O ile Bachowskie Pasje - zarówno Janowa, jak i Mateuszowa - są dobrze znane i regularnie obecne w repertuarach rozmaitych scen muzycznych, o tyle Pasja Telemanna to coś, co bardzo trudno znaleźć w jakimkolwiek repertuarze. Dlatego gdy znalazłam zapowiedź Brockes-Passion na stronie Warszawskiej Opery Kameralnej, poczułam dużą ekscytację i oczywiście popędziłam 16 marca na koncert zorganizowany na Zamku Królewskim w Warszawie.
Szukając informacji o pasjach Telemanna, przeczytałam, że skomponował ich 40 i były to utwory do wykonywania w kościołach w Wielki Piątek. Oprócz tego stworzył też 6 oratoriów pasyjnych, w tym pierwsze z nich z roku 1716 do znanego, poetyckiego tekstu Bartholda Heinricha Brockesa, którym posługiwali się też Haendel i Bach. Stąd tytuł oratorium, którego pełna nazwa to Der fur die Sunde der Welt liedende und sterbende Jesus. Jak oratoria Bachowskie, to również było skonstruowane z podobnych elementów. Szkielet stanowiły recytatywy Ewangelisty (w interpretacji Karola Kozłowskiego), które były przeplatane recytatywami i ariami postaci Piotra/Piłata (Łukasz Kózka), Jezusa (Mariusz Godlewski), Judasza/Wierzącej Duszy/Pierwszej służącej (Joanna Motulewicz), Marii/Wierzącej Duszy, Córy Syjonu (Teresy Marut) i Córy Syjonu/Wierzącej Duszy (Aleksandry Szmyd). W scenach zbiorowych do akcji włączał się chór WOK, który wykonał także kilka chorałów, w tym najdłuższy - końcowy, zamykający pasję.

Oratorium trwa trzy godziny i na Zamku zostało wykonane z niewielką przerwą mniej więcej w połowie. Orkiestrą MACV dyrygował i całość prowadził Adam Banaszak. Orkiestra grała z właściwym sobie profesjonalizmem, a poszczególni instrumentaliści towarzyszyli solistom podczas arii.
W stosunku do Bachowskich pasji wszystkiego wydawało się więcej - arie i recytatywy były krótkie, nastrój zmieniał się co chwila i całość sprawiała wrażenie aż gęstej od nagromadzonych motywów. Jednocześnie tempo zmieniających się poszczególnych części wydawało się jakby za szybkie i nie pozwalało zatrzymać się i w pełni wsłuchać w każdą z nich. To jednak materia, którą trudno ogarnąć po jednorazowym wysłuchaniu. Niemniej okazja, żeby zetknąć się z dziełem Telemanna, była zupełnie wyjątkowa i budująca dodatkową perspektywę na inne dzieła tego gatunku.