środa, 4 lipca 2018

Don Giovanni - próba generalna

Jutro, 5 lipca oficjalna premiera Don Giovanniego i inauguracja Festiwalu Polskiej Opery Królewskiej w Łazienkach. A wczoraj dyrektor Peryt umożliwił nam uczestnictwo w pierwszej próbie generalnej spektaklu. I mimo jeszcze dość roboczego charakteru przedstawienia i wynikających z tego problemów - z ruchem scenicznym i swobodą gry w kostiumach, a także zgraniem solistów i orkiestry - był to spektakl bardzo dobry i z pewnością wart polecenia.
Widzieliśmy pierwszą z obsad (mają być trzy), która będzie śpiewała na jutrzejszej premierze.

Don Giovanni zabija komandora;  M. Czerski / Polska Opera Królewska
Na warsztat wzięto pierwszą, praską wersję, nieco krótszą od wiedeńskiej, bez kilku pięknych arii - ale całości to nie zaszkodziło. Przedstawienie było zwarte, dobrze i konsekwentnie zbudowane, z logicznie i zrozumiale prowadzoną akcją - mimo bariery językowej i braku polskich napisów - które zwykle spektaklom w języku oryginału towarzyszą. Ale w końcu - kto nie zna tej historii!
Uderzająca była dla mnie nieco inna niż zwykle i niż się spodziewałam interpretacja roli tytułowej. Don Giovanniego można widzieć różnie - jako wyrachowanego cynika, libertyna, oziębłego uczuciowo seksoholika, a nawet ukrytego impotenta. Jednak reżyser poszedł tu ścieżką prostą, a Robert Gierlach (w dobrej dyspozycji głosowej i aktorskiej) konsekwentnie i brawurowo ją zrealizował. Jego Don Giovanni to arogancki i pełen pychy prostak, typowo "przemocowy" na wielu poziomach: słownie, seksualnie i w końcu czysto fizycznie. Jest górą, ponieważ jest silniejszy - bogatszy, sprytniejszy, brutalniejszy i pozbawiony skrupułów. Jego działaniom nie towarzyszy żadna wyrafinowana filozofia. Ot, rozdaje kopniaki na prawo i lewo i brak w tym jakiegokolwiek drugiego dna.
Podobnie trzy - jakże różne i jak niezwykłe - postacie kobiece. Także wydają się stosunkowo jednoznaczne, choć każda znaczy coś innego.
Donna Anna to postać tragiczna - ofiara Don Giovanniego, który brutalnie ją napastuje (gwałci?), zabija jej ojca i rujnuje życie. Olg Pasiecznik jak nikt inny potrafi nasycić swój śpiew emocją i dramatem. Jej Donna Anna jest tragiczna, rozdzierająca, chwytająca za gardło.
Donna Elwira, Zerlina i Donna Anna w jednym z tercetów;
fot.  M. Czerski / Polska Opera Królewska.
Donna Elwira z kolei swoim natręctwem i brakiem godności prowokuje Don Giovanniego do kolejnych upokorzeń. Bezradność, z jaką je przyjmuje, balansuje - w interpretacji Anny Wierzbickiej dość udanie - pomiędzy groteską a budzeniem współczucia.
Zerlina w interpretacji Marty Boberskiej przypomina nieco jej Zuzannę z poprzedniej premiery POK, czyli Wesela Figara. Jest zalotna, wdzięczna i bardzo słodka, a pod tą maską skrywa się mała spryciara, która manipuluje mężczyznami. Z Don Giovannim jej się nie udaje, ale już Masetto daje się wodzić za nos bez wysiłku.
Wszystkie trzy solistki śpiewają świetnie i konsekwentnie realizują wizję reżysera - co z półmetrowymi perukami na głowach nie jest chyba proste!  Ale o kostiumach za chwilę.
Andrzej Klimczak jako Leporello wyjątkowo mi w tej roli odpowiadał. Zawsze podziwiałam jego warunki głosowe, a tym razem dał z siebie dużo także aktorsko. Sylwester Smulczyński jako Don Ottavio miał do zaśpiewania tylko jedną arię, ale podał ją z imponującą wirtuozerią!
Ryszard Peryt przygotowuje swoje produkcje dość tradycyjnie - daleko tu do tzw. reżyserskiego nurtu w operze. Soliści nie dialogują, a śpiewają "do publiczności". Trochę jak w wersji koncertowej. Ale koncepcja była zrealizowana konsekwentnie i jeśli się taką manierę przyjmie - można nad jej sztucznością przejść do porządku.
Duże wrażenie robiła oprawa plastyczna - nie scenografia uproszczona do granic, a właściwie niemal nieobecna - a kostiumy. Stylizowane na XVIII-wieczne, kojarzące się z malarstwem weneckim: rozpięte na rusztowaniach krynoliny, wysokie peruki pań oraz trójgraniaste kapelusze i powłóczyste peleryny panów. Marlena Skoneczko ograniczyła paletę barw do czerni, bieli i srebrzystej szarości z mocnymi akcentami czerwieni, co nie tylko mocno działało, ale też dało efekt plastycznego wysmakowania.

Don Giovanni finał;  M. Czerski / Polska Opera Królewska.
Orkiestrę prowadził młody dyrygent Łukasz Borowicz, momentami ponosił go temperament, podkręcał tempo i muzycy dostawali lekkiej zadyszki. Przygnębiająca jest ciasnota wąskiego kanału, w którym cała orkiestra pomieścić się nijak nie może. Muzycy ponadto często wchodzili w kostiumach na scenę, co stanowiło dla nich zapewne dodatkowe i wcale niełatwe zadanie.
Podczas festiwalu przewidziano tylko trzy spektakle arcydzieła Mozarta. Na pewno warto wybrać jeden z lipcowych wieczorów na spotkanie z Don Giovannim w najpiękniejszej operowej sali w Warszawie!

2 komentarze:

  1. Partię Don Giovanniego śpiewał Robert Gierlach a za kostiumy odpowiedzialna była Marlena Skoneczko.

    OdpowiedzUsuń