niedziela, 22 stycznia 2023

Orfeusz prawie romantyczny

W czwartek 19 stycznia Filharmonia Narodowa w Warszawie pękała w szwach. Odbył się mianowicie koncert nadzwyczajny - nie tylko z oficjalnej nazwy. Był nadzwyczajny również jeśli chodzi o atrakcyjność, przede wszystkim udział międzynarodowej już gwiazdy, czyli Jakuba Józefa Orlińskiego, ale również coraz bardziej cenionej orkiestry barokowej Il Giardino d'Amore pod przywództwem Stefana Plewniaka. Artyści wykonali znaną i bardzo popularną operę Christopha Willibalda Glucka Orfeo ed Euridice, i to w pierwotnej, czyli wiedeńskiej wersji włoskiej z 1762 roku.  Dla przypomnienia powstała też wersja francuska, przygotowana przez samego autora w 1764 roku i została znakomicie przyjęta - jej popularność przyćmiła nieco wersję wcześniejszą. Obecnie wykonuje się obie, choć wiedeńska, z głosem Orfeusza przeznaczonym dla kontratenora, jest coraz popularniejsza.

Ale dość historii. Spektakl czwartkowy to coś, co wypadałaby nazwać wersją półsceniczną. Bohaterowie spektaklu, czyli Jakub Józef Orliński jako Orfeusz, Natalia Kawałek jako Eurydyka i Sylwia Stępień jako Amor chętnie poruszali się po scenie (i poza nią), starali się o oddanie dramatycznych wydarzeń ruchem, mimiką i - oczywiście - niezwykle ekspresyjnym śpiewem (stąd tytuł tego posta). Sprzyjała temu konwencja, którą przyjął autor tego przedstawienia i dyrygent Stefan Plewniak. I nie myślę tu o jego bardzo specyficznym, niemal tanecznym sposobie dyrygowania. Orkiestra grała niezwykle ekspresyjnie, niekiedy w zawrotnym tempie, z silną dynamiką. Równie poruszające były partie chóralne - zresztą niezwykle dramatyczne w tej operze. Całość wypadła bardzo przekonująco, choć odbiegała od często przyjmowanej konwencji klasycznej - statycznej i posągowej.

Orfeusz i Eurydyka, czyli Jakub Józef Orliński i Natalia Kawałek na deskach Filharmonii;
fot. Jarosław Deluga

W sumie to jedno z najbardziej poruszający wykonań, jakie słyszałam (nie odbierając niczego świetnej inscenizacji Warszawskiej Opery Kameralnej z 2019 roku, którą zresztą prowadził również Stefan Plewniak). Natężeniem emocji bardzo mi przypominała kontrowersyjną inscenizację Mariusza Trelińskiego w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej z 2009 roku (kontrowersyjną przede wszystkim za zmianę materiału autorskiego i rezygnację z happy endu). Ten spektakl wciąż jest do obejrzenia w Ninatece

Liczna i pełna entuzjazmu publiczność nie przypominała melomanów zwykle zasiadających na krzesłach w Filharmonii - ale to dobrze. Dzięki popularności Orlińskiego zaistniała możliwość przyciągnięcia liczniejszej i przede wszystkim młodszej publiczności. I to jego wielka zasługa.

Przy tej okazji wypada również podziękować Stefanowi Plewniakowi i muzykom Il Giardino d'Amore za niestrudzone propagowanie muzyki w cyklu Klasyka na Koszykach. Okoliczności bywają często niesprzyjające, ale entuzjazm i zaangażowanie muzyków - ogromne. Warto pochwalić i docenić tę misję znakomitych artystów!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz