka - przygotowanie i wydanie w prestiżowej weneckiej oficynie Giacoma Vincentiego swoich własnych kompozycji. Wenecja była wówczas - na przełomie XVI i XVII wieku jednym z najważniejszych centrów muzycznego świata. Ja jednak - zamiast dumy - poczułam smutek. Nawet nie z tego powodu, że Zieleński to nie Monteverdi, ale przede wszystkim dlatego, że był jedyny. Tak że tak...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz