Sala koncertowa NOSPR w Katowicach, fot. IR |
Jaroussky wystąpił z zespołem Artaserse, z którym zresztą koncertuje bardzo często. Na ten recital przygotował arie z oper Haendla - przede wszystkim Flavia, Radamista, Giustinia i Tolomea, a poszczególne punkty programu przedzielały utwory instrumentalne - uwertura z Radamista, Symfonia z oratorium Salomon i odpowiednio dobrane części Concerti grossi Haendla - to ten kompozytor był bowiem bohaterem wieczoru.
Zespół Artaserse gra go zresztą coraz lepiej - z werwą i niemal niemiecka precyzją. Od strony instrumentalnej - występ bez zarzutu.
Obserwuje karierę Jarousskiego od lat i to bodaj siódmy koncert, na którym go słyszałam. Zdecydowanie obniżył skalę - arie dobrał w taki sposób, żeby nie forsować głosu w wysokich rejestrach. Niestety, jego anielski sopran nie brzmi dziś tak lekko, jak sześć-siedem lat temu. Już zresztą występ na ubiegłorocznej Wratislavii był tego świadectwem. Widać, że zdaje sobie z tego sprawę i dobiera repertuar do zmienionych nieco warunków głosowych.
Niewątpliwie pozostał bez uszczerbku jego ogromny urok i sceniczna charyzma. Potrafi wzbudzić entuzjazm publiczności jak nikt inny, zawsze też przygotuje na koniec jakiś muzyczno-sceniczny żart, którym "kupuje" publiczność. Po dwóch częściach recitalu wykonał cztery bisy, wymuszone przez rozentuzjazmowanych fanów przez kolejne stnading ovation. Jednym słowem - mimo niedostatków - Jaroussky wciąż w niezłej formie, a wieczór nadzwyczaj przyjemny!
No i za dwa tygodnie w NOSPR - Minkowski!
Philippe Jaroussky i zespół Artaserse w NOSPR; fot. IR |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz