Giuseppe Bartolomeo Chiari, Zuzanna i starcy |
Georg Friedrich
Haendel, Zuzanna i starcy, HWV 66
Narodowe Forum
Muzyki, Wrocław
8.05.2016
Wykonawcy:
Zuzanna – Emily Fons
Joakim – Christopher
Lowrey
Pierwszy Starzec –John
Mark Ainsley
Drugi Starzec –
Raimund Nolte
NDR Chor Hamburg,
FestspieleOrchester Göttingen, dyr. Laurence Cummings
W latach trzydziestych XVIII wieku równolegle do twórczości
operowej, a w latach czterdziestych już niemal wyłącznie, Georg Friedrich Haendel
komponował muzykę oratoryjną, która zresztą na przestrzeni wieków poradziła sobie
lepiej niż operowa. O wielu jego operach zupełnie zapomniano, jednak Mesjasza znali wszyscy.
Inspiracją dla kompozytora były głównie historie biblijne,
stąd ich tematyka: Izrael w Egipcie, Saul, Samson, Juda Machabeusz, Jefte. Jednak obok tego patetycznego i
monumentalnego nurtu w twórczości Saksończyka (słynne oratoria z trąbami!) pojawiały
się i inne – o tematyce lżejszej, niejednokrotnie świeckiej (np. mitologicznej, jak Semele
czy Herkules), w których Haendel mógł
dać upust swojemu teatralnemu temperamentowi. Do tego lżejszego i bardziej
operowego nurtu należy Zuzanna i starcy
– oratorium napisane latem 1748 roku, a zaprezentowane w londyńskim Covent
Garden 10 lutego 1749 roku. Nie znamy autora libretta, choć sam wątek został
zaczerpnięty z XIII rozdziału Księgi
Daniela, a więc z apokryficznej części Biblii.
Oratorium porusza zatem temat biblijny, ale wydarzenia,
wokół których ogniskuje się akcja, są co najmniej... dwuznaczne! Cnotliwa
Zuzanna, żona Joakima, pada ofiarą pożądania dwóch żydowskich mędrców,
wybranych z racji wieku i autorytetu na sędziów. Goszczą oni w domu Joakima,
obserwując i podglądając Zuzannę kapiącą się w sadzawce podczas upału. Jak smacznie
relacjonuje autor tego fragmentu Biblii: Obaj
starcy widywali ją codziennie, gdy udawała się na przechadzkę, i zaczęli jej
pożądać. Zatracili swój rozsądek i
obrócili swe oczy, zapominając o sprawiedliwych sądach. Obaj zostali opanowani
tym pożądaniem, ale ukrywali wzajemnie przed sobą tę udrękę; wstydzili się
bowiem przyznać do swego pożądania, by z nią obcować. Tak więc codziennie
starali się usilnie ją zobaczyć. Nie mogąc posiąść cnotliwej kobiety,
oskarżyli ja o cudzołóstwo. Przed niechybną śmiercią ocalił Zuzannę młody
prorok Daniel, wykrywając sprzeczności w zeznaniach mędrców i odsłaniając fałsz
ich oskarżenia. Cnota została nagrodzona, pożądliwość i kłamstwo zaś – surowo
ukarane.
Ta z pozoru jednoznacznie umoralniająca historia ma jednak
podwójne dno. Ujawniają je dwa fragmenty zaczerpnięte z libretta. Pierwszy nie
budzi wątpliwości – to finałowa konstatacja komentującego wydarzenia chóru:
A virtuous wife shall soften fortune's frown,
She's far more precious than a golden crown.
(Cnotliwa żona cenniejsza niż
złota korona).
To proste, żeby nie powiedzieć oficjalne potwierdzenie dydaktycznej
wymowy oratorium.
Ciekawszy jest jednak fragment drugi, pochodzący z arii Pierwszego Starca z końca I aktu:
Ciekawszy jest jednak fragment drugi, pochodzący z arii Pierwszego Starca z końca I aktu:
Who the call
will disobey?
(Gdy Nimfa wdzięki swe roztacza, któż wezwania tego nie
posłucha?)
To natychmiast prowadzi nas na trop wieloznacznej i fascynującej postaci Nimfy. I przywołuje oczywiście wszystkie związane z nią konotacje, tak przekonująco opisane przez Roberta Calasso w mojej ulubionej wersji mitologii – Zaślubiny Kadmosa z Harmonią. Nimfa to prefiguracja kobiety fatalnej: związanej z naturą, nieświadomej swego zniewalającego uroku, sprowadzającej zgubę na zafascynowanych nią mężczyzn. I nie ma specjalnego znaczenia, czy jest cnotliwa, czy przeciwnie – rozwiązła. Zguba mężczyzny, który spojrzy w jej oczy, jest nieuchronna.
To natychmiast prowadzi nas na trop wieloznacznej i fascynującej postaci Nimfy. I przywołuje oczywiście wszystkie związane z nią konotacje, tak przekonująco opisane przez Roberta Calasso w mojej ulubionej wersji mitologii – Zaślubiny Kadmosa z Harmonią. Nimfa to prefiguracja kobiety fatalnej: związanej z naturą, nieświadomej swego zniewalającego uroku, sprowadzającej zgubę na zafascynowanych nią mężczyzn. I nie ma specjalnego znaczenia, czy jest cnotliwa, czy przeciwnie – rozwiązła. Zguba mężczyzny, który spojrzy w jej oczy, jest nieuchronna.
Postacie Starców – zwłaszcza Pierwszego, w którego partii
znajduje się zresztą najpiękniejsza aria miłosna w tym oratorium (Akt I, Scena
3) – przywołują na myśl nieszczęsnego Salingera z filmu von Triera Nimphomaniac (co za Katarzyną Przyłuską-Urbanowicz rozumiem – wbrew polskiemu tłumaczeniu tytułu – jako „Nimfomaniaka”).
Ani wiek, ani erudycja, ani przenikliwa samoświadomość nie chronią Salingera – a
także obu biblijnych mędrców – przed pożądaniem, pozbawiającym rozumu
i godności. Wszyscy też kończą fatalnie. Tak właśnie bywa, gdy zostaniesz opętany przez Nimfę...
Jeśli zaś podążymy za muzyką, ten właśnie trop wydaje się
słuszny. Często tak bowiem bywa – nie tylko u Haendla zresztą – że to muzyka
ujawnia właściwe intencje twórcy. Tak jak w Alcinie
Haendel staje po stronie „złej” czarownicy, obdarowując ją najpiękniejszymi
muzycznie partiami, tak w Zuzannie
traktuje Starców nie jak agresorów, lecz jako bezbronne i bezwolne ofiary
zabójczej Nimfy...
Oratorium jest formą muzyczną, która nie wymaga oprawy
teatralnej, jednak do jej wykonania konieczny jest ogromny aparat wykonawczy:
soliści, chór i orkiestra. W Narodowym Forum Muzyki mieliśmy okazję wysłuchać Zuzanny w najlepszym wykonaniu: zespołu
instrumentalistów FestspilOrchester Göttingen i renomowanego NDR Chor z
Hamburga, oraz w partiach solowych śpiewaków amerykańskich Emily Fons jako
Zuzannę i Christophera Lowreya jako Joakima – oboje młodzi, promienni, świetnie
przygotowani, doskonali w swoich rolach. Jako Starcy wystąpili zaś angielski
tenor John Mark Ainsleya i niemiecki bas Raimund Nolte. Całość poprowadził
brytyjski dyrygent Lurence Cummings, specjalista od Haendla, dyrektor
artystyczny London Handel Festival i Internationale Händel-Festspiele
Göttingen.
FestspieleOrchester i NDR Chor zbierają zasłużone brawa; fot. i. Ramotowska |
Trudno wyróżnić któregokolwiek z artystów niedzielnego
koncertu – wszyscy wykonawcy byli absolutnie perfekcyjni i w pełni zasłużyli na
stojącą owację, którą nagrodziła ich publiczność. Największe wrażenie wywarł jednak
na mnie John Mark Ainsley, który rolę Pierwszego Starca nasycił całą gamą
silnych, nieraz sprzecznych emocji – od lirycznej miłości po groteskową
lubieżność. Nieszczęsny Starzec był z jednej strony bezradny wobec siły
uczucia, łagodny i czuły wobec ukochanej, a równocześnie okrutny, pełen
hipokryzji i fałszywego współczucia w chwili oskarżenia. Tak doskonałe
operowanie głosem, nie poparte wszakże ruchem scenicznym, który w takich momentach
może wesprzeć śpiewaka w oddawaniu przeżyć odgrywanej postaci, świadczy o
wyjątkowym mistrzostwie artysty. Zrobiło mi się bardzo żal, że gdy w ubiegłym
roku wystąpił na Opera Rara w Tamerlanie
Haendla, był niedysponowany i nie mógł zaprezentować swoich możliwości w pełni.
A jak się przekonałam w niedzielę – są one naprawdę niezwykłe!
Erudycja Autorki niesłychana! Zazdroszczę. Jestem jednym z tych, którzy jeszcze nie wiedzą, że kochają, więc w sprawie muzyki zamilczę. Ale wspaniały i odświeżający głowę jest ogrom odniesień do malarstwa, Biblii, mitologii, teatru i historii kina. O literaturze nie wspominając. kazik
OdpowiedzUsuńDzięki za miłe słowa, tropienie kontekstów to prawdziwie fascynujące zajęcie i niemała frajda!
Usuń