Samson Haendla w Krakowie; fot. IR |
To jedno z późniejszych oratoriów mistrza - rówieśnik Mesjasza - podobno w czasach Haendla popularnością biło go na głowę. Dzieło ogromne nie tylko ze względu na wielkość aparatu wykonawczego - soliści, chóry, orkiestra - także bardzo długie (240 minut!, w tym tylko dwie krótkie przerwy). Kocham opery Haendla, nieco mniej późne "oratoria z trąbami", ale trąb w Samsonie nie było aż tak wiele, choć oczywiście patos i moralizatorstwa wylewały się ze sceny w hurtowych ilościach. Było też na szczęście całkiem sporo liryzmu, a nawet erotyzmu (kusicielska Dalila!), a także poczucia humoru (chełpliwy Harapha!). W ogóle akt drugi zdecydowanie najlepszy, najbardziej zróżnicowany nastrojowo, najbardziej... operowy! Całość na pewno warta wysiłku i czasu. Więcej szczegółów obsady i wrażeń - tutaj.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz