Wiem, że to nie moja bajka! Koncert
fortepianowy a-moll Griega to
kwintesencja romantyzmu - tak
daleko od baroku, jak tylko można sobie
wyobrazić. Ale wczoraj, 18 lutego w sali koncertowej Narodowego Forum
Muzyki siedziałam z otwarta buzią. Gdybym nie znała dobrze tego koncertu, chyba
miałabym problem z rozpoznaniem Griega. Ani krzty romantyzmu! Żadnych
szemrzących strumyków, snujących się mgieł i wiatru owiewającego zbocza
fiordów. Żadnego sentymentalizmu, czego u romantyków nie cierpię. Znaleźliśmy
się nagle w zupełnie oryginalnym i indywidualnym świecie Lang Langa! Prawdziwa terra langlangita! Jego
interpretacja koncertu Griega była niepowtarzalna i idąca obok, a nawet wbrew
tradycji wykonawczej. Ale była wspaniała! Publiczność jak urzeczona słuchała
zadziwiających, znanych-a-nagle-jakby-nieznanych fraz, zastygała w ciszy przy
jego subtelnym i niezwykłym pianissimo, które dzięki znakomitej akustyce sali
mogło wybrzmieć w pełni.
Lang Lang i Filharmonicy Waszyngtońscy w NFM; fot. I. Ramotowska |
Najbardziej imponująca podczas koncertu była współpraca i pełne
zrozumienie panujące pomiędzy pianistą a dyrygentem (Filharmoników
Waszyngtońskich prowadził Christoph Eschenbach) i prowadzoną przezeń orkiestrą.
Podążanie za tak oryginalną artystyczną wizją było z całą pewnością ogromnym
wyzwaniem, któremu jednak waszyngtończycy sprostali zadziwiająco dobrze!
W sumie kawał przygody i jedno z moich
największych muzycznych zadziwień ostatnich lat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz