Jubilatka w objęciach dyrektora POK; fot. IR |
W pierwszej części usłyszeliśmy więc na wstępie koncert Telemanna, a po nim świecką kantatę Bacha Non sia che sia dolore BWV 209 (w języku włoskim) na sopran solo i zespół kameralny. Ale dopiero w drugiej części poświęconej przebojowym ariom z oper Haendla (m.in. Kleopatry z Juliusza Cezara, Almireny z Rinalda i Morgany z Alciny) Marta Boberska poczuła się naprawdę swobodnie i pokazała swoje głosowe i interpretacyjne możliwości. A przecież wiemy, że są znakomite. I to w bardzo szerokim repertuarze: od Monteverdiego po Mozarta!
Zaskakująca była kiepska forma orkiestry, która w pierwszej części wyraźnie grała bez precyzji i zaangażowania. W takiej formie lepiej nie brać się za Bacha! Na szczęście w drugiej muzycy nieco się ożywili i starali się przynajmniej nadążyć za świętującą solistką. To wzbudziło mój ostrożny optymizm co do marcowej premiery Haendlowskiej Rodelindy.
Marta Boberska po obowiązkowym bisie i średnio udanej laudacji dyrektora POK Andrzeja Klimczaka zeszła ze sceny z trudem dźwigając imponujące naręcza kwiatów. Życzymy dalszych lat udanego śpiewania i wielu artystycznych satysfakcji!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz