Mieliśmy w Warszawie Operę Kameralną i Festiwal Mozartowski, który od wielu lat był stałym punktem na muzycznej mapie stolicy i szczycił się inscenizacją wszystkich oper Mozarta, ciesząc melomanów nie tylko warszawskich. A przy okazji rozlegały się co jakiś czas utyskiwania, że to strasznie droga instytucja, a festiwal to rozpustny zbytek, na który nas nie stać.
No to teraz mamy dwie opery i dwa festiwale!
Warszawska Opera Kameralna pod kontrowersyjnym kierownictwem Alicji Węgorzewskiej przeprowadziła połowiczną samolikwidację, zwalniając jedną z orkiestr (Sinfoniettę), wszystkich solistów i dyrygentów. Scena przygotowuje premiery (nie za wiele), zgromadziła wokół siebie nowe grono śpiewaków (nie wiem, na jakich warunkach), choć co jakiś czas dochodzą nas słuchy, że współpraca zarządu z zapraszanymi artystami układa się - delikatnie mówiąc - niełatwo (link do listu Friedricha Haidera tutaj).
Obie przywołane wyżej instytucje mają - oczywiście - ambicję zorganizowania festiwalu.
Pierwsza startuje WOK - już 16 czerwca - za galą otwarcia, na która udało się zaprosić znaną solistkę Veronikę Cangemi. Do połowy lipca zaplanowano wiele koncertów i recitali, a także wystawienie: Czarodziejskiego fletu, Wesela Figara, Łaskawości Tytusa, Cosi fan tutte i Uprowadzenia z seraju. Festiwal zakończy 14 lipca gala finałowa w Teatrze Polskim.
Polska Opera Królewska nie nazwała swojego festiwalu Mozartowskim, ale stratuje 5 lipca premierą... Don Giovanniego! Pokaże oczywiście "swoje" Wesele Figara, a kończy w Teatrze na Wyspie Thamosem Mozarta. A oprócz tego - większość premier sezonu, na czele z Moniuszkowskimi Dziadami-Widmami.
Wszystko to wydaje się dość absurdalne, choć dla melomanów i wielbicieli Mozarta w sumie korzystne. Wszak mistrza nigdy nie dość. A więc do dzieła! Pojedynek na festiwale czas zacząć...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz