Sześć kantat za nami! Finis oratorium; fot. I. Ramotowska |
Znów kilka momentów wartych wzmianki - pięka aria Flosst, mein Heiland, flosst dein Namen - z lirycznym obojem d'amore i efektem "echa" - pięknie zaśpiewana przez Olgę Pasiecznik, która dziś miała znacznie większe pole do popisu niż wczoraj, Finałowy chorał (znów ten sam, ulubiony!) - ale tym razem w wersji z trąbami i kotłami, czyli całym barokowym triumfalistycznym entourage'm - zadziwiające, co Bach wyprawia z tą melodią!
Wykonanie znacznie lepsze niż wczoraj, jakby z muzyków spadło napięcie i trema. Orkiestra zwarta i precyzyjna, chór jak zwykle świetny, soliści bez pudła. Gdyby nie niemiłosiernie fałszujące rogi w pierwszym Choro - trudno byłoby się do czegoś przyczepić.
No i znów ta Bachowska perspektywa. Wohl kein schoner Furstensaal...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz