czwartek, 16 stycznia 2020

"Sigismondo" Rossiniego na otwarcie festiwalu Opera Rara

Jedną z niewątpliwych zalet nowej formuły festiwalu Opera Rara jest obecność oper w wersji scenicznej. Poprzednio mogliśmy liczyć jedynie na wersje koncertowe - choć należy przyznać, że z najwyższej półki. Jednak zobaczyć operę na scenie, ze scenografią, ruchem scenicznym, kostiumami i rekwizytami to kompletnie inna bajka! Nawet jeśli inscenizacja wzbudza kontrowersje - co jest nieuniknione - zapisuje się w pamięci zupełnie inaczej niż koncert, siłą rzeczy bliższy wysłuchaniu płyty niż uczestniczeniu w spektaklu. Dlatego podjęcie ambitnego zadania przygotowania inscenizacji operowych to niewątpliwa zaleta nowej formuły krakowskiego festiwalu.
Tegoroczna edycja proponuje nam w dodatku prawdziwy rarytas - operę Gioacchina Rossiniego Sigismondo z udziałem gwiazdy pierwszej wielkości - kontratenora Franca Fagiolego w roli tytułowej.
Sama opera - jak to zwykle bywa - mimo realizacji tematu historycznego, jest z jakąkolwiek faktografią związana dość luźno. Bohaterem jest polski król Zygmunt - choć konia z rzędem temu, kto zgadnie, o którym Zygmuncie mowa! - i jego żona Aldamira(?), niesłusznie oskarżona o zdradę przez podstępnego królewskiego ministra Władysława. Skazaną na śmierć nieszczęśnicę ratuje i ukrywa szlachetny - dla odmiany - dworzanin Ziemowit. Po latach prawda wychodzi na jaw, królowa wraca do męża i następuje zwyczajowy happy end. Jak widać przedstawianą historią nie ma co sobie zawracać głowy, trudno też podniecać się polskim wątkiem, nie ma on bowiem tutaj najmniejszego znaczenia. Prawdziwą treścią jest muzyka i o nią w tym wszystkim chodzi.
Opera miała premierę w weneckiej La Fenice 26 grudnia 1814 roku. nie odniosła sukcesu, a sam Rossini uważał, że jest... nudna. Tytułową rolę śpiewała Marietta Marcolini, wybitna śpiewaczka, która sama zabiegała o współpracę Rossiniego z weneckim teatrem. Jednak nawet ona nie uratowała opery, choć wenecka publiczność, z uwagi na nazwisko kompozytora, powstrzymała się od incydentów. Dzieło nigdy nie zyskało takiej popularności jak Cyrulik sewilski czy Wilhelm Tell. Po kilkukrotnych inscenizacjach wkrótce po premierze, dzieło zapomniano i zostało wskrzeszone dopiero w latach 90-tych ubiegłego wieku. Doczekało się nawet dwukrotnej rejestracji. Jak odbierze go dzisiaj polska publiczność? Jaki klucz inscenizacyjny zastosuje reżyserujący go Kristian Lada?
Do internetu, zwłaszcza facebooka przenikają zdjęcia z prób, trudno jednak cokolwiek z nich wnioskować. Ale przekonamy się wkrótce - gdy wskrzeszona opera Rossiniego zabrzmi na deskach Teatru im. J. Słowackiego w Krakowie. Premiera już 23 stycznia!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz