niedziela, 29 sierpnia 2021

"Dolcissima mia vita" w Filharmonii Narodowej

Festiwal Chopin i jego Europa nie jest w moim kalendarzu festiwalem numer jeden, ale oczywiście staram się uczestniczyć we wszystkich barokowych wydarzeniach podczas tej imprezy. W tym roku wypatrzyłam dwa ważne koncerty z tej właśnie puli i trzeba przyznać, że oba były w swoim gatunku doskonałe!

Soliści wtorkowego koncertu i orkiestra Collegium 1704,
ostatni po lewej Vaclav Fuks; fot. IR
W wtorek 24 sierpnia wystąpił znany i wielokrotnie obecny w Polsce (choćby w końcu lipca na festiwalu Sopot Classic) zespół z Pragi Collegium 1704 – zarówno zespół wokalny, jak i orkiestra – prowadzone przez Vaclava Fuksa. W pierwszej części usłyszeliśmy fragmenty Missa Triumphalis Marcina Mielczewskiego i Missa 14 Bartłomieja Pękiela, w drugiej – Missa 1724 Jana Dismasa Zelenki, kompozytora, w którego twórczości specjalizuje się ta czeska orkiestra. Ukłon w polską stronę okazał się udany – zarówno kompozycje Mielczewskiego, jak i fragmenty mszy Pękiela, zagrane w kameralnym składzie instrumentalnym, subtelnie i z właściwym muzyce XVII-wieku liryzmem, pięknie zabrzmiały w wykonaniu czeskiego ensemblu. Swoje skrzydła rozwinęli w pełni jednak dopiero podczas mszy Zelenki. Msza 1724 nie powstała jako jeden cykl, została złożona przez Luksa z kilku osobnych fragmentów, jednak skomponowanych przez Zelenkę mniej więcej w tym samym czasie. A był to dla kompozytora trudny okres po stracie ojca – nastrój żałobny dało się uchwycić także w tej mszy. Zarówno skład instrumentalny orkiestry, jak i znakomity chór, którego członkowie śpiewali również partie solowe były wykonane znakomicie i koncert zakończył się zasłużoną owacją na stojąco!

Maestro Herreweghe (na zdjęciu tyłem) prowadzi swoją
genialną maszynerię
Zupełnie inny nastrój zapanował w filharmonii w piątek 27 sierpnia. Z programem Dolcissima mia vita wystąpił zespól wokalny Collegium Vocale Gent prowadzony przez Philippe'a Herreweghe. I było to
prawdziwe misterium! Artyści wykonali cztery pięciogłosowe madrygały z piątej księgi (1611) Carla Gesualdo. Sam Gesualdo to postać godna filmu, a może nawet thrillera – książe, dziwak i odludek, pasjonat muzyki i kompozytor, a zarazem szaleniec i morderca – a całe to pomieszanie znakomicie widoczne w jego twórczości! Przyznam, że nie znam jej bardzo szczegółowo, najbardziej znane są chyba Responsoria tenebrae i tych udało mi się kilkakrotnie wysłuchać. Na piątkowy koncert wybrano cztery madrygały świeckie, które jednak pełne są właściwej temu kompozytorowi niebywałej ekspresji, muzyki pełnej dysonansów i kontrastów, przepełnionej bólem i goryczą, tak silnie kontrastującymi z tytułowym wyznaniem o 'najsłodszym życiu'. Ale największe wrażenie zrobiło na mnie zupełnie niebywały wykonanie – śpiewacy prowadzeni ręką mistrza Herreweghe funkcjonowali jak jeden organizm, każdy głos słyszalny osobno, a równocześnie wszystkie fantastycznie współbrzmiące, z wyrazistą dynamiką, intensywną i poruszającą harmonią. Tak perfekcyjnego 'zgrania' zespołu wokalnego chyba jeszcze nie słyszałam. Może tylko w 2016 podczas koncertu Huelgas Ensemle Paula van Nevela. Nawet opisywany przeze mnie niedawno w superlatywach występ nomen omen The Gesualdo Six w Świdnicy nie zrobił na mnie takiego wrażenia. Absolutna perfekcja, prawdziwe misterium muzyki i emocji, z których nie sposób się otrząsnąć, wielka klasa. Cudowny wieczór!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz