Jorge Jimenez; fot. IR |
Mnie najbardziej interesują koncerty wokalne, choć i pośród
instrumentalnych znaleźć można prawdziwe perełki. Taką instrumentalną perełką
był dla mnie solowy występ Jorge Jimeneza, hiszpańskiego skrzypka o
międzynarodowej renomie. Podczas koncertu 2.08 wykonał Passacaglię z Sonat
różańcowych Bibera, Fandango Scarlattiego we własnej aranżacji i
fragmenty Partity 1003 Bacha, ale również kilka ludowych kompozycji
hiszpańskich. Ale to, co grał miało mniejsze znaczenie od tego, jak grał. Niezależnie
od tego, którą z kompozycji prezentował, każda była przepuszczona przez jego
własną wrażliwość i własny styl wykonawczy, równocześnie nie tracąc niczego z
wartości oryginału. W efekcie wszystkie te kompozycje tworzyły zadziwiającą
jakby wieloczęściową całość. To umiejętność właściwa jedynie wykonawcom
najwyższej kasy.
A zdarzyły się również koncerty z pozoru drobne, dodatkowe, ale sprawiające publiczności ogromną frajdę. Taki był np. nocny koncert na dworcu kolejowym w Żarowie w czwartek 5.08, podczas którego trzy młodziutkie artystki, skrzypaczka Marta Korbel, wiolonczelistka Monika Hartmann i klawesynistka Natalia Olczak wykonały kilka kompozycji XVII-wiecznych Włochów, m.in. Tessariniego i Valentiniego. I prawdziwe entuzjazm i radość, z jaką grały, wynagradzały wszelkie niedostatki warsztatu.
The Gesualdo Six, z prawej Owain Park prowadzący koncert; fot. IR |
Aż wreszcie przyszedł czas na wokalna ucztę, jaką był koncert The Guesuldo Six w katedrze świdnickiej 6.08. To formacja znana, działająca od 2014 roku, o dużej renomie. W Świdnicy gościła o raz drugi. Specjalizuje się w muzyce średniowiecznej i renesansowej, choć nie stroni też od bardziej współczesnych kompozycji. W Świdnicy artyści The Gesualdo Six skupili się na muzyce francuskiej i flamandzkiej z kręgu Josquina des Prez i skonstruowali program z kompozycji m.in. Antoine’a Brunnela, Loyseta Comprere, Jeana Moutona, dopiero na bis otrzymaliśmy angielską specjalność, czyli Tomasa Tallisa. Słuchałam z zachwytem tej absolutnie perfekcyjnie zgranej grupy, śpiewającej kompozycje trzy-, cztero-, a nawet pięciogłosowe, ale brzmiącej jak jeden głos, precyzyjnie współbrzmiącej nie tyko tonem, ale również dynamiką. Słuchanie tak doskonałego wykonawstwa to czysta rozkosz!
A w finale festiwalu jeszcze Sophie Junker i l’Arpeggiata! Ale o tym w następnej relacji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz