Uczta Aleksandra, uczta melomana


Wratislavia Cantans, kościół św. Marii Magdaleny, Wrocław
Georg Friedrich Haendel, Alexander’s Feast, HWV 75
08.09.2015
Wykonawcy
Susan Gritton, Monika Zens, Benjamin Huller, Felix Rumpf, Dresdner Kammerchor, Wrocławska Orkiestra Barokowa, prowadzenie Paul Goodwin

Dresdenr Kammerchor; fot. I. Ramotowska
Uczta Aleksandra albo potęga muzyki popularnie jest nazywana oratorium, ale jak się okazuje, oratorium nie jest. Przede wszystkim brak w niej protagonistów – bohaterów rozgrywających się w muzycznej przestrzeni wydarzeń. Soliści są określeni tylko wysokością głosu, a cała narracja jest prowadzona w trzeciej osobie.  No i niewątpliwie jest to dzieło mniejszych rozmiarów, choć kompozytor potrafił mu nadać charakter monumentalny.
Ta powszchna omyłka bierze się zapewne z faktu, iż jest to dość późne dzieło Haendla, z okresu, kiedy pożegnał się z operą włoską, przez lata przynoszącą mu niebywałą  popularność  i niemałe dochody. Ale w latach trzydziestych XVIII wieku londyńska publiczność  miała dość oper w języku włoskim, wobec czego z właściwą sobie elastycznością kompozytor podjął  wyzwanie zasadniczej zmiany. Przerzucił się oto na monumentalne dzieła oratoryjne, komponowane do tekstów w języku angielskim. Z tego to właśnie czasu pochodzi Uczta Aleksanda.
Historia Uczty Aleksandra bierze swój początek z wydarzeń historycznych, a mianowicie opowiada o spaleniu przez Aleksandra Wielkiego pałacu w Persepolis. Na kanwie tej historii w roku 1697 John Dryden ułożył odę na dzień św. Cecylii (22 listopada), traktując to wydarzenie jako znakomity pretekst do opowiedzenia umoralniającej historii na temat potęgi muzyki, przy pomocy której królewski bard Tymoteusz manipuluje Aleksandrem i podżega go do barbarzyńskiego czynu. Oczywiście w finale pojawia się św. Cecylia, prawdziwa wynalazczyni muzyki, a przynajmniej tego jej rodzaju, który daje duszom ukojenie, i za pomocą anielskiej gry sprowadza na ziemię pokój i miłość .
Do tak napisanego scenariusza muzykę skomponował Jeremiah Clarke, jednak jego wersja zaginęła. Napisania nowej muzyki do opracowanego przez Newburgha Hamiltona tekstu Drydena podjął  się Georg Friedrich Haendel, i choć dzieło nie powstało jako kolejna oda na dzień św. Cecylii, bo skomponowane w styczniu, zaprezentowano publiczności 19 lutego 1736 roku, a ówcześni widzowie nazywali je po prostu widowiskiem, z formalnego punktu widzenia należałby Ucztę nazywać odą.

Muzycy Wrocławskiej Orkiestry Barokowej stroją instrumenty przed koncertem; fot. I. Ramotowska






















Nie to jest jednak najważniejsze. Powstał bowiem muzyczne dzieło dramatyczne, w którym pomimo innej formy niż opera, sceniczny temperament Haendla jest silnie widoczny. Mimo dystansu, który tworzy trzecioosobowa narracja i właściwego dla oratoriów komentowania wydarzeń przez chór, poszczególne fragmenty muzyki i ułożone przez Haendla recytatywy i arie są nasycone całą gamą różnorodnych, bynajmniej nie tylko patetyczno-umoralniających emocji. Mamy więc radosną, triumfalna arię zwycięstwa (Happy, happy), żałobne largo poświęcone pamięci pokonanego Dariusza, w którym powtarzane wielokrotnie słowa o upadku i samotnej śmierci króla  (Fall’n from his high estate) brzmią przejmująco zarówno w arii sopranu, jak i partii chóru. Mamy wreszcie heroiczną i wojowniczą arię wojenną (War he sung, is toil and truble), a wreszcie pełną dystansu i ironii, a nawet nieco groteskową arię sopranu, opowiadającą o znużonym i zamroczonym winem Aleksandrze, zasypiającym na łonie pięknej Thais. W drugiej części dominują głosy męskie – to przede wszystkim wojownicza aria basu podżegająca Aleksandra do zemsty (Revenge, Timotheus cries), której dramatyczny efekt wzmacnia kompozytor użyciem kotłów i trąbek, by w finale znów oddać pierwszeństwo kobiecym głosom, przywołującym wizje zstępującej świętej i jej anielskiej muzyki.
Dzięki nasyceniu muzyki różnorodnymi emocjami Uczta Aleksandra – mimo braku scenicznej akcji – nie nuż słuchaczy, a wręcz przeciwnie, trudno niekiedy nadążyć za zmiennością tonacji, nastroju, znaczeń. Niemały udział w tym wykonawców, którzy zaprezentowali Ucztę we wnętrzu wrocławskiego kościoła Marii Magdaleny, a więc przede wszystkim Wrocławskiej Orkiestry Barokowej poprowadzonej przez znakomitego dyrygenta Paula Goodwina, artysty specjalizującego się w wykonawstwie historycznym, które uprawia z ogromnym temperamentem. Podczas prowadzenia koncertu wydawał się niekiedy „tańczyć” na scenie, mową całego ciała prowadząc precyzyjnie wszystkie watki. Czyli nie tylko orkiestrę, ale również solistów – świetne wydał mi się przede wszystkim głosy męskie (tenor Benjamin Hullet i baryton liryczny Felix Rumpf), a także renomowany chór Dresdner Kammerchor, uważny za jeden z najlepszych zespołów niemieckich.

Finis!; Fot. I. Ramotowska
Mimo iż dyrektor artystyczny festiwalu Giovanni Antonini narzekał na akustykę „nieprofesjonalnych” wnętrz, w których odbywają się koncerty Wratislavii (wyrażając radość  z inauguracji nowego gmachu Narodowego Forum Muzyki, którego akustyka stoi na najwyższym poziomie), oda Haendla odnalazł się w kościele Marii Magdaleny świetnie, a wzbijające się pod wysokie sklepienie nawy głównej zarówno „barbarzyńskie” frazy Tymoteusza, jak i anielskie świętej Cecylii, brzmiały równie pięknie i monumentalnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz