środa, 6 grudnia 2017

Israel in Egypt w Krakowskiej Filharmonii

Filharmonia Krakowska 3.12.2017 - Isreal in Egypt; fot;. IR
Aktywność Jana Tomasza Adamusa i prowadzonej przez niego Capelli Cracoviensis jest imponująca.
W dodatku poczynania Capelli maja w sobie często ujmująca świeżość i bezpretensjonalność - tak jak Haendlowska "Muzyka na wodzie" grana na krakowskich mostach czy Opera party w Sukiennicach, podczas którego publiczność z lampką szampana w dłoni może słuchać opery na tle "Pochodni Neron" Siemiradzkiego. Kupuję takie pomysły i jestem ogromnie wdzięczna Adamusowi i Capelli, bo ich wierność muzycznemu barokowi, a ściślej Haendlowi powoduje, że dość regularnie mamy okazje obcować z tym dla mnie bezsprzecznie największym z mistrzów XVIII-wiecznej opery.
Osobną kategorią są Haendlowskie oratoria. Capella ma ich kilka "na stanie", gra je zresztą w różnych renomowanych miejscach, ale szczęśliwie nie zapomina o krakowskiej scenie.
Tak też było w niedzielę 3 grudnia, gdy zarówno chór, jak i orkiestra Capelli Cracoviensis przedstawiła w Filharmonii Krakowskiej oratorium "Israel in Egypt" Georga Friedricha Haendla (HWV 54) - dzieło w jego dorobku szczególne. Przede wszystkim dlatego, że nie ma klasycznego libretta. Tekst oratorium budują fragmenty wyjęte wprost z Biblii i dzieje się tak tylko w dwóch przypadkach: oratoriów "Israel in Egypt" i "Messiah". Teksty obu opracowywał ten sam człowiek - Charles Jennens. Widać był specjalista od takich zadań.
Istnieją różne wersje tego oratorium, w zasadzie jest trzyczęściowe, ale część pierwszą (lament Izraelitów po śmierci Józefa) najczęściej się pomija. Po premierze w 1739 roku sam kompozytor postanowił usunąć tę część i nieco przemeblować resztę i w wersji dwuczęściowej z uwerturą oratorium zyskało sporą popularność i było wykonywane właściwie przez cały wiek XIX. Tę właśnie wersje przygotowała Capella.
Całość składa się w większość z partii chóralnych  - około dwie trzecie całości, ale mamy też recytatywy, arie i duety, czyli cały arsenał operowy. Adamus podzielił chór Capelli na dwie niewielkie sześcioosobowe grupy, a wielu chórzystów wykonywało też partie solowe. Ten zabieg spowodował, że nie mieliśmy być może tego wrażenia chóralnej potęgi, ale te partie oratorium wypadły przyzwoicie. Gorzej radzili sobie śpiewacy jako soliści, blado i cicho śpiewał alcista (Łukasz Dulewicz), ale za to duety sopranów (Joanna Radziszewska i Michalina Bienkiewicz lub Magdalena Łukawska - nie mogę zidentyfikować na podstawie programu) i basów (Jacek Ozimkowski i Sebastian Szumski) były bardzo udane.
Muzyka Israela jest specyficzna, szalenie ilustracyjna (bzyczące smyki podczas ustępu na temat plagi szarańczy czy przepiękna, wykonana pianissimo ilustracja zapadających ciemności!), ale ma w sobie Haendlowską śpiewność i liryzm. Nie jest to klasyczne dla tego kompozytora w jego późnej twórczości "oratorium z trąbami" - trąb było zresztą niewiele, a spisywały się nieźle. Nie mam tym razem żadnych zarzutów do partii instrumentalnych - Capella to naprawdę znakomita orkiestra , która na dodatek Haendla czuje i gra świetnie!
W sumie wieczór bardzo udany, czemu dała wyraz publiczność w kilku owacjach, wymuszając nawet dwa bisy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz