środa, 14 lipca 2021

Carissimi, Buxtehude, Charpentier i takie tam


Wczoraj, 13 lipca w kościele seminaryjnym przy Krakowskim Przedmieściu w Warszawie muzycyskupieni w Międzynarodowej Letniej Akademii Muzyki Dawnej wystąpili po raz drugi - po inauguracyjnym koncertcie niedzielnym na Zamku Królewskim. Akademia to warsztaty, wykłady, klasy mistrzowskie, czyli coś dla muzyków. Ale na szczęście również koncerty, czyli Festiwal. W tym roku motywem przewodnim jest postać Kaspara Forstera, kompozytora, w latach 1637-1651 dyrygenta i śpiewaka chóru kapeli królewskiej na warszawskim dworze, później kapelmistrza w gdańskim kościele mariackim. Wczorajszy koncert był poświęcony mistrzom Forstera, w tym m.in. Scacchiemu i Carissimiemu. U pierwszego terminował w Warszawie, u drugiego w Wenecji.

Mogliśmy więc usłyszeć wczoraj kameralne Cantate Domino Sacchiego na trzy głosy męskie i smyczki (Marcin Gadaliński, Aleksander Rewiński, Krzysztof Chalimoniuk, zespół Il Tempo) i oratorium Historia di Jephte Carissimiego - tym razem na sześć głosów (Dagmara Barna, Aleksandra Raszyńska, Katarzyna Bienias, Aleksander Rewiński, Aleksander Kunach, Michał Muzyka) i basso continuo  (Marco Vitale i Henryk Kasperczak). Oba utwory poprowadzone niezwykle melodyjnie zarówno instrumentalnie, jak i głosowo. W oratorium Carissimiego główne role przypadły Kunachowi jako Jephtemu i Barnie jako jego nieszczęsnej córce.

Kolejnym utworem była sopranowa kantata Buxtehudego Also hat Gott die Welt gelieb z Dagmarą Barną w głównej roli. Od lat obserwuję jej drogę artystyczną, jestem także wielbicielką jej subtelnego, bardzo lirycznego głosu. Pamiętam też jej bardzo dobre role w Haendlowkich operach Orlandzie i Ariodantem

Finał koncertu był za to "z grubej rury" - wszyscy śpiewacy i orkiestra festiwalowa w pełnym składzie wykonali słynne Te Deum Charpentiera, którego pierwsze frazy znają wszyscy, ale całość nieliczni. Było więc uroczyście i wzniośle, a finał powtórzono na bis. Cały zespół wykonawczy poprowadził obecny od lat na Letniej Akademii skrzypek Simon Standage. Skromna, lecz wierna festiwalowa publiczność wyszła z koncertu w pełni usatysfakcjonowana.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz