Currentzis przyjmuje owację; fot. IR |
Teodor Currentzis jest dyrygentem ekscentrycznym, choć odnosi liczne sukcesy. Jego inscenizacja Don Giovanniego w Permie - gdzie jest dyrektorem artystycznym opery i baletu - ma świetną opinię. Sformowane przez niego Orkiestra i Chór MusicAeterna (powstała w 2004 w Nowosybirsku, ale przeniosła się w 2010 ze swoim założycielem do Permu) prezentuje poziom wybitny. To było zresztą słychać już od pierwszych taktów - lekka, niebywałe dynamiczna uwertura wydawała się uosobieniem mozartowskiego stylu. Sam Currentzis w dość luźnym czarnym stroju tańczył, dyrygując, a grupa skrzypków, grająca na stojąco (!), tańczyła wraz z nim.
Ale Currentzis nie byłby sobą, gdyby nie przerobił Mozarta po swojemu. Zmiany dynamiki - długie zawieszenia-chwile ciszy pomiędzy frazami, skrajne zmiany tempa - zawrotne i lekkie na przemian z ciężkim i mrocznym rozwleczonym niemal do granic, zdecydowany prymat emocji nad konstrukcją formy, a w końcu komentarz do akcji opery, który stanowiły fragmenty Mszy c-moll Mozarta wplecione pomiędzy poszczególne akty (także wyjątkowo oryginalnie podane) - wszystko to uczyniło ze spektaklu absolutnie 'autorską' wersję Łaskawości Tytusa. Czułam się trochę jak na koncercie Lang Langa w lutym ubiegłego roku, podczas którego genialny Chińczyk grał Koncert fortepianowy a-moll Griega - gdybym nie znała niemal każdej nuty, nie poznałabym wówczas Griega, a w niedzielę - Mozarta. I sama nie wiem, czy to zarzut...
Od lewej: Janine De Bique, Anna Lucia Richter. Karina Gauvin, Stephanie d'Oustrac i Maximilian Schmitt. bokiem stroi bohater wieczoru Teodor Currentzis; fot. IR |
W sumie - całość oszałamiająca, wieloznaczna i dająca do myślenia. Mocny finał Wratislavii!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz