piątek, 10 lutego 2023

Pasiecznik na Zamku Królewskim

Na ten koncert czekali wszyscy fani opery barokowej - recital Olgi Pasiecznik, pierwszego sopranu Polskiej Opery Królewskiej, a dawniej Warszawskiej Opery Kameralnej, zorganizowano na Zamku Królewskim w Warszawie 9 lutego. Solistce towarzyszył Zespół Instrumentów Dawnych POK Capella Regia Polona prowadzony jak zwykle przez Krzysztofa Garstkę. Recital odbył sie w nietypowym miejscu, czyli w Sali Senatorskiej Zamku Królewskiego, a nie jak najczęściej dotąd bywało w Sali Balowej. Czy to dobrze? Nie wiem - przybyłam niestety w ostatniej chwili i siedziałam na końcu, więc akustyka była taka sobie, a widok żaden. Cóż, poniekąd sama jestem sobie winna.

Olga Pasiecznik to klasa sama w sobie. Od lat wielbię jej piękny, kryształowy głos i nie jestem w tym odosobniona. Zachwyca biegłością techniczną, istotna zwłaszcza dla perfekcyjnego wykonania trudnych technicznie arii mistrzów baroku, najeżonych trylami, obiegnikami i rozmaitymi ozdobnikami, wymagających niekiedy ogromnej ruchliwości głosu, zdolnego przyekakiwać w jednej chwili o dwie, a nawet trzy oktawy, ale solistka imponuje również wyrazistą i poruszającą interpretacją. To prezentacja możliwości ekspresji wpłynęła chyba na program koncertu, stawiając na czele tytułową arię Alciny z opery Haendla Ah! mio cor!

Obok tytułowej arii otrzymaliśmy również po dwie arie z oper Ariodante i Giulio Cesare, a więc spektakli, w których znakomita solistka odegrała w Warszawskiej Operze Kameralnej niezapomniane role. Warto tu wspomnieć, że operę Alcina wystawiło stowarzyszenie Dramma per Musica w 2018 i Olga Pasiecznik stworzyła w tym spektaklu wybitną kreację. Jednak podczas wczorajszego koncertu  najbardziej zachwyciło mnie wykonanie arii Morgany z tej opery Tornami a vegheggiar - tę postać również kreowała Pasiecznik w swojej karierze operowej (Aix-en-Provence, 2007). Mam wrażenie, że sama materia muzyczna jest tak zachwycająca, że nawet bez szczególnego nacisku na interpretację porywa widza. Zaryzykuję nawet twierdzenie (za które pewnie oberwę od miłosników naszej artystki), że lepiej postawić na prostotę wykonania, jak w wypadku i tak karkołomnej arii Morgany, niż "przeinterpretować" arię (tu ze strachu zamlknę). Jak mawiał Hannnibal Lecter: Simplicity!

Koncert ułożono według sprawdzonej recepty (o której pisałam w poprzednim poście) i tu również dobrze sie sprawdziła. Warto podkreślić dobrą grę Capelli, zwłaszcza w otwierającej koncert uwerturze z opery Lotario - zagranej porywająco!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz