Pino de Vittoria; mat. prasowe FN |
24 listopada w sali koncertowej Filharmonii Narodowej zapanował niezwykły nastrój.
Znaleźliśmy się mianowicie na południu Włoch, w zupełnie specyficznym emocjonalnie klimacie. Trzeba przyznać, że muzyka tradycyjna o lekko etnicznym
zabarwieniu, zwana też niekiedy muzyką korzeni, cieszy się ostatnio rosnącym
zainteresowaniem. Okazuje się bowiem, że przekazywane z pokolenia na pokolenie
i spisywane przez etnografów tradycyjne pieśni z południa Włoch, Sycylii czy Korsyki zachwycają słuchaczy swoim niepowtarzalnym brzmieniem, liryką i
ekspresją. Wielu wybitnych i zupełnie „nieludowych” artystów odkrywa ten
repertuar – XVII-wieczne melodyjne i rytmiczne tarantelle, ciaccone i canzone
zagościły na stałe w repertuarze takich grup jak L’Arpeggiata czy Accordone. Odkryto
też zapomniane lub nieobecne wcześniej na scenach dialekty i języki, a zjawiska
takie jak uliczne pieśni dawnego Neapolu czy polifonia korsykańska stały się
znane i obecne zarówno na scenach, jak i na nagraniach płytowych.
Pino de
Vittoria, śpiewak i instrumentalista pochodzący z Apulii, należy do mniej
popularnych, ale równie znakomitych wykonawców tego rodzaju muzyki, głównie
neapolitańskiej. Jego śpiew charakteryzuje silna, niekiedy nawet przesadna
ekspresja. Śpiewa z towarzyszeniem gitary lub perkusji, a barwą głosu i sposobem
jego modulacji maluje zdumiewające i nasycone lirycznym wyrazem brzmienia.
To jego głos, obok ciepłego tenoru Marca Beasley'ego, mogliśmy słyszeć na słynnej płycie Fra'Diavolo z uliczną muzyką dawnego Neapolu. Zadziwiające, że taki artysta trafił do warszawskiej filharmonii!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz