Actus Humanus, Dwór Artusa
12.12.2015
Claudio Menteverdi, Libro I:
Madrigali a cinque voci; Libro II: Il secondo libro de madrigali a cinque voci;
Libro III: Il terzo libro de magrigali a cinque voci
Wykonawcy: Les Arts Florissants:
Miriam Allan, Maud Gnidzaz, Melodie Ruvio, Sean Clayton, Joao Fernandes, Paul
Agnew – dyrygent i tenor
Madrygały to specyficzna forma
artystyczna. Dla nas dzisiaj – przede wszystkim muzyczna. Ale ich proweniencja
jest przecież czysto literacka – to po prostu wyrafinowana forma recytacji
poezji dworskiej wykształcona i rozwinięta w okresie renesansu.
Claudio Monteverdi(1567–1643), jeden z najwybitniejszych kompozytorów wszech czasów, tworzył na przełomie epok renesansu i baroku. Choć uprawiał niemal wszystkie gatunki muzyczne, madrygały stanowiły jedną z jego ulubionych form. Komponował je już jako twórca bardzo młody, niespełna dwudziestoletni (Libro I powstała w 1587, kolejne – Libro II w1590, a III w 1592), w renesansowej, a właściwie manierystycznej formule, jeszcze w Cremonie. Wszystkie trzy pierwsze księgi to świadectwo rodzenia i rozwoju indywidualnego stylu kompozytora, jeszcze w formie czysto polifonicznej, wiernej tradycji prima practica. A jednak ewolucja, którą można dostrzec, świadczy o jego inwencji i wprowadzaniu do madrygału może nie nowinek, ale odstępstw od renesansowej zasady równouprawnienia głosów na rzecz ich stopniowego wyodrębnienia i przeciwstawianie sobie. A wszystko w celu osiągnięcia nowego rodzaju ekspresji – sugestywnego oddawania za pomocą muzyki prawdziwego wyrazu poezji.
Claudio Monteverdi(1567–1643), jeden z najwybitniejszych kompozytorów wszech czasów, tworzył na przełomie epok renesansu i baroku. Choć uprawiał niemal wszystkie gatunki muzyczne, madrygały stanowiły jedną z jego ulubionych form. Komponował je już jako twórca bardzo młody, niespełna dwudziestoletni (Libro I powstała w 1587, kolejne – Libro II w1590, a III w 1592), w renesansowej, a właściwie manierystycznej formule, jeszcze w Cremonie. Wszystkie trzy pierwsze księgi to świadectwo rodzenia i rozwoju indywidualnego stylu kompozytora, jeszcze w formie czysto polifonicznej, wiernej tradycji prima practica. A jednak ewolucja, którą można dostrzec, świadczy o jego inwencji i wprowadzaniu do madrygału może nie nowinek, ale odstępstw od renesansowej zasady równouprawnienia głosów na rzecz ich stopniowego wyodrębnienia i przeciwstawianie sobie. A wszystko w celu osiągnięcia nowego rodzaju ekspresji – sugestywnego oddawania za pomocą muzyki prawdziwego wyrazu poezji.
Madrygał jest formą trudną i
właściwie nieokreśloną. Muzyka podąża swobodnie z biegiem poetyckiej frazy,
stąd też jego nieregularna struktura i bardzo niejednorodna forma muzyczna, w
całości podporządkowana słowu i wyrażająca jego znaczenia. A całe mistrzostwo
kompozytora to znalezienie muzycznego wyrazu dla poezji. Zdawałoby się więc, że
bez rozumienia słów, podążanie za znaczeniem madrygału jest właściwie niemożliwe.
A jednak!
Kolejne owacje; fot. I. Ramotowska |
To chyba oznaka mistrzostwa zarówno twórcy, kompozytora, jak i wykonawców,
śpiewaków – że nawet nieznający włoskiego odbiorcy słuchali wyboru wczesnych
madrygałów Monteverdiego jak zaczarowani. Grupa śpiewaków z zasłużonego i
renomowanego zespołu Les Arts Florissants, pod przewodnictwem znanego tenora,
ale też dyrygenta i zastępcy dyrektora muzycznego zespołu, Paula Agnew,
osiągnęła w swojej interpretacji prawdziwe mistrzostwo. Wielogłosowy, czysty
śpiew nie był prostą ilustracją poezji, której przecież większość widzów i tak
nie była w stanie zrozumieć. Ale od czegóż wszystkie środki muzyczne! Śpiew o
zróżnicowanej dynamice, przechodzący miejscami niemal w melorecytację, okrzyki,
skandowanie fraz – wykonawcy potrafili oddać zawarte w utworze znaczenia i
emocje w sposób tak sugestywny, że aż nieprawdopodobny. Z utworu na utwór jakby
się „rozgrzewali”. A wraz z nimi słuchacze. Les Arst Florissants odmalowywali
przed urzeczoną publicznością najbardziej karkołomne i kontrastowe uczucia.
Nawet bez rozróżniania słów rozumieliśmy emocje – miłość, oczarowanie,
pożądanie, ale też gniew, zazdrość, rozpacz, tęsknotę. Trudno był uwierzyć, że
to możliwe.
Nic dziwnego, że usiłowaliśmy
zatrzymać artystów jak najdłużej – oklaski, owacje, nakłanianie do kolejnych
bisów. A potem smutek, kiedy trzeba było opuścić Dwór Artusa. Na pociechę dostaliśmy
obietnicę, że to początek cyklu – wszystkich madrygałów Monteverdiego w
Gdańsku. Trzymamy za słowo!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz