Anielski głos Philippe'a Jarousky'ego należy już, niestety, do przeszłości. Dlatego artysta szuka dla siebie miejsca w innej artystycznej roli, a ściślej za pulpitem dyrygenckim. W takim charakterze wystąpił 8 lutego na festiwalu Opera Rara, dyrygując Capellą Cracoviensis w koncertowym wykonaniu Mozartowskiej opery Mitridate. Jak się udało?
Muszę przyznać, że całkiem nieźle, Capella grała nomen omen koncertowo, a Jaroussky dyrygował sprawnie i uważnie, zwłaszcza koordynując grę orkiestry ze śpiewem solistów. Podobno żalił się w jakimś wywiadzie, że od dyrygowania bolą go plecy - no cóż, jest dość wysoki i rzeczywiście często pochylał się, jakby chcąc porozumiewać się z siedzącymi instrumentalistami na ich poziomie. Biedne plecy!
Mitridate to bardzo wczesna opera Mozarta i cóż, nie najwybitniejsza z jego dzieł. Poszczególne arie piękne, ale w swojej masie wydawały się jednak monotonne, a nawet nudne. Znakomite wyczucie teatralnej dramaturgii było jeszcze przed genialnym kompozytorem. Wsłuchiwaliśmy się więc w interpretacje solistów, którzy próbowali nadać swoim ariom nieco dramatyzmu i ożywić tę piękną, ale nieco schematyczną partyturę.
![]() |
Soliści, dyrygent i orkiestra odbierają brawa; fot. IR |
Prym wiódł oczywiście Zachary Wilder, znany tenor, w roli tytułowej. Długo czekaliśmy na jego pierwsze wejście, bowiem pojawia się dopiero w trzeciej scenie pierwszego aktu, ale było ono znakomite - aria Se di lauri w interpretacji Wildera była jedną z robiących największe wrażenie. Dynamika, gwałtowne skoki interwałowe, swoboda z jaką modulował głos w pełni odpowiadała jego głównej roli w tej operze. Nie wiem, jak wypadłaby partia Aspasii, gdyby wykonała ją zapowiadana Rebecca Bottone i bardzo żałuję, że nie miałam okazji się o tym przekonać. Zastępująca ją Marion Grange wypadła bardzo słabo, zwłaszcza na początku, ale w miarę upływu czasu trochę się "rozśpiewała". Na tym tle świetnie zaprezentowali się polscy soliści, zwłaszcza Joanna Sojka jako Sifare. A zachwycająca aria Lungi da te mio bene z towarzyszeniem rogu była chyba najjaśniejszym punktem w całej operze. Z równą przyjemnością słuchałam też Doroty Szczepańskiej - wspaniały sopran i brawurowa interpretacja, i Rafała Tomkiewicza - którego miękki i ciepły kontratenor najbardziej zachwyca mnie w ariach lirycznych, jak Gia dagli occhi il velo e tolto z trzeciego aktu. Ten team solistów sprawił, że uwaga publiczności przez ponad trzy godziny była przykuta do koncertowej sceny. Dla wielbicieli opery barokowej koncert był nie tylko okazją do posłuchania niebarokowej, ale przecież pięknej Mozartowskiej muzyki w dobrym wykonaniu, ale i do zobaczenia Jaroussky'ego w nowej roli. Udany wieczór!
A już dziś w krakowskiej filharmonii Lully i jego Alceste. Czyli pierwszy z barokowych wieczorów!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz