czwartek, 4 lipca 2019

Cavalli by Jaroussky

Philippe Jaroussky i zespół Artaserde, ICE Classic 2019;
fot. IR
Francesco Cavalli jest kompozytorem trochę niedocenianym. W panteonie XVII wieku przyćmiewa go gwiazda wcześniejszego i bardziej znanego Claudia Monteverdiego. A przecież Cavalli  skomponował 42 opery, a L'Ercole amante - wystawiona na paryskim dworze z okazji zaślubin Ludwika XIV z Marią Teresą - była jednym z najgłośniejszych przedsięwzięć operowych swoich czasów (trwała sześć godzin!).  Współcześnie Cavallego niemal się nie wystawia, a Eligabalo sprzed trzech lat z Franco Fagiolim w roli tytułowej to chlubny wyjątek.
Muzyka Cavallego to kwintesencja opery XVII-wiecznej z jej dramatycznymi recytatywami i śpiewnymi ariami. Jest na pewno krokiem dalej w ewolucji opery włoskiej w stosunku do Monteverdiego, zwłaszcza jeśli chodzi o "łatwość" jego muzyki. Powodzenie Cavallego zależało w dużym stopniu od przychylności weneckiej publiczności, podawał jej więc takie "kawałki", jakie się wówczas podobały. A miał dużą zdolność tworzenia muzyki różnorodnej i bardzo wdzięcznej.
Philippe Jaroussky wydał własnie płytę z ariami z kilku oper Cavallego i krakowski koncert był wydarzeniem promującym tę płytę i w całości poświęconym sinfoniom i ariom z oper Cavallego. Bardzo udatnie dobranych. Są więc arie brawurowe (aria Cyrusa z opery Ciro), liryczne (Ombra mai fu z Xerse), taneczne (aria Eumeny z Xerse), żartobliwe (aria Nerilla z Orminda) i wreszcie - w czym Jaroussky jest niezrównany - ekspresyjne lamenty (Misero Apollo z opery Gli amori d'Apollo e di Dafne czy lament Cyrusa z opery Ciro). Poszczególne arie przeplatały podczas koncertu sinfonie z oper Ercole amante, Eligabalo, Doriclea, Orione, Gli amori d'Apollo e di Dafne, Giaskone i Egisto. Nastrój był więc zmienny, a pewna monotonia charakterystyczna dla muzyki tego okresu w ogóle nie dawała się odczuć. Przede wszystkim dzięki znakomitej grze zespołu Artaserse - instrumentaliści w tym repertuarze czuli się naprawdę wyjątkowo dobrze. a mimo niewielkiego, zaledwie 12-osobowego składu grali "na bogato". Znakomicie się przy tym rozumieją z solistą, któremu towarzyszą przecież od lat.
No i sam Jaroussky! Trzeba przyznać, że potrafi dobierać sobie repertuar odpowiedni do aktualnych warunków głosowych. A te się niestety zmieniają i - jak to u kontratenorów - z wiekiem słabną. Dlatego w pełni rozumiem, dlaczego wybiera teraz głównie repertuar XVII-wieczny - potrafi go śpiewać lirycznie i ekspresyjnie, nie forsując głosu, zwłaszcza w górnych rejestrach.
No i ten sceniczny wdzięk! Mimo uwielbienia publiczności, nie pozuje na gwiazdora, któremu woda sodowa uderzyła do głowy. Bezpośredniością i poczuciem humoru potrafi ująć największych sceptyków. A poza tym jest wciąż świetny! Głos Jaroussky'ego, nawet osłabiony i wyraźnie niższy, jest wciąż czysty i lekki, technicznie bardzo sprawny i czarująco liryczny.
A wykonane na jeden z czterech bisów Si dolce e il tormento Monteverdiego przypomniało mi, dlaczego ten blog i związana z nim strona własnie tak się nazywają!

2 komentarze:

  1. Gosia Cichocka4 lipca 2019 12:42

    Wielkim propagatorem twórczości Cavallego jest argentyński dyrygent Leonardo Garcia Alarcon. W ostatnich trzech latach poprowadził przedstawienia wspomnianego "Eliogabala", w 2016 operę Giasone" w Genewie a w 2017 "Erismenę" na festiwalu w Aix-en-Provance z J.J.Orlińskim w jednej z głównych ról.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobrze, że ktoś przywraca twórczość Cavallego do współczesnego kwiobiegu operowego. Szkoda, że u nas nie ma na to szans.

    OdpowiedzUsuń