Orliński zostal przedstawiony jako gwiazda światowego formatu i wydaje się, że taką własnie gwiazdą jest obecnie. Towarzyszyła my świetna formacja Il Pomo d'Oro, znana z towarzyszenia takim gwiazdom jak np. Franco Fagioli, z którym zagrała podczas jego recitalu w Gdańsku w grudniu 2015 roku.Tak więc obsada i instrumentalna, i wokalna były w pełni gwiazdorskie.
A sam koncert? Jak zwykle - w pełni profesjonalny, świetnie skonstruowany i... uroczy. To słowo najlepiej chyba oddaje atmosferę, jak panuje na koncertach Orlińskiego. Ma zwsze świetny kontakt z publicznością, choć tym razem mniej było humoru i zabawy, a więcej muzyki, co też świadczy o rosnącym profesjonaliźmie wykonawcy.
Niewątpliwie jedną z największych zalet Orlińskiego jest umiejętne dobieranie repertuaru. Koncert prezentował utwory z ostatniej płyty Orlińskiego "Facce d'amore", nota bene nagrodzonej prestożową International Opera Award za rok 2020. Na koncercie zabrakło więc najbardziej znanych hitów, którymi kontratenorzy "kupują" publiczność. Dominował repertuar XVII-wieczny lub z początków XVIII wieku (Cavalli, Conti, Bononcini, Boretti), kilka mniej "osłuchanych" arii Haendla, całkiem nieznane Matteisa i Predieriego. Wszystkie znakomicie dobrane do ciepłego, lirycznego altu artysty. Tylko w kilku ariach eksponował technikę i efektowne wycieczki w górę skali, a trzeba przyznać, że technikę ma nienaganną i potrafi ją wykorzystać w brawurowych pasażach i kaskadach ozdobników. Jednak wyraźnie lubi repertuar XVII-wieczny z jego emocjolnością i liryzmem. Wydaje się, że publiczność doceniła klasę artysty, nagradzając koncert dwukrotną owacja na stojąco i wymuszając dwa bisy. Udany wieczór!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz