Elena Andreyev - wiolonczela barokowa; fot. mat. prasowe FN |
Oczywiście wiadomo, że Włosi wówczas wyznaczali kierunki, eksperymentowali, tworzyli kanony i schematy muzyczne, a włoski rynek - zarówno kompozytorów, jak i wykonawców - narzucał swój styl całej Europie. We Włoszech, a ściślej w Wenecji, pełną parą pracowały drukarnie muzyczne, których produkcja stanowi dziś najcenniejsze muzyczne druki w znanych bibliotekach. Każdy renomowany dwór - władców, książąt, dostojników kościelnych - miał swojego Włocha lub do Włoch wysyłał swojego rodzimego kapelmistrza na nauki "u źródeł". Włochy były centrum muzycznego świata.
Dzisiejszy koncert został skonstruowany tak, aby zaprezentować dzieła i dziełka kompozytorów niemieckich i skonfrontować je z utworami włoskimi. Dlatego najpierw słuchaliśmy pieśni Johanna Hermanna Scheina, chorałowych wariacji Johanna Ulricha Stegledera, wybranych utworów Samuela Scheidta, subtelnej toccaty Johanna Jacoba Forbergera, a wreszcie pieśni i madrygałów Heinricha Schutza. A po nich na scenie zawitali Włosi: toccata Giovanniego Gabrieli i galiarda nr 6 Alessandra Picciniego i wreszcie słynne i tak dobrze znane: psalm Laudate Dominum in sanctis eius, subtelna i liryczna Tempro la cetra, e per cantar gli onori i wreszcie przepiękny duet Zefiro torna e di soavi accenti Claudia Mnteverdiego.
I już dobrze wiedzieliśmy, dlaczego to Włosi wyznaczali wówczas trendy i stanowili artystyczny wzór dla XVII-wiecznej Europy! Chyba nieco wbrew intencjom twórców tego koncertu przekonaliśmy się dowodnie, że włoska dusza tak naprawdę istnieje w muzyce włoskiej, a w niemieckiej? No cóż...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz