Koncert l'Arpeggiaty w Łodzi 12.11.2016; fot. IR |
Otrzymaliśmy - jak inżynier Mamoń - wszystkie kawałki, które lubimy najbardziej: Ninna nanna all Romanesca - śpiewana w duecie przez Vincenza i Celine, Hor de tempo di dormire - przejmującą kołysankę Tarquinia Meruli, wykonaną przez Celine z nadzwyczaj mocną i trafną ekspresją (prawdziwe ciary!), Laudate Dominum Monteverdiego, Ciacconę Cazzatiego (chyba ich znak firmowy) i Marię, Suda sangue, Lamentu di Ghjesu - świetnych jak zwykle Korsykan. A na bis Ciaccona del Paradiso e del Inferno! Publiczność - siedząca grzecznie i w skupieniu słuchająca bez braw (jak ksiądz na wstępie przykazał) - wreszcie mogła poszaleć, pokrzyczeć i wyrazić swój żywiołowy entuzjazm.
Było świetnie jak zwykle, z pewnością warto było przyjechać. Mnie urzekło świetne solo kontrabasu (Boris Schmidt) - fantastyczna improwizacja - na wpół XVII-wieczna, na wpół jazzowa, czyli modelowo crossoverowa.
A na dokładkę wejściówki były rozdawane za darmo, co dla fana przyzwyczajonego do niebotycznych cen biletów w Filharmonii Narodowej albo na krakowskich festiwalach było naprawdę niezwykłe!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz