Anna Radziejewska jako Farnace i Urszula Kryger w roli Berenice, czyli pyszałkowaty zięć nawet w kajdanach pyskuje; fot. IR |
Ale zostawmy analizy na czas po spektaklu - po próbie oceniać nie wypada. Wspomnieć trzeba z podziwem kreację Anny Radziejewskiej - jej Gelido in ogni vena naprawdę mrozi krew w żyłach! Zresztą większość wykonawców dawała radę. Kacper Szelążek "kupił" publiczność słowiczymi trelami, a Urszula Kryger, która tak otwarcie przyznawała się podczas konferencji prasowej 22 sierpnia, że ma kłopot z wykrzesaniem z siebie aż tylu złych emocji do roli Berenice, była naprawdę demoniczną teściową.
Widać wysiłki realizatorów, żeby nadać tej heroicznej operze jakąkolwiek oprawę sceniczną, choć w tym wypadku umowność poszła chyba jednak za daleko. Cóż, prawdopodobnie przy funduszach, którymi dysponuje stowarzyszenie, więcej się nie dało. Szkoda...
Premiera w sobotę, liczę, że w niedzielę zobaczę spektakl już w pełnej krasie. Vivaldi na polskiej scenie - naprawdę wyjątkowa okazja!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz