"Hidden Haendel" w Filharmonii Narodowej w Warszawie 16.05.2015

Hidden Haendel – Haendel znany i nieznany
Ann Hallenberg, fot. DG Art Project
Filharmonia Narodowa w Warszawie; 16.05.2015
Wykonawcy:
Ann Hallenberg – mezzosopran
Il Complesso Barocco pod dyr. Alana Curtisa
Sztuka pięknego śpiewu była kwintesencją barokowej opery, a ówcześni śpiewacy, zwłaszcza legendarni kastraci, prawdziwymi gwiazdami rządzącymi rynkiem muzycznym. Nawet słynni i popularni kompozytorzy tworzyli pod dyktando ówczesnych idoli. Dlatego sobotni koncert w Filharmonii Narodowej w Warszawie, choć przywoływał  w tytule „Haendel znany i nieznany” nazwisko kompozytora niekwestionowanej wielkości, poświęcony był w gruncie rzeczy pięknemu śpiewowi, tym razem podanemu nam w wersji współczesnej i to z najwyższej półki. 
XVIII-wieczni śpiewacy operowi to postacie legendarne nie tylko ze względu na ich nieprawdopodobne umiejętności wokalne, ale również ze względów obyczajowych. Podróżowali po całej Europie, kuszeni coraz bardziej intratnymi warunkami przez żądnych prestiżu i popularności mecenasów świeckich i kościelnych. Do legendy przeszły kaprysy gwiazd wymuszających na kompozytorach zmiany arii na bardziej im odpowiadające czy wkładanie w inscenizowane dzieła ulubionych popisowych arii innych kompozytorów, które wozili ze sobą od teatru do teatru, traktując jak swoiste „portfolio”. Publiczność żyła także głośnymi konfliktami pomiędzy zawistnymi idolami, a ci w rewanżu dostarczali swoim fanom licznych atrakcji, takich jak na przykład bójka pomiędzy słynnymi Haendlowskimi primadonnami Francescą Cuzzoni i Faustiną Brodoni 6 czerwca 1727 roku na deskach Royal Academy of Music – nota bene obu przyszli w sukurs zwolennicy i przeciwnicy, kontynuując kłótnię na widowni...
Słynne dzieła operowe tego czasu powstawały z myślą o konkretnych wykonawcach – kompozytor dokładnie wiedział, jakimi śpiewakami dysponuje i pisał partie, uwzględniając skale ich głosów i wachlarz możliwości. Stąd dzieła wznawiane po jakimś czasie dla innego już zestawu śpiewaków – co zresztą zdarzało się niezwykle rzadko – były niejednokrotnie przerabiane i transponowane na inne głosy przez samych twórców. Wielokrotnie tak postępował Georg Friedrich Haendel, stąd w spuściźnie kompozytora istnieje wiele wersji tych samych arii, a najpopularniejsze motywy wykorzystywał w różnych operach w rozmaitych wariantach.
Koncert Hidden Haendel w Filharmonii Narodowej w Warszawie, 16.05.2015, fot. DG Art Project
Sobotni koncert został podzielony na dwie kontrastujące z sobą części – w pierwszej słuchaliśmy Haendla „nieznanego”, a wykonawcy zaprezentowali wybór arii w wersjach mniej popularnych lub odrzuconych przez autora i to bynajmniej nie ze względu na ich gorszą jakość, a właśnie z powodu wyboru wersji lepiej panującej do wykonawcy, którym mógł w danym momencie dysponować. Jako otwarcie usłyszeliśmy niemal zupełnie nieznaną arię Sento prima le procelle z opery... Alessandra Scarlattiego, choć to aria Haendlowska! Była to opera bardzo wówczas popularna i jedna z nielicznych, którą wznowiono po kilku latach od premiery, jednak w innej obsadzie. Nowy gwiazdor domagał się arii skomponowanych tylko dla siebie i to własnie Haendel zgodził się na dopisanie kilku efektownych partii do opery innego kompozytora. W dalszej części koncertu poznaliśmy więc mniej znane wersje arii z Rinaldo, Ottone i Admeto. A u źródeł ich powstania zawsze leżały zmiany wykonawców i wymagania stawiane przez gwiazdy. Druga część koncertu to Heandel znany i lubiany, a każda z arii z Agrippiny czy Serse to ówczesny przebój, także i dziś często i chętnie przywoływany w recitalach operowych gwiazd.
Swoim niezwykłym śpiewem cieszyła nas wczoraj znakomita szwedzka mezzosopranistka, Ann Hallenberg, jedna z najbardziej znanych i uznanych, gwiazda największych dziś scen operowych Europy – od mediolańskiej Teatro alla Scala i weneckiej Teatro La Fenice, po madrycką Teatro Real, Theater an der Wien i Opéra National de Paris. Artystka dysponuje potężnym, dźwięcznym mezzosopranem, znakomicie „czuje” barokowy repertuar, zarówno ten, wykonywany przez legendarne primadonny, jak i ten, którym czarowali publiczność słynni kastraci. A przy tym pokazała się warszawskiej publiczności jako osoba skromna, bezpretensjonalna, ciepła i daleka od wszelkiego gwiazdorskiego zadęcia.
Koncert Hidden Haendel, fot. DG Art Project
Artystce towarzyszył zespół równie znakomity i utytułowany, legenda wykonawstwa na dawnych
instrumentach i z wiernością barokowej stylistyce. Poziom wykonawstwa gwarantowało również nazwisko prowadzącego orkiestrę dyrygenta Alana Curtisa – pioniera w interpretowaniu muzyki dawnej w duchu i stylistyce oryginału. W dwu zaledwie partiach instrumentalnych mogliśmy dotknąć lekkości i precyzji, z jaką artyści interpretowali muzykę wielkiego Saksończyka. Szkoda, że w programie nie zmieściło się więcej przerywników instrumentalnych.
Poziom muzyczny koncertu i ujmującą postawę głównych aktorów doceniła warszawska publiczność, nagradzając wykonawców owacją na stojąco i wymuszając kilka bisów. Zapowiadana uczta była naprawdę wyśmienita.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz