Amor Crudel - recital Kacpra Szelążka

Sala w Pałacu na Wodzie przed koncertem;
 fot. I. Ramotowska
Amor Crudel
I Festiwal Oper Barokowych Dramma per musica
Pałac na Wyspie, Łazienki Królewskie w Warszawie
07.09.2015

Wykonawcy:
Kacper Szelążek – kontratenor
Gradus ad Parnassum pod dyr. Krzysztofa Garstki

W programie
Antoni Vivaldi, Sinfonia z opery L’Olimpiade RV 725
Georg Friedrich Haendel, kantata Splenda l’alba in oriente HWV 166
Antonio Vivaldi, kantata Cessate, omai cessate RV 684
Antonio Vivaldi, kantata Amor hai vinto RV 683
Georg Friedrich Haendel, kantata Ah! Crudel, nel pianto mio HWV 78

Kolejny dzień Festiwalu Oper Barokowych w Warszawie przyniósł koncert kameralny – kantaty Vivaldiego i Haendla wykonał młody warszawski kontratenor Kacper Szelążek z towarzyszeniem  zespołu Gradus ad Parnassu pod kierunkiem Krzysztofa Garstki.
Kacper Szlążek, mimo młodego wieku, zdołał już zwrócić na siebie uwagę. W ubiegłym roku brawurowo wykonał partię Nerona w wystawianej w Łazienkach Agrippinie Haendla, pozwalając widzom zapamiętać swoją kreację. Podobnie podczas koncertu Baroque Living Room w marcu tego roku w Filharmonii Narodowej, gdzie wyróżniał się niewątpliwym talentem scenicznym i umiejętnością teatralnej ekspresji. Ma też grono entuzjastów, reagujących żywiołowo na jego niewątpliwie efektowny śpiew. Czy to jednak dość, aby porwać publiczność solowym występem?
fot. I. Ramotowska
O odwadze młodego śpiewaka (wciąż przecież studenta), niewątpliwie świadczy fakt, że zdecydował się na swój recital dzień po koncercie, na którym kantaty Haendla zebrane w program Tre donne wykonała Olga Pasiecznik, niekwestionowana pierwsza dama opery barokowej w Polsce, dysponująca zarówno niezwykłym głosem, jak i umiejętnością interpretacji najwyższej klasy. Oczywiście trudno młodego wykonawcę porównywać z artystką znakomitą i doświadczoną. Ale sąsiedztwo tych dwóch koncertów samo narzuca taką refleksję.
Być może to kwestia miejsca i nie najlepszej akustyki sali w Pałacu na Wyspie w Łazienkach, ale dwugodzinny koncert utwierdzał mnie z każdą chwilą w poczuciu, że „coś tu nie gra”. Odniosłam wrażenie monotonii – być może w dziwnej akustyce sali gubiła się gdzieś ekspresja i przede wszystkim dynamika śpiewu i gry. Zwłaszcza zespół muzyczny, złożony wszak z niewielkiej grupy instrumentów (zaledwie dziesiątka instrumentalistów) brzmiał zbyt donośnie i monotonnie, zagłuszając śpiew młodego kontratenora.
Kacepr Szelążek dysponuje niewątpliwie ciekawym, choć jeszcze nieco surowym głosem. Chwilami wydawał się szarżować, przekrzykując się ze zbyt głośną orkiestrą – choć ten efekt mógł również być spowodowany nieszczęsną akustyką sali. Lepiej wypadał w kantatach Vivaldiego, nastawionych – jak zwykle u tego kompozytora – przede wszystkim na techniczną wirtuozerię. Natomiast kantaty Haendla wymagające większego ładunku liryzmu i subtelnej ekspresji wypadały w tym zestawieniu gorzej.
Z całą pewnością młodemu kontratenorowi nie brak entuzjazmu, a młodzieńczy brak rutyny nadrabia z nawiązką teatralnym talentem i niewątpliwą sceniczną charyzmą. Jestem przekonana, że nieraz jeszcze usłyszymy tego artystę, a obserwowanie jego efektownej kariery sprawi melomanom wiele satysfakcji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz